Wydarzenia Cieszyn

Ptasie loty i „nieloty” w Leśnym Parku Niespodzianek w Ustroniu | ZDJĘCIA

Zdjęcia: Michał Cichy

W ustrońskim Leśnym Parku Niespodzianek ostatnio sporo się dzieje. Od kilku miesięcy podopiecznym LPN jest bielik Rex. Zajmują się nim Tomasz Pilch, Michał Pszczółka i Tomasz Zawadzak (na zdjęciu).

– Rex to bielik europejski, w tej chwili czteromiesięczny. Od tygodnia prowadzimy z nim treningi przelotowe na krótkich dystansach. Jego imię nawiązuje do polskich królów i władców i przede wszystkim jest związane z polską legendą o białym orle zaobserwowanym na tle zachodzącego słońca, który to obraz stał się polskim godłem. Dlaczego tak? Pióra bielików wraz z wiekiem płowieją, tak że stary bielik bardziej staje się beżowy niż brązowy i w odpowiednim oświetleniu może nawet wydawać się biały – mówi Tomasz Pilch.

Ciekawym okazuje się to, skąd ten ptak wziął się w parku. – Bielik jest podopiecznym naszego dobroczyńcy, Polaka mieszkającego i pracującego na Zaolziu, a sam Rex pochodzi ze Słowacji, skąd do nas trafił jako pisklę. Ten gest darczyńcy ma jakby umocnić więzi polsko-czeskie. Goście często pytali, czy mamy takiego ptaszka. W końcu udało się go pozyskać – dodaje Pilch.

Zaznaczmy, że bieliki to nie orły, a często są tak kojarzone. W polskiej naturze występują rzadziej niż te drugie, ale jednak można je spotkać, na przykład nad Jeziorem Goczałkowickim, gdyż bieliki związane są z miejscami zarybionymi.

– U nas często się mówi „orzeł bielik”, ale tak nie jest. To tak zwane orłany, bieliki europejskie. Nie jest to poprawne łączyć je w jedno. Takie skojarzenie wywodzi się z godła polskiego. Kiedyś wyglądało ono, jakbyśmy mieli w nim bielika, ptaka z żółtymi nogami i żółtym dziobem. Po zmianie, od kilku lat jest to ptak, który ma w sobie więcej z orła – kontynuuje opiekun Rexa.

„Nowy” ptak wdrażany jest powoli do życia typowego dla ptaków w Leśnym Parku Niespodzianek, a więc między innymi do uczestnictwa w pokazach lotów. Na czym głównie koncentrują się takie zajęcia?

– Układamy teraz Rexa, czyli głównie pracujemy nad jego rozwojem fizycznym. Nad tym głównie się trzeba skupiać, gdyż oczywiście każdy ptak lata, ale jakość tego latania wynika z tego treningu i z predyspozycji indywidualnych. Nie każdy osobnik ma predyspozycje do wysokich lotów, ale każdy ma do polowania, czyli do siedzenia. W naturze latanie towarzyszy ptakom w zdobywaniu pożywienia i w tym, żeby samemu nie stać się pożywieniem. Czynnik jedzenia determinuje zatem zajęcia. My tutaj nie wchodzimy w stan polowania, zostajemy na etapie treningowym. Ptak dostaje więc na ręce zdobycz do przejęcia, jako pewną zachętę do latania. Można przyjąć, że nasz bielik jest już ptakiem wyrośniętym. Od początku oswaja się z opiekunami i z gośćmi parku. Jest ptakiem z hodowli, więc przychodzi mu to dosyć łatwo. Od początku przebywał z nami, szczególnie z jednym kolegą, który często go dotykał, przytulał, stąd i teraz mają szczególną więź. Oczywiście kojarzy nas, jako dostarczycieli pożywienia, a to ptaki jednak roszczeniowe. Dajemy mu nagrodę, bo ptak, żeby poleciał, musi mieć cel – wyjaśnia Michał Pszczółka.

Jak mówią opiekunowie, bielik jest gatunkiem, który żyje około 40 lat. Na razie jest więc na początku swojej długiej drogi.

Zgłębiając dalej temat Rexa i przyglądając się jego poczynaniom, jako młodego osobnika, można odnieść wrażenie, czy wręcz nie mieć wątpliwości, że latanie to żywioł i ulubiona czynność ptaka. Okazuje się jednak, że niekoniecznie tak musi być.

– Latanie ptaków jest przereklamowane. Jest wysiłkiem, więc to zwykła konieczność. Nasz ludzki odbiór wynika zwykle z literatury pięknej, a nie fachowej. Ptaki widujemy w locie i tak je kojarzymy, ale standardowo latają z konieczności. Jak zresztą wrócimy do wątku tego, że głównie polują, to latając miałyby problem coś upolować, gdyż są wówczas widoczne. Dlatego też częściej się chowają – mówi Michał Pszczółka.

To pogląd, który rzeczywiście wydaje się być sprzecznym z obiegowymi opiniami nie tylko na temat ptaków, ale i ssaków. Dla tych drugich podobno ruch też jest naturalnym stanem, od którego homo sapiens coraz bardziej odchodzi i do którego coraz bardziej jest zachęcany.

