Z bielskich ulic, placów i skwerów ubywa roślin ozdobnych. Są tego dwa powody. Oszczędności oraz… plaga kradzieży, z którą miejskie służby zmagają się od kilku lat.
Stolica Podbeskidzia szczyciła się od dawna tym, że jest jednym z najpiękniej ukwieconych miast w kraju. Dwukrotnie – w latach 2020 i 2021 – otrzymała nawet oficjalny taki tytuł, wygrywając ogólnopolski plebiscyt Terra Flower Power. Jego wywalczenie nie było łatwe, gdyż wymagało wiele pracy i ogromnych nakładów finansowych. Miarą sukcesu były tysiące kwiatów oraz innych roślin ozdobnych wysadzonych do donic i kwietników na bielskich ulicach i placach, a także florystyczne kompozycje w parkach i na skwerach.
Teraz skromniej
Kryzys finansowy, z jakim przyszło się zmagać samorządom sprawił, że takich kwietnych ozdób jest obecnie w Bielsku-Białej mniej. Oszczędności dotknęły bowiem także tę sferę miejskich wydatków. Nie są to małe pieniądze, bo chodzi o kilkaset tysięcy złotych rocznie, wydawanych z miejskiego budżetu tylko na utrzymanie kwietników i klombów (zakup roślin, ich pielęgnacja oraz systematyczne podlewanie). Przykładowo z ponad dwustu ogromnych donic z kwiatami, jakie co roku można było zobaczyć na terenie stolicy Podbeskidzia, w tym sezonie ubyło około stu. Trafiły do magazynu, gdzie czekają na lepsze czasy. Nie oznacza to jednak, że miasto wygląda teraz jak martwa „pustynia”. Nic podobnego. Choć kwiatów jest na ulicach mniej, wciąż jest ich sporo i cieszą oko przechodniów.
Donice… bez drzew
Pojawia się jednak kolejny problem, a właściwie patologia. Zdobiące miasto rośliny znikają na potęgę. Szczególnie jest to teraz widoczne w parku za miejskim ratuszem, gdzie na cokole nadbrzeżnego muru oporowego ustawiono kilkanaście betonowych donic z roślinnością ozdobną. – Donice są systematycznie ogałacane z sadzonek. Jak kamfora znikają dopiero co posadzone kwiaty, sadzonki kosodrzewiny czy traw ozdobnych. W tym roku już kilkakrotnie uzupełnialiśmy te ubytki, lecz to co posadzimy, niedługo znika – przyznaje jeden z miejskich urzędników zajmujący się utrzymaniem zieleni. Z jego wypowiedzi wynika, że straty, jakie z tego tytułu poniósł tylko w tym roku miejski budżet, można szacować na kilka tysięcy złotych.
Nagminnie ubywa też roślinności w ogromnych donicach z drzewami, jakie dwa lata temu pojawiły się na ulicy 11 Listopada oraz w kilku innych zakątkach Bielska-Białej. Oprócz drzew, obsadzono je również niskopiennymi roślinami ozdobnymi. To właśnie one się „ulatniają”.
Wykopane rododendrony
Bywają też bardziej zuchwałe kradzieże. W ubiegłym roku było głośno o tym, co wydarzyło się w Cygańskim Lesie. Wiosną ukończono tam rewitalizację jego parkowej części (tej położnej za starą zajezdnią tramwajową). Podczas odbioru wykonanych robót okazało się, że ktoś zwędził dziesięć posadzonych dosłownie chwilę wcześniej krzewów różanecznika, zwanego inaczej rododendronem. Wyraźnie ktoś wykopał krzaczki i najpewniej je zabrał, a nie zniszczył. W miejscu krzewów w gruncie pozostały bowiem spore dziury, a po rododendronach nie było śladu. Oczywiście zaraz posadzono nowe, lecz niesmak pozostał. Nie obyło się przy tym bez dodatkowych kosztów. Jedna sadzonka różanecznika kosztuje około 30 złotych.
