„Kronika Beskidzka” pisała o rozbiorze Polski, Grażyna Staniszewska interweniowała, gdzie tylko mogła. Wspominamy, jak kiedyś utraciliśmy województwo.
„Nad Podbeskidziem rozlega się pierońskie krakanie. Dobierają się do skóry dwaj łakomi sąsiedzi – spod Wawelu i Spodka. Jeśli spełnią się naukowe eksperymenty profesora Kuleszy, dokonywane na żywym ciele Polski, województwo bielskie zniknie z mapy kraju. Część połknie Kraków, drugą – Katowice”.
Oglądaj nasz materiał w oknie poniżej!
Sens ekonomiczny
Tak, barwnie, o nowym „rozbiorze Polski” pisała w styczniu 1998 roku „Kronika Beskidzka”. – Kronika była bardzo zaangażowana w walkę o utrzymanie województwa bielskiego. Zresztą była tygodnikiem wojewódzkim, więc była zobligowana do relacjonowania tego, co mówią ludzie i dlaczego są przeciwko likwidacji. Walczyły o województwo wszystkie znaczące instytucje, organizacje gospodarcze, społeczne i kulturalne. Jego likwidacja to była decyzja odgórna, centralna i nie przypominająca demokratycznej formy rządzenia – wspomina były redaktor naczelny tygodnika Piotr Wysocki.
Na czele protestów przeciwko likwidacji województwa bielskiego stała Grażyna Staniszewska, która miała ogromny autorytet w regionie, ale także była znaną i cenioną działaczką polityczną na arenie centralnej. – Widziałam sens w województwie bielskim. Nie tylko dlatego, że stąd pochodzę, ale widziałam przede wszystkim sens ekonomiczny. Posłanką byłam od 1989 roku i bardzo się angażowałam w przygotowanie wszystkich ustaw samorządowych, stwarzających od początku ustrój Rzeczypospolitej. I dokładnie pamiętałam, po co jest województwo. Jeżeli gmina, ten samorząd lokalny, podstawowego szczebla, miała zapewnić wygodne życie dla mieszkańców i usługi, to województwo miało zapewnić rozwój gospodarczy i na nim się skupić – mówi dziś Staniszewska.
W obecnym województwie śląskim największym problemem była zmiana charakteru regionu z ultraprzemysłowego, pełnego kopalń, hut w gospodarkę różnorodną. – My to mieliśmy już za sobą, bo Podbeskidzie w zasadzie nigdy nie było monokulturą. Choć mieliśmy największy zakład pracy w postaci Fiata, to obok było pełno mniejszych zakładów pracy. Nam potrzeba było czego innego niż centrali Górnego Śląska. Jeżeli patrzeć na charakter tego terenu i całą strukturę gospodarczą, to byliśmy bliżej Małopolski – zwraca uwagę Grażyna Staniszewska.
Dodaje, że niewykorzystany pozostawał potencjał turystyczny gór, nie potrafiono ściągnąć tutaj turystów. – To wręcz było mało logiczne, że w górach mieści się tyle przemysłu, a nie potrafimy zarobić na turystyce. Europejskie fundusze mogły pozwolić nam na ruch do przodu w tym kierunku. Do tego było nam potrzebne województwo – wskazuje była opozycjonistka.
Niestety przy podziale terytorialnym twórcy reformy – profesor Michał Kulesza, a częściowo także ówczesny premier Jerzy Buzek, patrzyli w przeszłość. – Jak to kiedyś było? Kto do kogo należał? Kto był w którym księstwie? I starali się za wszelką cenę odtworzyć te przynależności z przeszłości. Według mnie to była paranoja, bo powinniśmy myśleć wyłącznie o przyszłości – dodaje Staniszewska.
