Dla Vladimira Bezdrobnego wojna to nie tylko jak cios w serce, ale i ten zdradziecki – w plecy. Ukrainiec, w którego żyłach płynie też nieco rosyjskiej krwi i który studiował w Moskwie, wraz z córką i ukochanymi wnuczkami musiał ewakuować się z Kijowa, zostawiając wszystko za sobą. Jego całe życie toczyło się wokół sztuki i właśnie ona pomaga mu zachować pasję, pogodę ducha i wrodzony optymizm. Nadal widzi świat w ciepłych i żywych barwach, czemu teraz daje wyraz z zamiłowaniem malując obrazy, przedstawiające Bielsko-Białą – miasto, które pokochał i które stało się nowym domem dla jego rodziny.
Ze skrzynią nad rzekę
Vladimir Bezdrobny pochodzi z Armawiru w Rosji (wtedy ZSRR), gdzie jego rodzice przybyli z Charkowa w dzisiejszej Ukrainie. Jego młodość kręciła się wokół piłki nożnej. Był bramkarzem w juniorach Torpedo Armawir, gdzie zdobył tytuł najlepszej drużyny Związku Radzieckiego. – To była piękna przygoda, uwielbiałem grać w piłkę. Niestety, kontuzja kolana sprawiła, że marzenia o profesjonalnej karierze piłkarskiej legły w gruzach. Na szczęście miałem też drugą wielką pasję – wspomina. Była nią sztuka, w szczególności malarstwo. Już jako młodzieniec stawiał pierwsze kroki w miejscowych domach kultury.
Dużą część młodzieńczych lat spędził w stolicy. Studiował w jednej z najstarszych rosyjskich uczelni w dziedzinie sztuki użytkowej i projektowania przemysłowego. Dziś to Moskiewski Państwowy Artystyczno-Przemysłowy Uniwersytet imienia S. G. Stroganowa, a wtedy Moskiewski Instytut Sztuki Dekoracyjnej i Użytkowej, zwany popularnie „Stroganowką”.
Mury swej Alma Mater opuścił z dyplomami i umiejętnościami malarza, grafika przemysłowego i projektanta wnętrz. Wprawił się ponadto w metaloplastyce oraz tworzeniu fresków i witraży. Podobnie jak siostra, na stałe osiadł w Kijowie. Przeprowadził się tam w 1971 roku. Przez długi czas był szefem jednego z zespołów pracowniczych w państwowym instytucie projektowania przemysłowego. Projektował między innymi prototypy rozmaitych przedmiotów codziennego użytku, które potem wchodziły do masowej produkcji, jak meble, wyposażenie wnętrz i zabawki. Jednocześnie projektował wnętrza i zajmował się rzeźbą. W latach dziewięćdziesiątych założył własną pracownię, zatrudniał kilkanaście osób, i projektował na zlecenie. Nie bał się nawet takich wyzwań, jak tworzenie w świątyniach witraży i fresków. Stale też poszerzał zakres swoich umiejętności, wykorzystując niewątpliwy talent i pracowitość, dlatego dziś czuje się równie dobrze choćby w grafice komputerowej.
Wrażliwość Vladimira Bezdrobnego sprawiła, że jego dusza ma dziś niebiesko-żółty kolor. – Mam ukraińskie serce. Za żonę wziąłem Ukrainkę. Gdy pojechałem za nią na wieś, do Żytomierza, od razu poczułem się tam jak w domu. Dobrzy ludzie, piękna natura… Przez lata starałem się pokazywać tę miłość i przywiązanie w moich obrazach – opowiada.
– Tata zawsze był pełen pasji. Miło wspominam dzieciństwo. A najbardziej to, że tata miał specjalną skrzynię z przyborami do malowania. Była bardzo ciężka, a mimo to zabierał ją nad rzekę. Tam ją razem otwieraliśmy i malował. To były cudowne chwile, a dziś mam dzięki temu piękne wspomnienia – mówi córka malarza, Natalia.
