Kultura i rozrywka Wadowice

Rzemieślnicy spod klasztornego muru

Współcześni uczniowie stolarstwa tajemnice rzemiosła poznają w warsztatach ZS im. KEN w Kalwarii Zebrzydowskiej. Fot. Bogdan Szpila

Zachowane dokumenty z okresu II Rzeczypospolitej opisujące codzienność w miasteczku położonym u stóp jednego z najsłynniejszych polskich klasztorów, nie pozostawiają wątpliwości. Pradziadkowie dzisiejszych mistrzów stolarskich łatwego życia nie mieli.

Badania przeprowadzone w latach międzywojennych przez dr med. Janinę Smreczyńską z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie na zlecenie Instytutu Spraw Społecznych w Warszawie, to dokument o wyjątkowej wartości dla pokolenia dzisiejszych rzemieślników. W opracowaniu „Przemysł stolarski w Kalwarii Zebrzydowskiej” (wydano w 1937 roku w Wilnie) badaczka analizuje wiele aspektów codziennego życia stolarzy. We wstępie autorka informuje między innymi, iż „przed sześćdziesięciu mniej więcej laty było (w Kalwarii Zebrzydowskiej – przyp. MKB) tylko kilka warsztatów stolarskich, których właściciele strzegli starannie wyłączności swojego zawodu i nie przyjmowali uczniów. Dopiero dwaj bracia Godula uczynili wyłom w tej zasadzie (…). Do dalszego rozwoju przyczyniło się założenie fabryki stolarskiej Łojka, który zatrudniał większą ilość pracowników. Pracownicy ci otwierali często samodzielne warsztaty pracy i w ten sposób zaczął rozwijać się drobny przemysł stolarski”.
Zdaniem Smreczyńskiej „Stolarze w Kalwarii utrzymują się głównie ze stolarstwa, wszyscy należą do cechu i wykupują świadectwa przemysłowe. Większość z nich poza domkiem i ogródkiem warzywnym nie posiada ziemi (…). Ubezpieczeni (w Ubezpieczalni Społecznej) są wyłącznie uczniowie i czeladnicy, właściciele natomiast nie ubezpieczają się”.
Według badaczki w 1935 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej w 250 domach mieszkało 2137 osób, w tym 548 Żydów. W funkcjonujących wówczas 67 zakładach stolarskich pracowało 73 właścicieli (często ojciec z synem, bądź z bratem), 81 czeladników i 77 uczniów. Były również dwie fabryki, jednakże z powodu kryzysu jedna – Łojka – pozostawała nieczynna. Żaden warsztat (poza fabryką i szkołą stolarską) nie posiadał maszyn do mechanicznej obróbki drewna, jedynie kilku zamożniejszych rzemieślników miało prasy do fornirów.

STOLARSKA CODZIENNOŚĆ
Autorka podzieliła warsztaty na dwie grupy – małe i zamożniejsze. Typowy, niewielki zakład stolarski Smreczyńska opisała: (…) Dom jest stary, drewniany, parterowy, kryty papą, bez fundamentów, (…) malowany od środka. Przed domem mały ogórek o 12 metrach kwadratowych powierzchni. Dom składa się z trzech izb bez sieni, z których jedną wynajmuje właściciel na sklepik. Z dwu izb (…) większa przeznaczona jest na pracownię, druga na kuchnię i mieszkanie”.
22 właścicieli małych zakładów wynajmowało pomieszczenia warsztatowe, a 18 pracowało we własnych domach. Większość najemnych pracowników dochodziła codziennie do pracy z okolicznych wiosek. Właściciele 11 zakładów zakwaterowywali robotników pod własnym dachem w osobnej izbie, w 10 warsztatach robotnicy sypiali w pracowni na rozkładanych na noc siennikach, a w jednym przypadku pracownik korzystał z łóżka w kuchni.
Do grupy zamożniejszych Smreczyńska zaliczyła 27 warsztatów, w tym 6 w wynajmowanych budynkach. „Dom piętrowy, murowany, kryty dachówką, fundament kamienny z piwnicami” – opisuje autorka typowy budynek zamożniejszego stolarza. „W 15 pracowniach pracownicy dochodzą do pracy, w pozostałych mieszkają u pracodawców śpiąc w 3 przypadkach w warsztacie, a pozostałych w osobnych pokojach na siennikach, bądź łóżkach”.

