Wydarzenia Bielsko-Biała

Odszedł Stanisław Kwaśny: Zostały rzeźby i wspomnienia

Wielki artysta i pasjonat. Człowiek wyjątkowy, bardzo wrażliwy, inteligentny, otwarty na ludzi, ciepły i pogodny. Tak mówią o zmarłym 23 listopada rzeźbiarzu Stanisławie Kwaśnym z Mesznej ci, którzy go znali.

Od dzieciństwa miał zdolności manualne, interesował się plastyką oraz fotografią. W młodości należał do harcerstwa, trenował boks, jeździł na nartach. Podczas służby wojskowej był spadochroniarzem, a także udzielał się jako plastyk – tworzył gazetki okolicznościowe, dekoracje, robił zdjęcia. Przez lata pracował jako tkacz w bielskim przemyśle włókienniczym. Na pierwszym planie były wówczas dla niego praca, rodzina i dom, więc na plastyczne pasje brakowało już czasu. W 1993 roku po przebytej chorobie musiał przejść na rentę. – Przez trzydzieści pięć lat pracowałem w trudnych warunkach, w zapyleniu. Doprowadziło to do choroby wieńcowej i dwóch zawałów serca – opowiadał nam półtora roku temu podczas wernisażu indywidualnej wystawy w Galerii Sztuki Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej. – Lekarze zalecali mi znalezienie sobie jakiegoś hobby i dawali mi dziesięć lat życia. Po wyjściu ze szpitala coś mi podpowiedziało, żeby wyrażać siebie rzeźbą. Od tamtej pory minęło już dwadzieścia pięć lat… Poświęciłem się czemuś, co od zawsze mnie ciągnęło. Gdy chodziłem po pracy na autobus PKS, często przystawałem przy cepeliach i księgarniach i marzyło mi się rzeźbienie. Koledzy nieraz namawiali mnie: „Zrób mi rzeźbę” i mówili, że umiem rzeźbić, tylko jeszcze o tym nie wiem. Tak to się zaczęło. Później spotkałem ludzi z ówczesnego Wojewódzkiego Ośrodka Kultury, którzy mnie w to wszystko wciągnęli, wysyłali na konkursy, kiermasze i wystawy.

Artysta z charyzmą

– Przyszedł kiedyś do mnie, żeby pokazać mi kilka prostych rzeźb. W jego pracach od razu zauważyłem pewien rodzaj charyzmy – wspomina znawca twórczości ludowej regionu beskidzkiego i kierownik Galerii Sztuki ROK Zbigniew Micherdziński. Syn artysty, Grzegorz Kwaśny, opowiada, że najpierw jego ojciec próbował sił w malarstwie, potem zaczął tworzyć płaskorzeźby, ale w końcu przerzucił się na rzeźby. – Widział, że jego prace coraz bardziej się ludziom podobają i to go zachęcało. Właścicielki stoiska w krakowskich Sukiennicach zamawiały wyrzeźbione przez niego aniołki w ogromnych ilościach – mówi Grzegorz Kwaśny. – Później wszedł w krąg twórców ludowych, zaczął być doceniany i zapraszany na plenery i inne wydarzenia.

Ogromny dorobek twórczy artysty z Mesznej obejmuje rzeźbę w drewnie i kamieniu, kapliczki, szopki oraz maski obrzędowe i gwiazdy kolędnicze. Tworzył postacie Matki Boskiej i świętych, scenki rodzajowe, fantazyjne ptaki, wielobarwne ule. Jednak największą popularnością cieszyły się postacie pyzatych aniołków – niemal figlarnych, grających na instrumentach, przytupujących nóżkami, kolorowych. Powstało ich między pięć a sześć tysięcy.

Z czasem ulubionym motywem twórcy stał się Chrystus Frasobliwy. Pod dłutem Stanisława Kwaśnego zyskał znów wyjątkowy wymiar. – Chrystus z Mesznej jest bliski człowiekowi i litościwy. I ma on jeszcze dodatkowe cechy. Jest dziecięco ufny, rozmarzony i przez swój spokój łamie w nas ludzkie obawy, niepokoje i lęki. Przyglądając się rzeźbie wykonanej przez beskidzkiego twórcę, ma się głębokie poczucie, że Chrystus wsłuchuje się w radość i dylematy człowieka… – pisze kolekcjoner sztuki ks. Paweł Śmigiel z archidiecezji wrocławskiej.