– Dziadek jest dla mnie przede wszystkim artystą. Pamiętam, że mama i tata przywozili mnie czasem do niego. Obserwowałam go jak maluje. Nie pamiętam już, co to było dokładnie, ale pamiętam moje wrażenie, że było to takie piękne. Powiedziałam, że chcę, abyśmy malowali razem. Siadałam mu na kolanach i wspólnie malowaliśmy. Nigdy nie zapomnę tych wyjątkowych chwil – opowiada 17-letnia Anna Maria, także artystyczna dusza, kochająca pisać i grać na gitarze, która już bardzo dobrze mówi po polsku, dzięki czemu moja rozmowa z ukraińską rodziną toczyła się w sumie w czterech językach, bo i w ukraińskim, rosyjskim i angielskim. Druga wnuczka malarza, siedmioletnia Marianna, także już wprawia się w malarstwie, a gra ponadto na ukulele. – Bardzo lubi malować, a dziadek jej chętnie pomaga. Stworzyli cudowną więź – zauważa starsza siostra. Taki artystyczny kontakt z wnuczkami jest cenny i dla dziadka. Czy w przyszłości zaprocentuje? – To od Marianny zależy, czy zostanie kiedyś malarką. Ma do tego dryg, ale równie ważna jest praca nad sobą i czas – mówi Vladimir Bezdrobny.
Bomba nie zniszczy ducha
Rosjanie zamienili w gruzy nie tylko miasta i wsie, ale też dotychczasowe życie rodziny i wszystkie jej plany. – Mieszkaliśmy w Kijowie, który najeźdźca chciał zniszczyć za wszelką cenę. Postanowiliśmy uciekać, bo przed bombami nie ma jak się bronić… – rozkłada ręce Natalia Bezdrobna. Kobieta na Ukrainie pracowała w firmie Makita, która ma swój zakład i w Bielsku-Białej. – Zaoferowano mi pracę w Bielsku-Białej, gdzie byłam już podczas wakacji dwanaście lat temu. Z ukraińskiego oddziału przeszłam więc do polskiego. Jesteśmy bardzo wdzięczni firmie za tę propozycję. W sumie sprowadzono tu aż pięć rodzin pracowników Makity. To, że wiedzieliśmy, gdzie jedziemy i czego możemy spodziewać się na miejscu bardzo nam pomogło w tym całym koszmarze – wyjaśnia matka dwóch córek.
– To była szalona podróż – wraca do tych okropnych chwil Anna Maria. 25 lutego rodzina z Kijowa pojechała do Żytomierza, a potem do Równa, skąd udała się w stronę granicy z Polską. – W pierwszym miejscu byliśmy półtora tygodnia. Mama była bardzo zestresowana tym, co się dzieje, więc pojechaliśmy do kolegi taty. Stamtąd, po trzech dniach, wyjechaliśmy do Polski. Do granicy jechaliśmy pięć-sześć godzin. Wiemy, że ludzie stali tam nawet po dwa-trzy dni. Nam zajęło to około piętnaście godzin. Nie było to łatwe, gdy siedzi się w czworo w jednym samochodzie z kotem, który – niestety – potem nam uciekł. Niczego tam nie było, nawet sklepów. Zestresowani i zmarznięci mogliśmy tylko czekać. Pamiętam, że przekroczyliśmy granicę o trzeciej nad ranem. Potem jeszcze sześciogodzinna podróż do Bielska-Białej. Na szczęście dzięki firmie mamy mieliśmy już przygotowane mieszkanie, w którym żyjemy teraz z innymi rodzinami – relacjonuje 17-latka, która polubiła Bielsko-Białą, ale tęskno jej do przyjaciół oraz rodzinnego i tętniącego wielkomiejskim życiem Kijowa.
Napaść Rosji na Ukrainę to szczególnie niewyobrażalna rzecz dla Vladimira Bezdrobnego. – Urodziłem się na terenie dzisiejszej Rosji. W Armawirze i Soczi zostali moi przyjaciele. W rodzinnym mieście nadal mam wielu kolegów z piłkarskiej drużyny. Dopiero co mnie pytali, czy nie napisałbym książki o historii naszego klubu… – mówi gorzko. – Mam korzenie w Rosji i na Ukrainie. Nigdy bym nie przepuszczał, że jedna moja ojczyzna napadnie na drugą. Że sąsiad będzie chciał zabić sąsiada, brat brata. To szok – dodaje.
Vladimir Bezdrobny usychał z tęsknoty. W sierpniu był już bliski powrotu. – Widzimy jednak, co się dzieje. Tata na szczęście znalazł azyl w swojej pracy i zrozumiał, że to tutaj bardziej się przyda rodakom. Że może się podzielić swoim sercem i talentem z Ukraińcami, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, jak my. W Bielsku-Białej odnalazł sens życia, bo robi wiele dobrego dla Ukraińców – nie kryje satysfakcji córka. – Pewnego dnia stwierdził, że Bielsko-Biała to dobre miejsce do życia, że moglibyśmy mieć tu własny dom – dodaje.
