Już od 15 lat czynione są starania, aby beskidzcy ratownicy górscy – podobnie jak ich koledzy z Tatr – otrzymali do własnej dyspozycji śmigłowiec ratunkowy. Na razie nic z tego nie wyszło, jednak członkowie założonego w Bielsku-Białej „Stowarzyszenia Ratownictwa Lotniczego w Beskidach” nie zasypiają gruszek w popiele. Właśnie zwrócili się do lokalnych władz samorządowych oraz województwa śląskiego o wsparcie groszem tej inicjatywy.
Oceniają bowiem, że potrzeba tylko około 1,5 miliona złotych, aby nowoczesny śmigłowiec ratunkowy mógł na stałe stacjonować w Beskidach i być cały czas do dyspozycji Grupy Beskidzkiej GOPR. Przy czym byłby wykorzystywana nie tylko w górach, lecz we wszystkich wymagających takiego lotniczego wsparcia akcjach ratunkowych (powodzie, pożary itp).
Obecnie GOPR korzysta – i tak było od zawsze – z pomocy maszyn należących do Lotniczego Pogotowie Ratunkowego (dawnej Centralnego Zespołu Lotnictwa Sanitarnego), z którym ma podpisane stosowne porozumienie o współpracy. To jednak nie do końca rozwiązuje problem. Chociażby z tej przyczyny, że najbliższy śmigłowiec LPR bazuje w Gliwicach (kolejny w Krakowie). Oznacza to, że jego przylot w Beskidy zajmuje sporo czasu. Tymczasem jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku ratowniczy helikopter w okresie zimowym stacjonował w Szczyrku.
Czytaj także w najnowszym wydaniu „Kroniki Beskidzkiej”
Nie zasypiać gruszek w popiele…