Hanna Greń, mieszkanka Bielska-Białej, absolwentka Akademii Ekonomicznej w Katowicach, wydała kolejną powieść. Już 29 stycznia 2020 ukaże się książka, która będzie nosić tytuł “Wioska kłamców” i jest pierwszą z zaplanowanych pięciu tomów.
Z wykształcenia jest pani ekonomistką. Czy to prowadzenie biura rachunkowego tak mocno dało pani w kość, że postanowiła pani zacząć zabijać na kartach powieści? A może historie kryminalne zainteresowały panią z zupełnie innego powodu?
– Bardzo lubiłam swoją pracę, klientów też miałam sympatycznych, nie mogę więc moich zbrodniczych inklinacji tłumaczyć perypetiami związanymi z wykonywanym zawodem. Zawsze intrygowały mnie motywy zbrodni, przyczyny, dla których zwyczajny, zdawać by się mogło, człowiek nagle staje się bestią. Poza tym mój mąż był policjantem, zatem pisanie kryminałów mam wpisane w obowiązki małżeńskie.
“Wioską kłamców” rozpoczyna pani nową serię kryminalną. Czego możemy się spodziewać, sięgając po perypetie byłej policjantki, Dionizy Remańskiej?
– W nowej serii czytelnika będą czekać morderstwa, kłamstwa i szantaże. Spotka się on też ze starymi legendami, których echa docierają aż do współczesności, i pozna różnych ludzi, od z gruntu złych po całkiem przyzwoitych.
Sama Dioniza jest bardzo ciekawą postacią, silną kobietą, która nie daje się łatwo zbyć czy przestraszyć. Czy jest to bohaterka, z którą znalazłaby pani wspólny język, prowadząc śledztwo?
– Myślę, że tak, gdyż wiele nas łączy, choć wiele też różni. Dioniza jako znajoma zapewne często doprowadzałaby mnie do szału uporem czy porywczością. Chwilami potrafi być naprawdę irytująca, ale stworzyłam ją taką celowo. Nie chciałam, żeby była papierową postacią, mającą tylko dobre strony. Miała być prawdziwa, składająca się w równiej mierze z zalet i wad.
Fabułę “Wioski kłamców” osadziła pani w fikcyjnej miejscowości Strzygom. To bardzo intrygująca nazwa. Czy z jej powstaniem wiąże się jakaś historia?
– Najpierw wymyśliłam miejscowość, którą z braku pomysłu nazwałam roboczo wioską X, a w której mieli mieszkać potomkowie skazańców i wyrzutków. Ale musiałam jakoś to uzasadnić. Wtedy wyobraźnia podsunęła mi pomysł ze strzygami będącymi ongiś paniami tej wioski. Stworzyłam więc na potrzeby fabuły całą legendę, a wówczas nazwa wioski pojawiła się sama.
W jaki sposób pracuje pani nad książkami? Czy ma pani swoje rytuały, których ściśle przestrzega?
– Pod tym względem jestem osobą z wyjątkowo małymi wymaganiami. W zasadzie mogę pisać w każdych warunkach i wystarcza mi do tego kawałek miejsca, gdzie mogłabym przycupnąć. Pisałam w pociągu na kartkach papieru, pisałam w szpitalu na tablecie, pisałam nawet w poczekalni u lekarza. Nie wymagam ciszy, nie muszę słuchać ulubionego utworu. Mile widziane, ale nie niezbędne są kawa i papierosy.
Czy tworząc wątki kryminalne, konsultuje je pani ze specjalistami? Na ile realia pracy policyjnej wierne są rzeczywistym?
– Staram się jak najwierniej oddawać realia policyjnej pracy. Konsultuję się na bieżąco z mężem, który był policjantem. Służył między innymi na komisariacie, w wydziale dochodzeniowo-śledczym oraz w CBŚ, z wykształcenia zaś jest prawnikiem, tym samym jego pomoc jest niezwykle cenna. Po zakończeniu pisania mąż dostaje do przeczytania jeszcze ciepły tekst, by wyłapać ewentualne nieścisłości. Powieść wędruje do wydawnictwa dopiero po narzuceniu poprawek, mam więc nadzieję, że pod względem merytorycznym policjanci nie mogą moim książkom zarzucić, że wieje z nich fantastyką.
Co w procesie pisania jest dla pani największym wyzwaniem? Którego etapu pracy nad książką najbardziej pani nie lubi?
– Największym wyzwaniem jest dla mnie pisanie o emocjach. Sama nie potrafię ich uzewnętrzniać, dlatego wczucie się w psychikę osoby niemającej z tym problemu jest dla mnie bardzo trudne i nieraz muszę kilkakrotnie poprawiać taką scenę, zanim uznam ją za zadowalającą. Najbardziej nie lubię fazy końcowej, czyli wyłapywania błędów i literówek. Jest to ten etap, kiedy znam tekst niemal na pamięć, trudno więc skupić się na dokładnym odczytywaniu zdań słowo po słowie.
Jakie emocje towarzyszą premierze pani książek? Czy jest to radość z oddania historii w ręce czytelników, czy raczej obawy o to, jak przyjmą ją czytelnicy?
– Jedno i drugie. Z jednej strony cieszę się, że moja książka zaistnieje wśród innych i czytelnicy będą mogli poznać opowiedzianą przeze mnie historię. Z drugiej zaś strony towarzyszy mi obawa, że mogą uznać książkę za słabą, niewartą papieru, na którym została wydrukowana. A przecież ta książka to nie tylko efekt mojej ciężkiej pracy, wielu godzin spędzonych nad klawiaturą. To także kawałek mojej duszy oddany w ręce czytelników.
Jest pani wierną czytelniczką kryminałów czy woli jednak książki innego gatunku? Czy są tacy pisarze, których twórczość jest dla pani wyjątkowa?
– Od dzieciństwa uwielbiam kryminały, ale czytam też książki z innych gatunków – fantastykę, powieści obyczajowe, historyczne czy biografie. Nie pogardzę też dobrym romansem. Pisarzy dzielę na takich, których książki muszę mieć, na takich, których tylko czytam, i na takich, których omijam. Do tych pierwszych zaliczam Ryszarda Ćwirleja, Przemysława Borkowskiego, Małgorzatę Rogalę, Agnieszkę Lis, Natalię Nowak-Lewandowską… Mogłabym wymieniać jeszcze długo, a podałam tylko nazwiska polskich pisarzy. Nasza domowa biblioteczka liczy sobie obecnie 6325 książek, nie sposób więc wymienić wszystkich, których cenię.