Z każdym miesiącem artysta z Kijowa ma coraz więcej podopiecznych. Najpierw prowadził warsztaty dzięki wsparciu Stowarzyszenia Aktywni Polacy, potem w „Punkcie 11” przy ulicy 11 Listopada, a teraz także w domu dziecka dla Ukraińców. Stara się też wychodzić poza te środowiska i pomagać rodakom w poprawie artystycznych umiejętności w innych miejscach. W dużej mierze to pod jego okiem uczniowie stawiają pierwsze kroki, a samo malarstwo ma w ich przypadku przede wszystkim wartość integracyjną i terapeutyczną. I to świetnie działa, bo nawet ktoś, kto zupełnie nie potrafi malować, po dwóch godzinach wychodzi ze swoją własną akwarelą i ma z tego wiele satysfakcji. Malarz radzi sobie świetnie z nauczaniem, bowiem i tym się parał, gdy mieszkał na Ukrainie.
Jak we Lwowie
Dzisiaj głównym tematem malarstwa Vladimira Bezdrobnego jest… Bielsko-Biała, a szczególnie kamienice i najbardziej reprezentacyjne budynki. Potrafi wybornie oddać i detale, i kolory, a przede wszystkim charakter tych obiektów. Widzi je i odmalowuje z taką wrażliwością, jakby mieszkał tu od urodzenia i kochał to miejsce na Ziemi. – Bielsko-Biała przywodzi mi na myśl Lwów, ale niektóre miejsca przypominają mi też Kijów i Odessę. Miasto jest pięknie położone między górskimi pasmami i wyróżnia się architekturą. Lubię tu spacerować, robić zdjęcia, odwiedzać muzea, galerie i sale koncertowe. Wrażenie zrobiło na mnie muzeum, w którym poznałem prace Juliana Fałata. Miał znakomitą technikę. Malując akwarelą, stosował też techniki znane z posługiwania się farbą olejną. Jego obrazy uderzają dokładnością, szczegółowością, pięknymi detalami. Zachwycają i panoramy, i sceny batalistyczne – dzieli się spostrzeżeniami.
Vladimir Bezdrobny jest przede wszystkim pejzażystą, ale wyjątkowo wszechstronnym. Sięga nie tylko po akwarele, ale też po farby akrylowe i olejne, nie stroniąc przy tym od szkicu i grafiki. – Akwarele są najbardziej wdzięczne, bowiem pozwalają najlepiej oddać grę światła i cienia – zdradza. – Kocham malować pejzaże, bo kocham kontakt z przyrodą, która daje tyle siły do życia. Zajmuję się i portretami, bo stanowią prawdziwe wyzwanie. Trzeba wpierw poznać człowieka, by wiernie oddać jego psychologiczną złożoność. Natura stawia przed malarzem bardziej techniczne wymagania – ocenia.
W mieszkaniu na bielskich Złotych Łanach udało mu się wygospodarować kącik, będący namiastką rasowej pracowni. Otwarcie takiej z prawdziwego zdarzenia oraz organizacja własnej wystawy w Bielsku-Białej to na razie tylko jego nieśmiałe marzenia. Skupienie się na sztuce to dla niego również doskonała odskocznia i możliwość złapania oddechu od koszmaru, jaki Putin urządził Ukraińcom. Z drugiej strony, to też po prostu praca. Ukrainiec potrafi po mistrzowsku zaaranżować i ozdobić całą paletą technik najbardziej wymagające wnętrza budynków. Obecnie jeden z jego ukraińskich przyjaciół pracuje nad witrażami, tworzonymi na podstawie jego autorskich projektów.
Mimo że nad Ukrainą zawisły czarne chmury, jego malarstwo jakby tego nie odczuło. Prace wyróżniają się świetlistością, ciepłem, a od wielu – dzięki doborowi kolorów – aż bije radość, pogoda i optymizm. – Prace taty są poniekąd takie, jak on sam. Bo on kocha się śmiać, chwytać piękne momenty, a sam jest otwarty, ciepły i optymistyczny. Miał piękne życie, które spędził w cudownych miejscach. Kochał nie tylko ludzi, ale i te miejsca. I właśnie ta jego radosna dusza wypływa z jego malarstwa – uśmiecha się córka Vladimira Bezdrobnego.
Bardzo fajnie te akwarele i ciekawy artykuł.
Gdzie można kupić te piękne akwarele? Gdzie są prowadzone zajęcia przez pana Vladimira?
Zapraszamy do śledzenia profilu na fb – Stowarzyszenie Aktywnych Polaków lub RAZEM Możemy Więcej – Bielsko-Biała i Żywiec