Jest mała, ładna, bo często kolorowa, i nawet nazywa się niewinnie. Małpka, małpeczka, spacerówka – to codzienny towarzysz drogi do i z pracy oraz spacerów. I to wdzięczny towarzysz, który zmieści się nawet w kieszeni spodni czy kurtki, a po opróżnieniu można go wyrzucić byle gdzie, choćby tam, gdzie na ziemi piętrzy się już stos takich butelczyn.
Dla rozluźnienia
Puste butelki po alkoholu, najczęściej o pojemności stu lub dwustu mililitrów, są już stałym krajobrazem miast i wsi. Miłośnicy tzw. małpek to z reguły pierwszorzędni spacerowicze. Nie chowają się z flaszeczką w krzakach czy zagajnikach, tylko – gdy akurat nikogo nie ma w pobliżu – wychylają ją w trakcie spaceru. Żeby nie zwracać na siebie uwagi, najczęściej wyrzucają je przy chodniku zaraz po opróżnieniu. – Nie mogę się nadziwić, skąd tych butelek tyle się bierze i kto je tak namiętnie kupuje. Mimo że krótką trasę do sklepu i z powrotem pokonuję nawet kilka razy dziennie, to nigdy nie zobaczyłem kogoś „w akcji”. A małpki leżą niemal jedna na drugiej – opowiada emeryt z Bielska-Białej.
Powodów sięgania po małpki jest bez liku. – Nie jestem alkoholikiem. Nie kupiłbym pół litra do domu, by się urżnąć. Ale małpka to co innego. Ma mniej alkoholu, dobrze smakuje, szczególnie taka w wersji owocowej, i można ją porównać do drinka. Zamiast się upijać, to po pracy kupuję jedną dla rozluźnienia – mówi inny bielszczanin w średnim wieku. – Małpki kupuję sporadycznie. Zabieram je na spotkania z przyjaciółkami, do kina czy na wyjście w miasto. Niektóre przyjaciółki też mają je w torebce. Wtedy każda z nas pije to, co lubi – dodaje bielszczanka przed trzydziestką. – Podczas tej zimy pierwszy raz kupiłam sobie małą butelkę rumu. Z pracy w Bielsku do domu w Jasienicy muszę dojeżdżać autobusem i długo wyczekiwać na przystanku. Stwierdziłam, że ogrzeję się łyczkiem. Ale gdy kupowałam butelkę, sprzedawca patrzył na mnie znacząco. Poczułam się jak stara alkoholiczka, chociaż na co dzień nie tykam alkoholu – tak swój pierwszy raz opisuje jasieniczanka dobiegająca wieku emerytalnego. – U mnie w klatce mieszkają sami porządni ludzie. Żadnego z sąsiadów nie widziałem pijanego. A jednak w różne zakamarki piwnicy ktoś wciska małe puste buteleczki, które muszą sprzątaczki wynosić – stwierdza mieszkaniec bielskiego osiedla.
Chlebem i wódką
Prawdziwymi specjalistami od „małpiego” tematu są sprzedawcy, szczególnie w osiedlowych sklepach z alkoholem. To oni mają kontakt z klientami i widzą, jak zmienia się kultura picia. – Małpek nie kupują ci zaniedbani panowie wystający pod sklepem. Oni wolą większe butelki, którymi mogą się dzielić. Po małpki przychodzą dosłownie wszyscy – cały przekrój społeczeństwa, w tym dużo kobiet. Najmniej jest młodych ludzi – wskazuje bielszczanka, prowadząca osiedlowy sklep, nie tylko z alkoholem. – Wiele osób wstydzi się takiego zakupu. Tacy klienci krążą tu między półkami niby czegoś szukając, ale gdy inni wyjdą, zaraz podchodzą do kasy i proszą o małpkę. Czasem pytają o nowe smaki, a z reguły biorą to, co już mają upatrzone. Część klientów robi normalne zakupy, a o małpkę prosi na samym końcu. Niby od niechcenia, niby dopiero w ostatniej chwili wpadli na ten pomysł. Najczęściej lista zakupów ogranicza się do chleba i wódki właśnie – dodaje. – Mam klientów, którzy stoją pod sklepem już przed jego otwarciem. Część osób przychodzi po małpkę nawet cztery-pięć razy dziennie. Niektórzy, co sama widzę, kupują te cztery małpki dziennie, ale tylko po jednej w jednym sklepie, by nie wyjść na alkoholików. Czasem widzę, jak pierwszym łykiem raczą się parę kroków po wyjściu ze sklepu.
Większość klientów namiętnie kupujących małpki do perfekcji opanowało ukrywanie tego faktu przed rodziną. – Niby idą tylko na spacer z psem albo na zakupy. Małpkę mogą schować do kieszeni kurtki czy spodni lub do torebki. Nikt jej nie zauważy. I nikt też nie poczuje zapachu, bo mimo dużej zawartości alkoholu, różne aromaty maskują jego zapach. Ci klienci ukrywają się jak mogą przed swoimi małżonkami i dziećmi. Mam trochę wyrzutów sumienia, gdy wracam z pracy i widzę, że na trawnikach walają się butelki kupione w moim sklepie. Ale jeśli nie kupią tego alkoholu u mnie, pójdą do sklepu obok – opowiada sprzedawczyni.