Z BEZPIECZEŃSTWEM NA BAKIER
Wszystkie pracownie miały oświetlenie naftowe, żadna nie posiadała wentylacji, a tylko w trzech autorka znalazła wodę w miednicy i ręczniki. Opisując czynną fabrykę, Smreczyńska szczególna uwagę zwróciła na bezpieczeństwo pracy. „Żadnych specjalnych środków ostrożności przy maszynach nie ma. Tylko jeden pas od transmisji jest zabezpieczony, inne są odsłonięte. Wszyscy robotnicy pracują bez okularów ochronnych. Należy się dziwić, że mimo to wypadki okaleczeń poważniejszych przy pracy (…) trafiają się wyjątkowo. W hali panuje bardzo silny hałas, wynoszący przeciętnie od 95 do 100 fon (1 fon = 1 dB przy 1 kHz; według współczesnych norm praca w ciągłym hałasie 95-100 dB nie może trwać dziennie dłużej, niż 40 – 100 minut – przyp. MKB). Według lekarki sporym zagrożeniem dla zdrowia był również wszechobecny pył. „Ponieważ istnieje tylko wentylacja naturalna (nigdzie nie było żadnych ekshaustorów) zatem zapylenie powietrza jest stale bardzo wysokie”.

MONOTONIA NA STOLE
Autorka analizowała również odżywianie ówczesnych stolarzy. W tej pracy Smreczyńska natrafiła na poważne przeszkody. „Wobec wyraźnie nieprzychylnego ustosunkowania się stolarzy do mych badań nie mogłam odnośnie co do ich żywienia uzyskać żadnych informacyj (pisownia oryginalna). Z tego powodu musiałam posłużyć się ankietą przeprowadzoną wśród uczniów szkoły dokształcającej, do której chodzą młodzi stolarze”.
Badanie objęło 78 osób. Niemalże regułą było, iż posiłki jadano trzy razy dziennie (podwieczorek został ujęty tylko w 3 ankietach), przy czym do braku poczucia sytości przyznawało się 9 ankietowanych. Ówczesne menu nie było wyszukane. Typowe posiłki wyglądały następująco: śniadanie – mleko z chlebem, albo kawa zbożowa z chlebem; obiad – kapusta z ziemniakami, kluski na mleku, lub zupa ziemniaczana lub grochowa albo kluski; kolacja – ziemniaki z maślanką lub mlekiem, ewentualnie fasola z kapustą, chleb i kawa. Mięso było rarytasem. Część ankietowanych przyznała, że nigdy nie je mięsa, a przeważały odpowiedzi, iż mięso spożywane jest tylko w święta (3 ankiety), lub w niedzielę (8 ankiet).
W menu dominowały ziemniaki (do 2 kg dziennie na osobę), mleko i maślanka. Sporadycznie spożywano sery i śmietanę oraz jajka. Z warzyw przeważała kapusta, groch, buraki, marchew i fasola, natomiast z owoców ankietowani sporadycznie wymieniali (5 rodzin) tylko jabłka.
Jednakże Smereczyńska nie stwierdziła poważniejszego niedożywienia u stolarzy, zwróciła natomiast uwagę na choroby zawodowe – pylicę, żylaki i egzemy wywoływane środkami do politurowania.

KRYZYSOWY STANDARD
W podsumowaniu badaczka zaznacza, że „warunki ich (stolarzy) życia i pracy nie są gorsze od warunków bytowania innych zawodów domowych (…). Warunki mieszkaniowe nie odpowiadają normom przyjętym powszechnie. W 38 mieszkaniach z 67 zbadanych kub powietrzny (1 metr sześcienny – przyp. MKB) na osobę jest za mały. Zaopatrzenie w wodę nie odpowiada w większości wypadków wymaganiom higieny, ilość studzien jest zbyt mała, zabezpieczenie przed zanieczyszczeniem wody niewystarczające”.
Autorka podkreśliła, iż „Ponadto musi się pamiętać, że badania przeprowadziłam w okresie najcięższego kryzysu gospodarczego, który spowodował obniżenie produkcji we wszystkich warsztatach. W każdym widziałam nieczynne strugnice (stoły stolarskie – przyp. MKB), tak że przy zwiększeniu stanu zatrudnienia warunki pracy muszą się pogorszyć”.
Dr Smereczyńska nie wspomina o czasie pracy stolarzy. Jednakże nie było to dzisiejsze ustawowe 8 godzin. Rytm dnia najczęściej wyznaczało słońce. Krzątanina w warsztatach rozpoczynała się późnym rankiem, a zamierała o zmierzchu.

google_news