Wszyscy znają dobrze gołębie miejskie i wielu z nas nie darzy ich sympatią. Co prawda dodają starym miejskim zakątkom uroku, lecz przy okazji okrutnie paskudzą. Tymczasem w mieście coraz śmielej poczynają sobie grzywacze. Do niedawna kojarzone wyłącznie z lasem, teraz czują się wśród wielkomiejskiego zgiełku jak u siebie.
Grzywacz to największy z gołębi, jakiego można spotkać w naszym kraju. Od swojego miejskiego kuzyna różni się nie tylko rozmiarem, lecz także charakterystycznym – jednakowym dla wszystkich osobników – ubarwieniem z wyraźną kryzą białych piór wokół szyi. Ma też inną pozytywną cechę: nie przesiaduje i nie gniazduje na balkonach, gzymsach czy dachach. Grzywacze nie paskudzą więc w takich miejscach, a ich odchody nie niszczą elewacji i nie przyprawiają o szybsze bicie serca właścicieli kolonizowanych przez miejskie gołębie balkonów. Poza tym na zimę wolą odfrunąć do ciepłych krajów.
Jak przyznają ornitolodzy, grzywacz jeszcze sto, sto pięćdziesiąt lat temu był w Polsce rzadkością, prawie tu nie występował. Pojawił się wraz z ociepleniem klimatu. Jego terytorium były do niedawna wyłącznie liściaste lasy, gdzie na drzewach zakładał gniazda i wiódł spokojny żywot nie wadząc nikomu. Nie jest szkodnikiem niszczącym uprawy. Żywi się głównie nasionami, młodymi listkami i świeżą trawą. Polskie miasta zaczął kolonizować w latach 60. ubiegłego wieku, proces ten – jak wyjaśniają badacze – zaobserwowano najpierw na zachodzie kraju. Pierwsze kolonie miejskich grzywaczy pojawiły się w Szczecinie. W Bielsku-Białej (należy zaznaczyć, że to prywatne obserwacje, a nie wyniki badań naukowych) jeszcze dziesięć lat temu grzywaczy w centrum miasta raczej się nie widywało. Teraz jest ich mnóstwo. Gniazdują zazwyczaj na drzewach – w miejskich parkach i na skwerach. Pełno jest ich chociażby w parku za ratuszem.
Czemu z lasów przeprowadzają się do miast? Można przypuszczać, że łatwiej tu o pożywienie, a przy okazji jest mniej drapieżników. Poza tym grzywacze są w Polsce ptakami łownymi i myśliwi na nie polują (sezon trwa od połowy sierpnia do końca listopada). Nawiasem mówiąc takie polowania można uznać za barbarzyństwo, bo ani to zdobycz, ani trofeum. Po prostu jest to strzelanie dla czystej przyjemności zabijania. Na zachodzie Europy myśliwi zrezygnowali już z polowań na te ptaki.
Grzywaczy jest coraz więcej. W ciągu sezonu parka może dochować się nawet 4 lęgów, a w każdym od 1 nawet do 4 piskląt. Wybierając się na spacer do parku warto więc zwrócić uwagę również i na te ciekawe ptaki, przez wielu mylone z miejskimi kuzynami. Należy jednak pamiętać o tym, iż w przeciwieństwie do nich zachowały swoje dzikie instynkty. Gołębie miejskie ludzi się nie boją, a bywają nawet namolne. Grzywacze są natomiast ostrożne i płochliwe.
Termin “inwazja” ma negatywny wydźwięk, a tymczasem grzywacze nic złego nam nie czynią.
Na razie.
Obserwuję je drugi rok. Obrały sobie wspòlny rewir z wiewiòrkami na granicy lasu i posesji – i między nimi odbywają się widowiskowe, b.głośne walki – zabawne:) i cos wspaniałego!
Walki wspaniałe? Lepiej aby się zgadzały, trzeba wkroczyć do negocjacji.
🙂 rąbać z procki, czy rozwiesić na drzewach wezwanie do rozejmu?
Te walki to raczej wzajemne pokazy sił – bez ofiar.
..coś jak w komentarzach do postòw w B24 😉
Tradycyjnie pozdrawiam;) HerrKolege i DobrejNocki, bo pòźna pora!
W rewir wprowadzić do negocjacji na chwilę – kuny, ewentualnie jastrzębie. Głośność walk ustanie.