Od dotkliwej porażki zaczęli rundę rewanżową piłkarze IV-ligowej Unii Oświęcim. Wyjazdowa przegrana z Wiślanką Grabie może być jednak początkiem dużo większych problemów.
– Jest źle. Co powiedzieć po takim meczu. Weszliśmy w niego całkiem nieźle, a potem wszystko się posypało – powiedział nam po spotkaniu pomocnik Unii Grzegorz Janiczak, który jest jednym z nielicznych podopiecznych Jacka Dobrowolskiego, który po meczu zasłużył na pochwałę. Zresztą raz po raz komplementował go siedzący na trybunach Grzegorz Pater, który skrupulatnie robił notatki, gdyż za tydzień jego Orzeł Ryczów gościć będzie w Oświęcimiu. – Bardzo dobry zawodnik. Widać, że chce mu się biegać, a to rzadkość. No i ma świetny przegląd pola. Bardzo dużo widzi – chwalił wychowanka Strzelca Budzów.
Goście po dobrym początku szybko oddali Wiślance inicjatywę, a ta grając z wiatrem sunęła z atakami. A, że obrona Unii spisywała się koszmarnie to bramką pachniało w każdej akcji, w której gospodarze posyłali piłkę na wolne pole. Pierwszą taką okazję wykorzystał Mateusz Stanek, wygrywając pojedynek „sam na sam” z Mariuszem Stępniem. Po chwili w podobnej sytuacji znalazł się Mariusz Łyduch. Przelobował bramkarza gości, ale i bramkę. Mariusz Panek szansy już nie zmarnował. Po tej akcji wiele uwag do arbitra miał kapitan biało-niebieskich Marcin Pluta. Nie przebierał w słowach nawet gdy ujrzał żółty kartonik. Kilka sekund później sędzia drugi raz sięgnął do kieszonki. Od razu po dwie kartki. Pokazał Plucie drugie „żółtko”, a zaraz po nim czerwoną kartkę i kapitan Unii mógł ruszyć w drogę do szatni.
Wiślanka nie kalkulowała i jeszcze przed przerwą chciała „zamknąć” mecz. I miała ku temu okazje. najpierw Mateusz Stanek idealnie wyszedł do piłki, ale nieczysto uderzył ją głową, marnując wyborne dośrodkowanie. Tuż przed gwizdkiem Łukasz Nowak huknął zza pola karnego, ale Mariusz Stępnień popisał się wyborną interwencją, wyciągając się jak struna.
Trudno powiedzieć czy to reprymenda jakiej swoim zawodnikom udzielił Jacek Dobrowolski, czy też fakt, że Unia zaczęła grać z wiatrem sprawił, że po zmianie stron obraz gry uległ diametralnej zmianie. Goście od razu wzięli się za odrabianie strat, ale brakowało im szczęścia, ale i zdecydowania w decydującym momencie. Arkadiusz Czapla prostopadłym idealnie obsłużył Bartosza Praciaka, ale ten długo zwlekał ze strzałem i został zablokowany. Gdyby uderzył z pierwszej piłki gol był murowany. Kilkadziesiąt sekund później ponownie akcję zainicjował Czapla, ale za długo zwlekał z dośrodkowaniem do wbiegającego środkiem Praciaka. Ten zniechęcony zaczął zbiegać do partnera i wówczas… dostał podanie za plecy. Doszedł jeszcze do piłki, ale na oddanie soczystego strzału nie miał już szans. A sytuacja sam na sam Czapli będzie śniła się po nocach. Za to gola meczu mógł zdobyć aktywny Janiczak. Dostrzegł, że bramkarz gospodarzy jest wysunięty. Nie namyślając się długi posłał futbolówkę z niemal połowy boiska. Pomylił się o kilkadziesiąt centymetrów.
Gdy wydawało się, że kontaktowa bramka musi paść Wiślanka wyszła z kontrą. Kacper Sołtys wygrał starcie z Dawidem Balonem i nie dał szans Stępniowi. Na domiar złego w stoper Unii opłacił pojedynek kontuzją. A, że goście mieli tylko dwóch rezerwowych (nie licząc bramkarza) i obaj weszli już na murawę, to biało-niebiescy kończyli zawody w podwójnym osłabieniu. W tej sytuacji tylko brak chłodnej głowy graczy Wiślanki sprawił, że zdołali w końcówce pokusić się tylko o jedną bramkę, autorstwa Adriana Nguyena.
Wiślanka Grabie – Unia Oświęcim 4:0 (2:0)
Wiślanka: Kobyłka, Waś (85’ Bobak), Czajka, Kuligowski, Domoń, Warylak (65’ Sołtys), Panek, Gładysz, Nowak (92’ Moniak), Ładuch (90’ Jaworski), Stanek (78’ Nguyen)
Unia: Stępnień, Pluta, Rzeszutko, Ryszka, Janiczak, Snadny (77’ Lichota), Czapla, Praciak, Wilczak (73’ Mrowiec), Balon, Ryś.
Autorem fotoreportażu jest Wojciech Ciomborowski