Wydarzenia Wadowice

Radocza: Woda ledwo kapie

Z maksymalnie odkręconych kranów woda sączy się cieniutkimi strużkami, a nierzadko spada pojedynczymi kroplami. Na piętrach często w ogóle jej nie ma. Kiedy nadarza się okazja, mieszkańcy napełniają nią wiadra lub garnki, by zrobić zapasy na czarną godzinę. Ale mają już dość takiego życia. – Płacimy za wodę ciężkie pieniądze, więc chcemy ją mieć! – wołają.

Mieszkańcy bloków znajdujących się terenie dawnego parku dworskiego, a później szkoły rolniczej w Radoczy niemal nieustannie borykają się z bardzo niskim ciśnieniem wody w instalacjach wodociągowych. Najgorsza sytuacja panuje na piętrach, choć w najwyżej położonym budynku nawet na parterze jest niewesoło. – Problem na pewno nie jest związany z większym zużyciem wody latem, bo dotyka nas również w okresie zimowym, a nawet, jak mi się wydaje, bywa wtedy jeszcze bardziej nasilony. W chłodniejszych miesiącach nieraz zdarzało się, że wieczorami wody już wcale nie było – mówi mieszkanka najwyżej ulokowanego bloku. – Gdy sąsiad naciśnie spłuczkę w ubikacji, to u mnie z kranu nic nie cieknie – dodaje kobieta z innego budynku. Ale nawet tam, gdzie nie ma przerw w dostawie wody, jej ciśnienie jest zbyt słabe, by działały przepływowe piecyki, których w całym osiedlu jest sporo. Powody do narzekań mają nie tylko właściciele mieszkań w blokach, ale również podopieczni Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Placówki Opiekuńczo–Wychowawczej „Feniks” oraz uczniowie i pracownicy Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Ustawicznego im. Jana Pawła II.

Już w 2012 roku sygnały o problemach z ciśnieniem dotarły do Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, które jest dostawcą wody do tej części Radoczy. Ale, jak mówią mieszkańcy, w ciągu ostatnich dwóch lat sytuacja zdecydowanie się pogorszyła. Niektórzy twierdzą, że przez ostatnie pół roku stała się już wręcz tragiczna. Ich coraz bardziej dramatyczne apele o pomoc zaowocowały zorganizowanym przez wójta Witolda Grabowskiego spotkaniem samorządowców, przedstawicieli wspólnot mieszkaniowych, instytucji działających na terenie dawnego parku dworskiego oraz WPWiK. Zebrani próbowali ustalić, co jest przyczyną problemu i w jaki sposób można go rozwiązać. Prezes zarządu spółki WPWiK Alfred Karelus uznał, że spadek ciśnienia jest naturalną konsekwencją likwidacji hydroforni, która przed laty tam funkcjonowała. – Nie jest ona naszą własnością i nie wiem, kto podjął decyzję o zaprzestaniu jej użytkowania – podkreślał. Z jego sugestią nie zgodził się Józef Łasak, radny powiatowy, który mieszka w bloku najbardziej dotkniętym problemem. – Hydrofornia sprawdzała się, gdy ciśnienie wody dostarczanej z Wadowic było naprawdę malutkie. Ale kiedy po pewnym czasie wzrosło do poziomu zgodnego z normą, to istnienie takiego obiektu stało się bezsensowne. I rzeczywiście po jego zamknięciu przez kilka lat wszystko było w porządku – argumentował. To samo twierdził radny gminy Tomice Marek Bussler, który również jest mieszkańcem terenu obsługiwanego niegdyś przez hydrofornię.

Dyrektor do spraw technicznych i eksploatacji sieci WPWiK Jan Bliżniak powiedział jednak: – Nie mogło być takiej sytuacji, że kiedyś w wodociągu ciśnienie było słabsze, a teraz jest lepsze. Stabilizują je zbiorniki wyrównawcze koło parku w Wadowicach, które od lat siedemdziesiątych utrzymują je na tym samym poziomie. Uważam, iż hydrofornia i zbiornik w Radoczy zostały zaprojektowane, ponieważ ktoś kiedyś przeliczył, że przy wysokości na jakiej usytuowane są zabudowania i istniejącym zapotrzebowaniu na wodę, odpowiednie ciśnienie w rurociągu nie wystarczy, by w budynkach też było takie, jak należy. Póki szkoła była państwowa, zajmowała się naprawami i konserwacją hydroforu, a później, kiedy dyrekcja musiała się już bardziej liczyć z kosztami, to prawdopodobnie stwierdziła, że lepiej go spisać na straty, niż nadal remontować. Zdaniem Marka Busslera było zupełnie inaczej. – Szkoła borykała się z niskim ciśnieniem wody, w związku z tym ówczesny dyrektor doszedł do wniosku, że wepnie się do sieci przed hydrofornią i rozdział wody z głównej linii, która tu dochodzi, zrobi sobie wcześniej. Tym samym ujmie tyle, ile potrzebuje, a resztę da mieszkańcom. I Wadowickie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji się na to zgodziło – przekonywał. Natomiast przedstawiciele WPWiK stwierdzili, że nie mogli mieć wpływu na to, jak organizowane było rozprowadzanie wody na terenie dawnego parku dworskiego (będącego teraz własnością po części powiatu, a po części wspólnot mieszkaniowych), ponieważ miejski rurociąg jest doprowadzony tylko do jego granicy.

Alfred Karelus zapewnił, że zleci ponowienie pomiarów ciśnienia wody przy studzience wodomierzowej, które poprzednio prowadzone były w 2012 roku, a także – dla porównania – wykonanie ich w najwyżej położonym bloku mieszkalnym. Zaznaczył jednak, iż problem na pewno nie ma związku z wodociągiem WPWiK. – Gdyby wewnętrzna sieć, która rozprowadza wodę do poszczególnych budynków miała odpowiednie przekroje rur w stosunku do naszej, to każdy miałby wymaganą wysokość ciśnienia, wynoszącą minimum pół bara – powiedział. – Jestem też przekonany, że sprawę rozwiązałoby ponowne uruchomienie hydroforni, która przecież nie powstała bez powodu. Mieszkańców jego słowa bynajmniej nie uspokoiły. – Przecież hydrofornia jest szkolna, a nie nasza – mówiła jedna z kobiet. Ktoś inny dodał, że właściwie nie wiadomo, kto jest jej właścicielem. Co więcej, niejasny jest też przebieg sieci rozprowadzającej wodę do poszczególnych budynków. Jak się bowiem okazuje, istniejąca dokumentacja mocno rozmija się z układem rur w terenie… – Najprostszą sprawą byłoby, gdyby wspólnoty zdecydowały się podłączyć do rurociągu bezpośrednio przy wodomierzu. Wtedy wszystko zostałoby wykonane zgodnie z zasadami, WPWiK nadzorowałby projekt, mielibyśmy atestowane rury, liczniki w każdym budynku i święty spokój – uznał Marek Bussler. Spotkanie nie doprowadziło jednak do żadnych konkretnych wniosków. 

google_news