Ważne miejsce w twórczości Stanisława Kwaśnego zajmowały również kapliczki. Powstało ich ponad sto. Stoją w wielu zakątkach kraju, a także na Słowacji i w Czechach. – Pamiętam na przykład, jak pewien mieszkaniec Godziszki poprosił tatę, żeby zrobił kapliczkę z pnia gruszy z ogrodu jego mamy – opowiada Grzegorz Kwaśny. – Kobieta ta lubiła siedzieć pod tą gruszą. Gdy zmarła, drzewo również wkrótce obumarło. Mężczyzna przywiózł do nas tę gruszę wykopaną razem z korzeniami. Pomagałem tacie oczyszczać korzenie z ziemi. Tata wykonał piękną kapliczkę z grotą, a cała jej powierzchnia pokryta była dekoracyjnymi ornamentami.

Jedną z kapliczek – wykonaną trudną techniką rzeźbienia w całości z jednego pnia – twórca podarował swojej miejscowości. Przedstawia ona Chrystusa Frasobliwego i stoi na styku ulic Borowej i Jaworowej w Mesznej.

Był laureatem wielu konkursów. Uhonorowany został także Nagrodą im. Władysława Orkana oraz Nagrodą im. Oskara Kolberga. Najważniejszą cechą jego twórczości jest prostota przekazu. Wyrzeźbione postacie emanują ciepłem, a ich twarze i gesty wyrażają uczucia.

Nauczyciel rzeźbienia

Stanisław Kwaśny bywał instruktorem lub kuratorem plenerów rzeźbiarskich. – Przeprowadzałem z nim między innymi projekty „I Ty możesz zostać artystą” oraz „Jak powstaje dzieło” – wspomina Zbigniew Micherdziński. – Twórcy niezbyt chętnie zdradzają tajniki swojego warsztatu. Tymczasem Staszek bardzo chętnie udzielał wskazówek – co rzeźbić, jak rzeźbić. Siadał i tłumaczył, pokazywał kolejne etapy tworzenia – od kawałka drewna, przez wstępną obróbkę, po gotową pracę. Ludzie mówili na początku: „przecież ja nie umiem rzeźbić”. Ale Staszek potrafił ich porwać swoją osobowością. Inspirował, podpowiadał, zachęcał. Był niezwykle otwarty i pozytywnie nastawiony do ludzi.

Kilkanaście lat temu po skończonych warsztatach rzeźbiarskich pojawił się pomysł stworzenia wspólnie plenerowych szopek. Pierwsza stanęła obok kościoła w Wilkowicach, druga przy świątyni w Mesznej. Do pracy przy tworzeniu wielkich figur udało się zaangażować ponad trzydzieści osób – nauczycielki, urzędniczki, studentów, emerytów itd. – Ojciec wciągnął również naszego księdza proboszcza, który mówił, że nie ma zdolności rzeźbiarskich. Jednak tata – swoim zwyczajem – powiedział mu, że je ma, tylko jeszcze o tym nie wie i zachęcił do strugania „wełny” na barankach – opowiada Grzegorz Kwaśny.

„Ilustrator” księdza Twardowskiego

W 2001 roku na wystawie „Świat aniołów” w Suchej Beskidzkiej na prace Stanisława Kwaśnego zwróciła uwagę Aleksandra Iwanowska – edytorka twórczości księdza Jana Twardowskiego. Pokazała rzeźby poecie, którego również niezmiernie one ujęły. W ten sposób fotografie prac artysty z Mesznej, korespondujących rodzajem wrażliwości z wierszami księdza Twardowskiego, stały się ilustracjami jego tomików. Ksiądz i rzeźbiarz nieraz się spotykali. W liście z kwietnia 2002 roku do Stanisława Kwaśnego autor „Nie przyszedłem pana nawracać” napisał: Kochanemu Panu Stanisławowi z podziękowaniem za urocze rzeźby tak bardzo prawdziwe, serdeczne i szczere.

Miłośnikiem twórczości podbeskidzkiego rzeźbiarza stał się również kolekcjoner sztuki – ksiądz Paweł Śmigiel z archidiecezji wrocławskiej. – O Stanisławie Kwaśnym usłyszałem podczas studiów w Wyższym Seminarium Duchownym w Warszawie. Miałem wykłady z literatury z księdzem Twardowskim i zobaczyłem te rzeźby w jego tomikach – wspomina dziś ksiądz Śmigiel. – W pracach Stanisława Kwaśnego widać ciepło, serdeczność, miłość. Znalazł on w swojej twórczości drogę do Pana Boga poprzez piękno, uśmiech czy pucułowatość rzeźbionych postaci. W jego sztuce sacrum stało się bliższe człowiekowi.

