Automobile produkowane przed II wojną światową w Brzezince koło Oświęcimia miały wytworną sylwetkę, a przy tym były ekonomiczne, wytrzymałe i wygodne. Cieszyły się wielkim powodzeniem wśród ówczesnych celebrytów. Jeździli nimi między innymi tancerka Zizi Halama, malarz Wojciech Kossak i śpiewak Jan Kiepura. Ten ostatni sprzedał cadillaca, by kupić – jak pisał – „śliczną, nowiusieńką Oświęcim-Pragę”!
Choć dziś już mało kto o tym pamięta, Oświęcim odegrał niemałą rolę w dziejach polskiej motoryzacji. 90 lat temu, 13 kwietnia 1929 roku, z inicjatywy hrabiów Artura Potockiego i Rogera Raczyńskiego powstała polsko-czeska spółka akcyjna pod nazwą Zjednoczone Fabryki Maszyn i Samochodów Oświęcim, a w kilka miesięcy później z jej zakładu w Brzezince wyjechały pierwsze automobile. Początkowo były to pojazdy montowane wyłącznie ze sprowadzonych z Czech części, ale wkrótce firma zaczęła budować nadwozia, a później również podwozia w oparciu o polskie półfabrykaty. „Szefowie produkcji wzmocnili wiele elementów zawieszenia, by nie zawiodły one na naszych polskich bezdrożach, kocich łbach czy miastowych nierównościach i dziurach (…) Dokładność, solidność, precyzja wykonania sprawiły, że opinie samych Czechów były więcej niż zadowalające. Tak więc pojazdy te były niejako lepsze od pierwowzoru” – napisał badacz historii polskiej motoryzacji Piotr Pluskowski w publikacji „Czeski luksus w polskim wykonaniu – samochody Oświęcim-Praga”.
NIEZAWODNE W RAJDACH
Zjednoczone Fabryki Maszyn i Samochodów działały do wybuchu II wojny światowej, przy czym – jak twierdzi znawca ówczesnych dziejów Oświęcimia Mirosław Ganobis – produkcja trwała tylko do 1935 roku. Do tego czasu powstało tam 1750 pojazdów różnego rodzaju, między innymi ciężarowych i pożarniczych, a także motocykli. Osobowe auta Oświęcim-Praga upodobali sobie polscy bankierzy, szefowie wielkich przedsiębiorstw oraz sławni artyści. Samochody tej marki świetnie spisywały się w wyścigach i rajdach, dzięki wytrzymałym podwoziom i mocnym silnikom. Co równie ważne, mało paliły i łatwo je było naprawić. Jeśli na trasie coś się w którymś z nich zepsuło, usterkę szybko i bez większych problemów dało się usunąć. Jeżdżący nimi kierowcy zajmowali zwykle miejsca w ścisłej czołówce zawodów. W 1931 roku polska drużyna jadąca największym, ośmiocylindrowym modelem Oświęcimia-Pragi, zwanym grand, okazała się jedną z zaledwie dwu, które dotarły do mety rajdu Monte Carlo. Warunki na trasie dojazdowej były tak trudne, że inne załogi wycofały się. Trzej Polacy – Adam Potocki, Stanisław Barylski i Ignacy Kołłupajło zdobyli wówczas puchar przechodni za najlepszy rezultat. Te i inne osiągnięcia przedwojennego cudu techniki, jakim jawiły się w tamtych czasach auta z Brzezinki, zainspirowały oświęcimianina Mirosława Ganobisa i jego przyjaciół do nakręcenia filmu, który przypomni czasy, gdy nazwa Oświęcim budziła zachwyt, a nie smutek. Jego akcja rozpocznie się w 1929 roku, gdy w miejscu dawnej Pierwszej Galicyjskiej Fabryki Śrub, Nitów i Nakrętek oraz późniejszej Fabryki Maszyn, Narzędzi i Sprzętów Rolniczych Potęga powstaje zakład produkujący samochody.
MUZEUM W SCHRONIE
Mirosław Ganobis przeszłością rodzinnego Oświęcimia zainteresował się już jako jedenastolatek. Z wielkim zaciekawieniem słuchał wtedy wspomnień, które snuła jego babcia, a po jej śmierci zaczął odwiedzać innych starszych ludzi, z nadzieją, że usłyszy od nich równie fascynujące historie. Gromadził nie tylko opowieści, które skrzętnie zapisywał lub nagrywał, ale również pamiątki z dawnych lat, które seniorzy chętnie dawali mu w prezencie. Potem sam zaczął kupować różne starocie związane z dziejami miasta. W końcu dorobił się tak imponującej kolekcji, że postanowił wyeksponować ją w miejscu, gdzie zbiory będą mogli oglądać inni. Koniecznie takim, które samo w sobie ma znaczenie historyczne. Ostatecznie jego muzeum powstało w jednym ze schronów przeciwlotniczych, znajdujących się w piwnicach bloków, które Niemcy wybudowali w 1943 roku dla pracowników fabryki IG Farben w Oświęcimiu. Z czasem Mirosław Ganobis skupił wokół siebie podobnych sobie zapaleńców, z pomocą których odszukiwał i odkopywał zapomniane poniemieckie bunkry istniejące niegdyś na terenie miasta oraz jego najbliższych okolic. Potem razem z powstałą wówczas grupą Bunkrowców nakręcił dwa filmy dokumentalno-fabularne: jeden zatytułowany „Oświęcim – Auschwitz. Na styku dwóch światów”, a drugi – „Oświęcimski kartel rybny”. Tak im się ta twórczość spodobała, że postanowili stworzyć kolejne tego typu dzieło, tym razem jednak w całości fabularne.
