Publiczność zgromadzoną w studiu i przed telewizorami urzekły niezwykłą energią, pozytywnym nastawieniem i góralskimi przyśpiewkami. Tym sposobem pochodzące z Żywca bliźniaczki – Agnieszka (na zdjęciu z prawej) i Małgosia Tlałka – skradły serca wielu fanów telewizyjnego teleturnieju „The Wall. Wygraj Marzenia”. Mało tego, wygraną – 15 812 tysięcy złotych – przeznaczyły na rzecz swoich podopiecznych z żywieckiej Fundacji Pomocy Dzieciom, w której pracują jako terapeutki.
Odcinek z udziałem żywczanek wyemitowano na antenie TVP1 23 lutego (o czym pisaliśmy). Bliźniaczki musiały zmierzyć się w nim z tytułową ścianą i gradem pytań z najróżniejszych dziedzin. Podczas pierwszej rundy pytań było pięć. Zadaniem Agnieszki i Małgosi było wskazać poprawny wariant odpowiedzi – z dwóch proponowanych. U dołu ściany znajdowało się piętnaście kieszeni oznaczonych różnymi kwotami pieniężnymi (od złotówki do 2,5 tysiąca). Po każdym pytaniu, z górnej strefy ściany spadały trzy kule, które – odbijając się od gęsto rozmieszczonych kołków, zmieniających ich kierunek – wpadały do kieszeni. Siostry musiały udzielić odpowiedzi, zanim pierwsza z kul znalazła się u celu. Jeżeli podały dobrą odpowiedź, ściana świeciła na zielono, a wskazana przez kule wartość była doliczana do ich konta, jeżeli złą – pieniądze były odliczane i pojawiał się czerwony kolor. Pierwszą rundę bliźniaczki skończyły z wynikiem 10 812 zł.
W drugiej Agnieszka trafiła do tzw. pokoju izolacji, w którym samotnie musiała zmierzyć się z trzema pytaniami – każde z trzema wariantami odpowiedzi. Do tego żywczanka nie miała pojęcia, czy podane odpowiedzi były właściwe. Nie wiedziała też, co dzieje się poza pokojem. Zadaniem pozostałej w studiu Małgosi było tak „zaczarować” kule, aby wpadały w jak najkorzystniejsze kwotowo kieszenie (wartości od złotówki do 25 tysięcy). Po drugiej rundzie dziewczyny miały na koncie 36 602 tys. zł. Podczas trzeciej Agnieszka nadal pozostała w pokoju izolacji, gdzie czekały na nią trzy pytania z czterema wariantami. Małgosia nadal czarowała kule na scenie (o wartości od złotówki do 100 tysięcy!). Trzecia runda przewidywała też ewentualne podpisanie kontraktu – przez nieświadomą rozwoju wydarzeń Agnieszkę – na kwotę gwarantowaną 15 812 tys. zł. Agnieszka wybrała tę właśnie opcję. Gdyby kontrakt podarła, dziewczyny przywiozłyby z Warszawy niewiele więcej, bo 16 501 tys. zł. Podczas zmagań w telewizyjnym studiu wspierali je mama Grażyna, młodszy brat Szymon oraz prezes Fundacji Pomocy Dzieciom Renata Błecha.
RAZEM CZY OSOBNO?
Siostry niedawno skończyły 33 lata. – Niektórzy pytają, czy mamy te trzydzieści trzy lata razem czy osobno. Informujemy więc, że oddzielnie – śmieją się. W Fundacji Pomocy Dzieciom pracują od dekady, czyli od chwili, w której skończyły studia licencjackie. – Licencjat robiłyśmy w Bielsku-Białej. Ja mam dyplom z oligofrenopedagogiki – mówi Małgosia. Agnieszka uzupełnia: – Kierunek, który zaczęłam studiować, w międzyczasie podzielono na dwa osobne. Z tego powodu mam dwa dyplomy: z pracy opiekuńczo-wychowawczej i pracy socjalnej.
Już w trakcie pracy w fundacji siostry skończyły zaoczne studia magisterskie w Opolu, na jednym kierunku o nazwie terapia pedagogiczna z oligofrenopedagogiką. – Pod nazwą „oligofrenopedagogika” kryje się praca z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną – przybliża Małgosia. Bliźniaczki tłumaczą, że w fundacji pracują jako terapeutki-nauczycielki prowadzące dwie oddzielne grupy. Małgosia jest „panią” sześcioosobowej zerówki. Natomiast Agnieszka prowadzi grupę rewalidacyjno-wychowawczą, złożoną z czwórki dzieci z głęboką niepełnosprawnością intelektualną. – Rewalidacja oznacza terapię dostosowaną do możliwości i stanu dziecka. To praca nad treningiem samoobsługowym, usprawnianie zarówno motoryki dużej, jak i małej, kształtowanie umiejętności komunikacyjnych oraz społecznych. Rewalidacja to także rozwój funkcji poznawczych poprzez stymulację wszystkich zmysłów, na przykład słuchu poprzez czytanie bajek, wzroku przez teatroterapię, czyli na przykład animowanie pacynek, węchu poprzez zapachy przypraw czy olejków, dotyku przez zabawy termiczne – zimą ze śniegiem, w lecie z wodą albo gliną, a przez cały rok z substancjami typu kasza albo ryż – mówi Agnieszka. Małgosia dodaje: – Skoro nasi podopieczni mają zaburzony intelekt, pokazujemy im świat poprzez zmysły.