Podobna historia wydarzyła się w Wapienicy, gdzie miasto obsadziło roślinami ozdobnymi tereny rekreacyjne przy potoku Wapienica. Co prawda posadzone wtedy rośliny dotrwały do momentu odbioru prac rewitalizacyjnych, lecz… odbiór miał miejsce o dziesiątej rano, a o jedenastej tego samego dnia część ozdobnych krzewów już wyparowała.
Znikają pojedynczo
Łupem złodziei padają właściwie wszystkie gatunki roślin, którymi obsadzane są miejskie przestrzenie. – Znikają sadzonki: niecierpka, pelargonii, ozdobnych traw i pnączy, a nawet krzewy tui czy wspomnianych różanecznika i kosodrzewiny. Wymieniać by można długo. Trudno powiedzieć, kto je kradnie, bo na razie straż miejska czy policja nikogo nie złapała. Miejscy urzędnicy przyznają, że takie kradzieże nie są nawet zgłaszane. Nie chodzi bowiem o jakieś spektakularne „akcje”, kiedy w jednym momencie ginie kilkadziesiąt czy kilkaset sadzonek. Znikają zazwyczaj pojedynczo czy po kilka, lecz systematycznie, co daje sporą liczbę i przynosi duże straty. Jednak w myśl polskiego ustawodawstwa, pojedyncza kradzież dóbr o wartości do 500 złotych traktowana jest tylko jak wykroczenie. Ściganie ich sprawców nie jest więc dla śledczych priorytetem. Można jednak zakładać – patrząc w jaki sposób sadzonki wyjmowane są z rabat – że nie chodzi o to, aby je wyrwać i bezmyślnie zniszczyć. Zazwyczaj nigdzie w pobliżu nie odnajduje się też pozostałości po wyrwanych sadzonkach – choć i przypadki takiego wandalizmu czasami się zdarzają. Najczęściej rośliny wykopywane są delikatnie wraz z ziemią, tak aby można je było przenieść i posadzić gdzieś indziej – na działce czy w ogrodzie lub sprzedać.
Sadzonki „niczyje”?
Najwyraźniej są osoby, które traktują rośliny zdobiące miasto jako rzecz, którą można zabrać do domu. To, że taka mentalność istnieje, potwierdza nie tak dawny przypadek ze Straconki. Ozdobnymi roślinami obsadzono tam skwer w centrum dzielnicy. Zrobili to sami mieszkańcy. Sadzonki przekazał darczyńca, a akcję koordynowała rada osiedla. Niedługo po tym na miejscu powił się mężczyzna – jak się później okazało mieszkaniec dzielnicy – z reklamówką, do której pakował wykopywane z ziemi co ładniejsze sadzonki. Przyłapali go na tym okoliczni mieszkańcy. – Tłumaczył, że myślał, iż rośliny posadziła gmina i w związku z tym są „niczyje”, więc chciał kilka z nich posadzić we własnym ogródku. Gdy usłyszał, co inni myślą na ten temat, długo przepraszał, a wszystkie sadzonki wróciły na miejsce – opisuje tamtą historię jedna z mieszkanek Straconki.
Wstyd, że to się dzieje w przyszłym mieście kultury
Wyłączać światło o 21:00 nie o 0:00 i sygnizacje świetlną!
Skąd się wzięło tyle złodziei w prawym i sprawiedliwym, katolickim kraju dobrobytem płynącym? Roślinki są dostępne aby kupić i stać powinno być zamożnych obywateli w bogatym Bielsko- Białej
Może przez to że coraz mniej katolików, a coraz więcej lewaków? Natura nie znosi próżni.
Nie, to muszą robić LGBT-owcy, ci to dopiero przyrastają w liczbie.
Myślę, że to raczej pokolenie wychowane w PRL-u albo ich dzieci. A więc z katolickim społeczeństwem nie ma raczej nic wspólnego.
znowu te komuchy, skaranie boskie
A katolik to nie złodziej? Patrz na plebana 🙂
Jak dają, to się nie odmawia.