Wielki pasjonat

Stanisław Kwaśny był nie tylko utalentowanym twórcą, ale także wyjątkowym człowiekiem. – Osiągnął szczyty w sztuce ludowej i miał pazur oryginalności – komentuje ksiądz Paweł Śmigiel. – Jego twórczość się broniła, bo był prawdziwy w tym, co robił, nie udawał, nie blefował, miał coś do powiedzenia. Był typowym pasjonatem i całym sobą żył rzeźbiarstwem, a jego wyjątkowość wynika przede wszystkim z tego, że w tym co robił ukierunkowany był na Boga. Oprócz wiary miał także wielką przenikliwość, był człowiekiem bardzo dobrze zorientowanym, oczytanym i inteligentnym. Zawsze aktywny i bezinteresowny, ciekawy świata i ludzi, każdego darzył szacunkiem. Był bardzo rodzinny, kochał żonę, dzieci i przekazywał tę miłość poprzez sztukę. Wraz z jego odejściem zamyka się dla mnie pewna epoka.

Smutku nie kryje również Zbigniew Micherdziński. – Straciłem przyjaciela i twórcę, z którym organizowałem mnóstwo wydarzeń i projektów. Staszek był uczynny, otwarty, chętny do działania. Zawsze znajdował czas dla kolekcjonerów. Wielu z nich dzwoniło do mnie po jego śmierci z pytaniem, czy to prawda, że Staszek zmarł. Musiałem niestety potwierdzać tę wiadomość.

Aktywny do końca

Jedną z ostatnich prac Stanisława Kwaśnego jest rzeźba przedstawiająca św. Michała Archanioła, która powstała na zamówienie Michała Kobieli z Kaniowa i wkrótce stanie w pobliżu jego domu. – Jestem wdzięczny Bogu, że mogłem spotkać na swojej drodze pana Staszka. Był to człowiek niesamowity i nietuzinkowy – mówi Michał Kobiela. – Rzeźba Michała Archanioła zdobyła ostatnio trzecie miejsce w konkursie „Patroni naszych kościołów”, organizowanym przez Gminny Ośrodek Kultury w Stryszawie. W Kaniowie będzie swego rodzaju wotum wdzięczności po tym trudnym roku, w którym świat ogarnęła pandemia, a Kaniów nawiedziła trąba powietrzna.

W ostatnim czasie, podupadając już mocno na zdrowiu, pan Stanisław wykonał rzeźbę przedstawiającą zmęczonego wiekiem papieża Jana Pawła II. – Jak patrzymy teraz na tę rzeźbę, to wydaje nam się, że chciał w nią przelać to, co sam wewnętrznie odczuwał – mówi syn Grzegorz. Praca ta zdobyła pierwsze miejsce w konkursie organizowanym przez Gminną Bibliotekę Publiczną w Wilkowicach. W uzasadnieniu jurorzy napisali: Rzeźba pobudza wyobraźnię, zmusza do refleksji, wywołuje ciszę w naszym umyśle, ciszę wołającą o modlitwę. Niestety, laureat nie doczekał informacji o nagrodzie, zmarł tuż przed ogłoszeniem oficjalnych wyników…

– W pokoju taty znajduje się jeszcze figurka Anny Samotrzeciej, której nie zdążył dokończyć. Obróbki wymaga twarz świętej – mówi Grzegorz Kwaśny. – Właściwie w domu mamy niewiele jego rzeźb. Ogromna większość rozeszła się po świecie. Jednak tata zostawił nam po sobie fajne wspomnienia. Gdy się wchodziło do domu, od razu było słychać, że działa coś w swoim kąciku w rogu kuchni, gdzie obrabiał mniejsze rzeźby. Jeszcze tydzień przed śmiercią poprosił mnie, żebym mu przygotował w garażu kawałek drewna pilarką łańcuchową. Choć w ostatnim czasie był słaby i siły go opuszczały, do końca był pogodny, kontaktowy i umysłowo sprawny. Odszedł tak jak chciał – w domu, wśród najbliższych.

 

Zdjęcia: Magdalena Nycz

Zdjęcie główne: Zbigniew Micherdziński

google_news