KOSSAK NIE PŁACIŁ
– Były dwa pomysły. Zastanawiałem się, czy nakręcić film o rodzinie Haberfeldów, która prowadziła w Oświęcimiu znaną fabrykę wódek i likierów, czy o zapomnianych samochodach Oświęcim-Praga. Dlaczego wybraliśmy temat motoryzacyjny? Kiedyś, gdy w sklepie z artykułami przemysłowymi stałem w kolejce do kasy, poczułem, że ktoś mnie klepie po ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Łukasza Dziędziela, prezesa Fabryki Maszyn i Urządzeń Omag, która powstała w miejscu Zjednoczonych Fabryk Maszyn i Samochodów Oświęcim. A ponieważ dawno go nie widziałem, spotkanie z nim potraktowałem jako znak – śmieje się Mirosław Ganobis. Potem jeszcze uzmysłowił sobie, że w tym roku mija równe 90 lat od czasu podpisania umowy z firmą Českomoravská Kolben Daněk w Pradze, która zaowocowała powstaniem zakładu produkującego samochody Oświęcim-Praga. I wtedy już wiedział, że Haberfeldów musi zostawić na inną okazję.
Zbierając materiały do filmu, Mirosław Ganobis natknął się na wiele ciekawostek. Wpadła mu na przykład w ręce lista dłużników Zjednoczonych Fabryk Maszyn i Samochodów Oświęcim, na której wypatrzył nazwisko sławnego malarza Wojciecha Kossaka. Niewiele później nawiązał kontakt z synem jednego z dyrektorów zakładu, odpowiedzialnego za sprzedaż aut. – Ten osiemdziesięcioletni obecnie człowiek powiedział mi, że jego ojciec przez lata przechowywał list napisany przez Kossaka, w którym malarz prosi o umorzenie jego długu względem firmy, bo nie jest w stanie go spłacić. Samochód Oświęcim-Praga kosztował niemało, dla człowieka o przeciętnych zarobkach był prawie nieosiągalny. Jak się okazuje, również Kossaka nie było na to auto stać – mówi Mirosław Ganobis. Z dokumentów, które zdobył, wynika, że w owych czasach bardzo trudno było nakłonić dłużników do spłaty zobowiązań. Gdy ktoś zarzekał się, iż nie ma nic, prócz ubrania na grzbiecie, windykator był ponoć bezsilny…
ZAGRA WŁASNEGO DZIADKA
Oświęcimianin dotarł też do informacji o amerykańskich szpiegach, którzy przybyli do Brzezinki, by zbadać, czym wyróżniają się tamtejsze samochody, że ich kierowcy niezmiennie zajmują czołowe miejsca w rajdach. – Być może nawet chcieli wykraść jakąś dokumentację, ale to już tylko moje domysły. Istnieją jednak dowody na to, iż faktycznie tutaj byli. Odkrył je mój kolega – Polak, który mieszka w Stanach Zjednoczonych – zapewnia Mirosław Ganobis. Cenne dla potrzeb filmu okazały się również wspomnienia syna słynnego w okresie międzywojennym kierowcy rajdowego Jana Rippera. – Ripper odnosił wielkie sukcesy za kierownicą bugatti, toteż hrabia Potocki poprosił go, by przetestował Oświęcim-Pragę. Liczył na to, że rajdowiec o takim talencie i możliwościach znakomicie poradzi sobie także w tym samochodzie. A jeśli odniesie zwycięstwo, znacząco podniesie to rangę Oświęcimia-Pragi. I tak się rzeczywiście stało – opowiada oświęcimianin.
Zdjęcia do filmu rozpoczęły się w połowie marca. Sceny były lub jeszcze będą kręcone w Oświęcimiu, Brzezince i Pradze. Aktorami i statystami są głównie mieszkańcy Oświęcimia i okolic, choć w filmie wystąpi również Milan Šroubek, wnuk czeskiego dyrektora zakładu w Brzezince. Czech wcieli się w rolę własnego dziadka. Niestety w żadnym ujęciu nie pojawi się oryginalny samochód Oświęcim-Praga, ponieważ ani jeden jego egzemplarz nie zachował się do naszych czasów. – Zamiast tego wykorzystamy auta marki Praga. Wyglądają identycznie, jak te produkowane u nas, różnią się tylko napisem na chłodnicy. Ale to nie problem – przygotowaliśmy naklejki z logo „Oświęcim-Praga”, aby umieścić je w miejscu nazwy „Praga” – wyjaśnia Mirosław Ganobis.
Film potrwa godzinę, co oznacza, że będzie dwa razy dłuższy niż dotychczasowe produkcje Bunkrowców. – Będzie też zdecydowanie bardziej kosztowny, ale dzięki renomie, którą przyniosły nam poprzednie obrazy, bez trudu pozyskaliśmy sponsorów, dołożyły się też samorządy miasta i gminy Oświęcim oraz powiatu oświęcimskiego. Dlatego nie musimy obawiać się, czy wystarczy nam pieniędzy. Budżet mamy już zamknięty – zapewnia oświęcimianin. Premiera filmu planowana jest na początek przyszłego roku.
Powodzenia Pasjonaci !