– Poza tym wszystkim, najważniejsze w naszej pracy jest budowanie atmosfery bezpieczeństwa, ciepła i miłości – uzupełnia Agnieszka. – Oprócz grup, prowadzimy także terapię w ramach zajęć z wczesnego wspomagania rozwoju. Są to zajęcia dla dzieci z całej Żywiecczyzny i okolic, dobierane pod kątem tego, czego konkretne dziecko najbardziej potrzebuje. Raz jest to pakiet spotkań z psychologiem, logopedą i pedagogiem. Innym razem zajęcia z pedagogiem plus rehabilitacja – mówi Małgosia.
CASTING I NAGRANIA
– Pod koniec sierpnia, zanim jeszcze program zaczął być emitowany na antenie, otrzymaliśmy – jako fundacja – e-mail z zaproszeniem do udziału i prośbą do wytypowania pary uczestników. Przyznam, że długo się zastanawialiśmy – trwało to miesiąc. Ostatecznie wybraliśmy Agnieszkę i Małgosię – wspomina Renata Błecha.
Małgosia: – Zaczęło się od tego, że wypełniłyśmy kwestionariusz zgłoszeniowy. Agnieszka: – Właściwie była to ankieta, w którą wpisałyśmy podstawowe dane: imię, nazwisko, zainteresowania – i tak dalej. Dołączyłyśmy również kilka naszych szalonych zdjęć, gdyż i takie materiały były wymagane.
Po tym nastąpił kontakt telefoniczny ze strony TVP i siostry pojechały do Warszawy na casting. – Tam czekała na nas kolejna ankieta, rozmowa i próbny teleturniej. Te dwie ostatnie rzeczy przed kamerami – opowiadają siostry. Małgosia: – Po wszystkim powiedziano nam, że telewizja skontaktuje się tylko z osobami, którymi jest zainteresowana. Agnieszka: – Kontakt miał nastąpić do lutego tego roku, tymczasem do nas zadzwoniono już następnego dnia! Małgosia: – Następnie ekipa z telewizji przyjechała do Żywca nagrać naszą „wizytówkę”, która była emitowana na początku programu. Zdjęcia powstawały w fundacji, w naszym domu oraz w plenerze, w okolicy Żywca.
W styczniu siostry znów pojechały do stolicy – tym razem na nagranie programu. Małgosia: – Tego konkretnego dnia nagrywano kilka odcinków. Zaczęło się od odprawy ze wszystkimi uczestnikami oraz całym teamem producenckim. A potem przyszła kolej na zdjęcia. Bliźniaczki poszły na pierwszy ogień. Agnieszka: – Podeszłyśmy do nich na absolutnym luzie, traktując całą sprawę jako superprzygodę. Małgosia: – Dokładnie tak. Nie dość, że świetnie się bawiłyśmy, to jeszcze mogłyśmy pomóc. Agnieszka: – Osoby, które nagrywały po nas, nie czuły się już tak swobodnie. Jednych ogarniał wielki stres, który niwelowali pijąc melisę, ktoś inny opowiadał, że starał się przygotować, poświęcając wiele czasu na naukę z encyklopedią w ręku.
Założenie programu „The Wall” jest takie, że biorą w nim udział uczestnicy, którzy robią dla swoich społeczności coś dobrego. Wygrana ma zwrócić im to dobro, pozwalając sfinansować własne, osobiste marzenia. Dziewczyny od początku twierdziły, że mają wszystko: dom, pracę, wspaniałą rodzinę, miłość i szczęście, więc pieniądze podarują swoim podopiecznym.
MORZE POTRZEB
– Wykorzystamy je na zakup pomocy dydaktycznych i edukacyjnych – mówi Renata Błecha. Siostry precyzują, że chodzi m.in. o różnorodne gry, układanki, puzzle i inne tego rodzaju zabawki edukacyjne, farby, kredki i inne artykuły papiernicze, książki, produkty spożywcze typu kasza, ryż, groch, fasola. – Choć kupujemy je na okrągło, to przy czterystu podopiecznych również na okrągło się zużywają – mówią. – Podświetlane stoliki, tuby wodne, węże czy kurtyny świetlne, „magiczny dywan”, programy dźwiękowe, instrumenty muzyczne to również pomoce, z których korzystamy systematycznie, w ramach terapii wzroku czy muzykoterapii.
Przy okazji Renata Błecha zdradza, że fundacja myśli o dużo poważniejszych zakupach: – Logopedzi chcieliby wprowadzić nową metodę terapeutyczną, do której potrzebny jest dość drogi sprzęt, na który trzeba wyłożyć około piętnastu tysięcy złotych. Chcielibyśmy też wykonywać badania USG na miejscu, aby dzieci nie musiały krążyć po placówkach medycznych i czekać w kolejkach. Taki sprzęt to wydatek rzędu pięćdziesięciu-sześćdziesięciu tysięcy – mówi.
W obliczu takich potrzeb kwota wywalczona w teleturnieju – choć bardzo cieszy – jest jednak przysłowiową kroplą w morzu. Gdyby więc znalazł się ktoś, kto chciałby wesprzeć organizację z Żywca, wszelkie potrzebne do tego informacje znajdzie na stronie internetowej fundacji: fpd.ig.pl.