Setkę wódki w zgrabnej buteleczce można kupić już za cztery złote. Najpopularniejsze wśród mężczyzn są właśnie te najtańsze i najmocniejsze. Kobiety z reguły sięgają po słabsze trunki w najróżniejszych kolorach i smakach.
– Ostatnio zrobiła się wielka polityczna nagonka na te małpki. Wcześniej była podobna na największe butelki. To tylko bicie piany i szukanie problemu nie tam, gdzie on naprawdę jest. Ludzie, jak pili, tak piją. Będą to robić nawet wtedy, gdy w sprzedaży będą tylko litrowe butelki i będą to robić, jeśli w sprzedaży będą tylko małpki. Patrząc z perspektywy osoby, która od dwudziestu lat prowadzi sklep z alkoholem, to nie widzę jakiegoś szczególnego wzrostu popularności małpek. Zawsze sprzedawały się alkohole w mniejszych formatach. Ale rzeczywiście są tacy, którzy przychodzą w ciągu dnia po pięć-sześć setek, co z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu – ocenia przedsiębiorca z Czechowic-Dziedzic.
Milion każdego ranka
Według badań rynkowych, sprzedaż małpek dynamicznie rośnie. Szacuje się, że w Polsce sprzedaje się ich trzy miliony… dziennie! Z czego jedną trzecią… przed południem. W skali roku najmniejszych butelek sprzedaje się w kraju ponad miliard. Wprawdzie dyskutuje się nad różnymi formami ograniczania handlu alkoholem, w tym nad rezygnacją z najmniejszych formatów czy wcześniejszym zamykaniem sklepów z alkoholem, ale tylko na dyskusjach się kończy. Koncerny siłą rzeczy inwestują w małpki, bo to właśnie ten segment alkoholowego rynku notuje najwyższe wzrosty.
– Popularne małpki sprzyjają ukrywaniu alkoholizmu. Coraz częściej specjaliści zwracają uwagę na ryzyko z tym związane. Małpki nie służą w wychodzeniu z alkoholizmu, a wręcz przeciwnie – dają komfort picia i pozwalają to picie jak najdłużej ukrywać przed bliskimi. Taka osoba ma złudne poczucie, że niewiele wypija, ale sięgając po setkę trzy razy dziennie, ciągle jest pod wpływem alkoholu. Jej problemy się nawarstwiają i wyjdą na jaw, gdy z rzuceniem picia będzie wyjątkowo trudno – ostrzega Agnieszka Borowska-Paszek, kierownik Biura ds. Profilaktyki i Przeciwdziałania Uzależnieniom w Urzędzie Miejskim w Czechowicach-Dziedzicach. – Im większa butelka, tym trudniej ją ukryć. A małpkę – z czym się spotkaliśmy – bliscy alkoholika znajdywali w łazienkach, a nawet pralkach czy pod materacykiem łóżka dziecięcego. Inna sprawa, że jeśli ktoś sięga po wódki smakowe, to członkom rodziny czy pracodawcy o wiele trudniej wyczuć – i to dosłownie – że jest problem. Specjaliści zajmują się tym zjawiskiem, trwają dyskusje wywoływane przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, tymczasem producenci prześcigają się w pomysłach na sprzedaż alkoholu w małych formatach i mają takie pomysły, jak sprzedaż wódki w jednorazowych kieliszkach.
Każdy, kto sięga po alkohol powinien mieć świadomość tego, że podejmuje ryzyko. – Jeśli czujemy, że nie potrafimy sobie odmówić, to powinna się nam zapalić lampka ostrzegawcza, bo jesteśmy na drodze do uzależnienia. W naszej pracy spotykamy się z różnymi jego fazami. W przypadku osób, które dużo piją rośnie tolerancja. Mieliśmy do czynienia z kobietą, która opiekując się dziećmi miała aż trzy promile. A nie było tego po niej widać i nawet logicznie się wypowiadała – wskazuje Agnieszka Borowska-Paszek. – Jeśli ktoś pije już bardzo długo, to z kolei jego tolerancja na alkohol spada. Wtedy osoby uzależnione dozują sobie niewielkie dawki alkoholu, ale robią to właściwie nie trzeźwiejąc. Takie osoby potrafią już o 5.00 czekać pod sklepem, ażeby kupić małpkę. Im już nie trzeba wiele – wrócą do tego sklepu może jeszcze dwa razy. Łagodzą objawy abstynencyjne, ale ciągle są na rauszu. Jednocześnie nie chcą dać sobie pomóc, negują, że mają jakikolwiek problem, bo przecież dużo nie piją. Ale dokonuje się ogromna degradacja fizyczna i psychiczna organizmu – tłumaczy szefowa biura zajmującego się profilaktyką alkoholową.
Gdzie tradycja picia w towarzystwie? Wypijanie małpki to jakby pić do lustra. Zaśmiecanie środowiska? – kaucja a buteleczki znikną.
Racja, kiedyś w towarzystwie można było pod sklepem, kioskiem wypić małpkę popijając browarem,
teraz zaraz policija mandat i po tradycji 😉
Pod kioskiem spotykali się miłośnicy określonego autoramentu. Małpka rozpowszechniła się poza. Trochę co innego.
Co ma wiara do uzależnienia? Widzę, kolejny przedstawiciel postępowego „jasnego” ludu…
Przecież katolicy nie piją to kto tak pije
Edzio z Ogrodzonej.