Woleli do Krakowa
Pierwszy projekt ustawy, który wpłynął do Sejmu, kasował województwo bielskie, dzielił obszar na części, a Bielsko było przypisane do Małopolski. Za rządowym projektem stał Leszek Miller z Krakowa. To on wpisał Bielsko do Małopolski. – Jak z nim rozmawiałam, to mówił, że chodzi mu o przeciwwagę dla Krakowa. Kraków i tak jest mniejszy niż centrala Górnego Śląska, ale on się obawiał dominacji Krakowa nad całym terenem, gdzie za mojego dzieciństwa jeszcze się mówiło bieda małopolska. Rzeczywiście wieś małopolska była drewniana, biedna, rozpadająca się. On się bał, że Kraków wyssie wszystkie pieniądze, że przeciągnie do siebie wszystkie programy i województwo nie będzie się rozwijało. Ze statystyk wychodziło mu, że Bielsko i Tarnów dadzą sobie radę z Krakowem – wspomina Grażyna Staniszewska.
Podniósł się raban. Ślązacy stwierdzili wprost, że Bielsko musi być ich! I rozpoczęło się targowanie Bielskiem. Nic więc dziwnego, że większość tytułów „Kroniki Beskidzkiej” od początku 1998 roku utrzymana była w stylu tego: „Rozdziobią nas Kraki i Pierony?” Także rysunki naszego tygodnika były jednoznaczne.
– Niestety istotną rolę na niekorzyść odegrał Kościół Ewangelicki, bo poprzez senatora Marcina Tyrnę, czyli ewangelika, czy Jerzego Buzka, także ewangelika, zaczął działać w tym kierunku, żeby Bielsko, gdzie jest stolica biskupa ewangelickiego, przeszło do województwa śląskiego, bo dla Kościoła Ewangelickiego to było jakby połączenie wiernych w jednej strukturze wojewódzkiej. Jakby to miało jakieś znaczenie… – irytuje się Staniszewska.
Rozpoczęły się naciski i Bielsko w drugiej, poprawionej wersji projektu ustawy znalazło się w województwie śląskim. – Granicę między Małopolską a Śląskiem zrobiono w taki sposób, że dokładnie przecięto więzi samorządowe, co było niedopuszczalne. My z Kętami byliśmy bardzo połączeni – były wspólne plany co do infrastruktury, wysypiska śmieci, infrastruktury transportowej. Zrobiono to dosłownie palcem po mapie, rysując kreskę na mapie i nie zastanawiając się, co się niszczy. Ja to ciężko przeżywałam, naprawdę ciężko, bo wydawało mi się, że to kompletnie nie ma sensu – tłumaczy zasłużona działaczka.
Słabe opolskie przetrwało
Z porównania wskaźników ekonomicznych wynikało, że województwo bielskie plasowało się na czwartym miejscu w Polsce wśród 49 województw. Z kolei województwo opolskie było na szarym końcu. A jednak „słabe” województwo opolskie zostało na mapie, a bielskie zostało skasowane. – Byliśmy zawsze łakomym kąskiem. Tu były zyski z podatku, więc każdy chciał nas mieć, i Śląsk, i Małopolska – mówi Staniszewska.
Dlaczego opolskie się uratowało? Bo tam wszyscy parlamentarzyści grali do jednej bramki, wszyscy mieli jedno zdanie. Tam dużo wcześniej rozpoczęto przygotowania strategii rozwoju. – My dopiero jak nam zagrożono likwidacją zabraliśmy się za taką strategię. A przygotowywanie strategii rozwoju to jest szeroka współpraca ze wszystkimi parterami. A więc z Cieszynem, Oświęcimiem, Suchą Beskidzką, ze wszystkimi. Myśmy się za to zabrali jak już była wojna o województwa. Ta strategia powstała, mam ją w domu na półce, ale było już za późno. Opole zrobiło to pół roku wcześniej. Tam wszyscy posłowie zachowywali się tak samo, wszyscy tak samo głosowali, a u nas był podział – przypomina nasza rozmówczyni.
Walczono na różne sposoby. Powstawały ulotki, na których pokazywano, jak głosowali poszczególni posłowie i senatorowie. Były wiece, spotkania, zapraszano ministrów, Rada Miasta podejmowała uchwały. Pierwsza mówiła o utrzymaniu województwa bielskiego. W drugiej pojawiła się prośba Bielska-Białej, żeby znaleźć się w województwie małopolskim. Bo tam nasze miasto miało większe szanse na realizację głównego priorytetu, czyli rozwoju turystycznego.