– Niektóre ptaki i zwierzęta, szczególnie młode, lubią latać lub biegać, bo to dla nich forma zastępczego polowania. Natura je niesie do tego, ale przechodzi im to z wiekiem. W naturze długo przed nami ustanowiła się już zasada: „mało porobić, dużo zarobić”. Wszystkie istoty z wiekiem uczą się, ile włożyć wysiłku żeby jak najwięcej z tego wkładu zyskać. Młode muszą popełniać błędy, nauczyć się selekcji zachowań. U nas, przy udawanym polowaniu, ptaki wiedzą gdzie co i kiedy, nie poszukują łowiska, nie boją się nas, nie muszą bronić terytorium, więc loty migracyjne czy rozpoznawcze nie są im do niczego potrzebne. Żeby nam ptak dobrze i wysoko szybował na pokazie, trzeba mu za to dobrze „zapłacić”. A że są inteligentne i cwane, kierują się właśnie zasadą małego wkładu pracy – mówi Michał Pszczółka.

Fernandez dał nogę

Obok bielika Rexa, który zadomawia się coraz bardziej pod Równicą, w parku żyje już od jakiegoś czasu aguja rdzawogrzbieta – Fernandez, który stał się kilka tygodni temu gwiazdą lokalnych mediów i serwisów społecznościowych. Oddalił się mianowicie od Leśnego Parku Niespodzianek. Po dwóch dniach został znaleziony w Brennej Hołcynie. Zanim to się stało, ten swego rodzaju gigant został nagłośniony w internecie z nadzieją na skuteczniejsze poszukiwanie, co spotkało się z wielkim odzewem i komentarzami. Teraz znamy o sprawie więcej szczegółów, wiemy, jak do tego doszło.

– Ptaki, latając na naszych pokazach, poruszają się z nadajnikiem radiowym, który pozwala w miarę szybko go odnaleźć, jeżeli się oddali, z reguły jeśli coś go pogoni. W tamtej historii doszło do takiej sytuacji, że latał nad nami paralotniarz, którego nie wyłowiliśmy wzrokiem. Na jego widok pojawił się sokół pustułka, też pewnie zdenerwowany tym, że mu coś nad „chałupą” lata, na widok Fernandeza przyleciał do niego. Ten ostatni, widząc dwa obce obiekty latające wystraszył się zapewne i oddalił. Ja za nim poszedłem, ale pojawił się problem, bo nagle zaniknął sygnał z jego nadajnika. Było nerwowo, bo nigdy nie wiadomo, czy lis go do nory wciągnął i jest po ptaku, czy siadł na słupie elektrycznym i jest po sprzęcie – wyjaśnia Michał Pszczółka.

Opiekun przyznaje, że szum medialny był w tej niekomfortowej sytuacji bardzo potrzebny. – Każda minuta poza zakresem naszego placu jest zagrożeniem i też dla nas stresem. Mógł Fernandeza złapać jastrząb czy inny nieprzychylny osobnik, nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, bo życie nie jest łatwe. W naturze każdy każdego chce zjeść, każdy musi zjeść. Jedyną drogą było zrobienie trochę szumu medialnego, bo wiadomo, że ludzie patrzą i wiele widzą. Bywa tak, gdy nam ptak odleci, że my idziemy chwilę właściwie za ptakiem, praktycznie na terenie Ustronia, a już w tym czasie mamy kilka telefonów z informacją, gdzie jest. Ludzie sami z siebie dają znać. Tu było odwrotnie, najpierw zero reakcji. W zasadzie ludzie się odzywali, ale żaden cynk nie dotyczył Fernandeza. Fernandez zresztą zgubił antenkę i nadajnik miał słabszy zasięg. Ostatecznie dostałem cynk od kolegi, którego sąsiad zobaczył coś dziwnego, co się kąpie w potoku, w Brennej Hołcynie. Wcześniej byłem blisko niego, ale dolina spowodowała, że nie wyłapałem sygnału. Dojechałem, Ferdzio siedział zadowolony, jak mnie zobaczył, na rękę wskoczył i przyjechał ze mną do roboty. Takie sytuacje jednak się zdarzają i siły na nie nie ma. Czasem ptaka coś wystraszy, czasem zaciekawi, a najczęściej powoduje to niekorzystny wiatr, który spycha ptaka w dal – mówi Pszczółka.

Nandu i alpaki

Bielik to nie jedyna nowość w ustrońskim Leśnym Parku Niespodzianek. Od wiosny w ekspozycji znajdują się nandu, ptaki z Ameryki Południowej. – To nieloty podobne bardzo do strusi, choć do strusiowatych nie należą. Cztery półroczne ptaki, które zobaczyć można w zagrodzie z kozami. Można do nich podchodzić i spokojnie oglądać. Dotarły do nas jesienią, w zimie dorastały i aklimatyzowały się do nowych okoliczności, teraz sobie chodzą swobodnie – wyjaśnia Tomasz Pilch.

Kolejni nowi mieszkańcy LPN to dwie młode alpaki. – Alpaki to wielbłądowate, podobne do lamy, pochodzą z tego samego kontynentu. Żyją w górach od dawna przy człowieku. Można też powiedzieć, że to odpowiednik naszego barana, bo hodowane są głównie na wełnę – mówi Michał Pszczółka.

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
a to niespodzianka
a to niespodzianka
1 rok temu

Jestem zawiedziony nauką, którą pobierałem od dzieciństwa, że mamy w godle orła. A tu bielik podarowany LPN-owi i przyjaźń polsko-czeska – zmienili, nie orzeł lecz bielik w godle, bielik co to orłem nie jest.