Zorganizowano również bieg na Warszawę. Grupa biegaczy z Radziechów uczestniczyła w sztafecie, która po całonocnym biegu dotarła do Warszawy. Skierowali się do Urzędu Rady Ministrów. Przyjął ich Tomasz Tywonek, rzecznik prasowy rządu Jerzego Buzka. – Poczęstował nas kawą i herbatą, ale nic nie zrobił. Był miły, uprzejmy, pozwolił zrobić zdjęcia i na tym się skończyło – wspomina Grażyna Staniszewska.
Ankiety dla czytelników
O województwo bielskie walczyła też co sił „Kronika Beskidzka”. Tematem żyła od samego początku aż do końca, kiedy już nic nie można było zrobić. Na łamach naszego tygodnika drukowane były ankiety, na których osoby przeciwne likwidacji mogły się podpisać. – Tysiące osób zadało sobie trud kupienia „Kroniki”, wycięcia ankiety, wpisania swojego nazwiska, przesłania lub przyniesienia do redakcji. Tego było bardzo, bardzo wiele. Dawaliśmy to przedstawicielom Otwartego Komitetu Obywatelskiego i sądziliśmy, że przyniesie to jakiś skutek. To było właściwie wszystko, co redakcja mogła zrobić. Oprócz bardzo mocnych tytułów, rysunków, rozmów, nie mogliśmy zrobić nic więcej – wspomina Piotr Wysocki.
Wieloletni redaktor naczelny „Kroniki Beskidzkiej” mówi, że argumenty orędowników nowego podziału administracyjnego, do nikogo w Bielsku-Białej nie trafiały. – Nie przekonał nas nawet pan profesor Buzek, czyli ówczesny premier. O ile pan profesor Kulesza był specjalistą, prawnikiem spraw samorządowych, o tyle profesor Buzek, którego bardzo szanowałem, był profesorem nauk technicznych, więc on tutaj nie miał jakichś wielkich argumentów. No i też się to okazało, kiedy przyjechał do Bielska. Próbował wszystkich przekonać. Oprócz tego, że była jakaś mała demonstracja przed urzędem, ówczesnym wojewódzkim, a dziś powiatowym, to było spotkanie jeszcze przed ratuszem. Tam zgromadziła się naprawdę potężna grupa osób manifestujących, demonstrujących przeciwko likwidacji województwa. Były transparenty, na niektórych z nich były słowa, których nie chciałbym użyć. Było bardzo ostro. I tam również premier Buzek usiłował wytłumaczyć i nie wytłumaczył – opowiada Piotr Wysocki.
Reforma, która kasowała 33 województwa, była niezwykle kosztowna. Za to powstało nowych 314 powiatów. W pierwszym styczniowym numerze 1999 roku, kilka dni po wprowadzeniu nowego podziału administracyjnego kraju, „Kronika” tak opisywała tamte wydarzenia. „Trzeba było ekipy taterników, by odbić mocno zakorzenione litery ułożone w napis Urząd Wojewódzki w Bielsku-Białej. Z usuwaniem innych tablic – pozostałości po województwie bielskim – poszło łatwiej. Wystarczyło pogmerać śrubokrętem. Sprawne usunięcie i podmienienie szyldów nie oznacza jednak sprawnego przeprowadzenia reformy administracyjnej”.
– Tysiące urzędników przez wiele, wiele miesięcy nie bardzo wiedziało, co ze sobą zrobić. Z kolei ci, którzy zostali postawieni na czele powiatów, też nie bardzo wiedzieli, co ze sobą począć. Było zamieszanie, które moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie wprowadzało animozje. Ale poza wszystkim ta operacja była bardzo kosztowna. I to w okresie, kiedy naprawdę było potężne bezrobocie, problemy ze służbą zdrowia i wiele, wiele innych problemów. I sami sobie na głowę wzięliśmy kolejny – pomajstrujmy przy świetnie prosperującym województwie bielskim. I nie tylko bielskim oczywiście. Pomajstrujmy i zobaczymy, co z tego wyniknie. Zupełnie niepotrzebnie bawiono się przy dobrze funkcjonującym mechanizmie – podsumowuje Piotr Wysocki.