Twórcy nowego spektaklu w Banialuce starają się pokazać, że Antygoną jest i współczesna kobieta, stojąca pod wzniesionym przez władzę murem i spętana przez nią łańcuchami. Sztuką jest, by uniwersalizm dzieła Sofoklesa udało się sprawnie uchwycić i opowiedzieć świeżym językiem. Próbę tę obserwujemy w zachwycającej oprawie wizualnej i muzycznej.
„Antygona” wielkiego tragika ateńskiego to jeden z największych pomników historii dramatu. Od przeszło dwóch tysiącleci ludzkość pochłaniają losy dziewczyny ścierającej się z nieprzejednaną władzą. Pasjonuje nas wgląd w naturę bohaterów, którzy muszą zdecydować, jakie stanowisko zajmą wobec bezrozumnych i okrutnych wyroków. Dlaczego jedni wykonują rozkazy, inni milczą, a jeszcze inni się buntują? Jak, na skutek wewnętrznego konfliktu, zachodzi w nas przemiana, by – poświęcając wszystko – ostatecznie wyżej postawić sprawiedliwość, miłość i poczucie obowiązku, niż ślepe posłuszeństwo.
Już samo sięgnięcie po „Antygonę” (choć w nowym przekładzie Antoniego Libery), tak znaną ze scenicznych adaptacji, wymagało odwagi od reżyserki Gosi Dębskiej. Potrzebny tu bowiem złoty środek, by z jednej strony spektakl ujął nas swoją ponadczasowością, potrafił skłonić do dostrzeżenia tragedii Antygon dzisiejszego świata, zmusił do refleksji na współczesnymi więzami i łańcuchami. Abyśmy poczuli, że jest dla nas i o nas. A, z drugiej, strony, by pogoń za oryginalnością i świeżym spojrzeniem nie sprawiły, że wybujała symbolika i inscenizacyjne pomysły przysłonią nam to, co najważniejsze. O tym, na ile te proporcje udało się wyważyć, warto przekonać się na własne oczy, a to też wdzięczny temat do dyskusji, także dla młodzieży, której szczególnie ten spektakl jest dedykowany.
Reżyserka jeszcze przed premierą zwróciła uwagę na to, że już sama praca nad „Antygoną” w tym momencie naszej historii jest komentarzem do niej. Spektakl skupia się się na przeżyciach Antygony i jej siostry Ismeny, na tym – co sugestywnie pokazano za pomocą dzierżonych przez Kreona pętających je łańcuchów – jak beznadziejną walkę muszą toczyć ze sobą i władzą, by pozostać wierne sobie, swoim wartościom, temu, co naprawdę ważne. Dziś naturalne skojarzenia mamy choćby z protestami kobiet przeciw zaostrzonemu prawu aborcyjnemu czy sytuacją kobiet w krajach arabskich. To, że celem była dyskusja o sprawach kobiet potwierdzał po premierze dyrektor Banialuki, Jacek Popławski. W końcu – jak stwierdził – Banialuka jest kobietą.
„Antygona” w bielskim wydaniu niesie jednak i uniwersalny przekaz o samej władzy. To lekcja, którą powinien odrobić każdy, kto decyduje o losach innych. „Prawdę należy mówić tylko temu, kto chce jej słuchać” – uważał Seneka. Król Teb nie słuchał, a dramat swój i poddanych zrozumiał dopiero, gdy gdy było za późno, gdy starcie miłości, obowiązku i poczucia sprawiedliwości z bezwzględnym ludzkim wyrokiem zakończyło się ofiarami po obu stronach. „Znienawidzone rządy nigdy nie utrzymują się długo” – ta przestroga – także Seneki (z „Fenicjanek”) – powinna przyświecać dzisiejszym Kreonom.
Martyna Gajak i Marcelina Budz, odgrywające role odpowiednio Antygony i Ismeny, nie tylko za sprawą sprawnego aktorstwa, ale też reżyserskich i scenograficznych rozwiązań, od pierwszych chwil sztuki jawią się nam nie jako mityczne postacie, ale zupełnie współczesne dziewczęta, co jest dużą wartości spektaklu i pozwoli młodym odbiorcom identyfikować się z tymi postaciami i lepiej zrozumieć ich dramat. – Dziękuję za wybór aktorów i doprowadzenie do tego, że ten spektakl jest świetny – powiedział podczas spotkania z twórcami Jacek Popławski. Podkreślił wartość ról młodych aktorek. – Dziewczyny idą po swoje, nie pozwalają sobie na to, by ktoś im mówił, co mogą, a czego nie. Po prostu idą, a my próbujemy je gonić. Cieszę się, że młody zespół to realizował. Ważne jest, by pokazywać to, co ważne, nowym i świeżym językiem, by to było aktualne, a przede wszystkim wiarygodne, szczególnie dla młodzieży, bo ona jest bardzo czuła – dodał szef Teatru Lalek Banialuka.
Młodemu duetowi towarzyszyli aktorzy, znani z dokonań w Banialuce od lat. Wybornie spisała się Katarzyna Pohl (także w roli Antygony), gdy po subtelnych scenach zelektryzowała doskonałym dialogiem. Trudne zadanie miał Tomasz Sylwestrzak, by najpierw ukazać bezwzględny upór Kreona, a następnie jego przemianę i skok w otchłań żalu i bezsilności. Z kolei tylko Radosław Sadowski mógł sprostać (i to jak!) szczególnie trudnemu zadaniu wzięcia na siebie… wszystkich pozostałych ról dramatu.
Najmocniejszym punktem spektaklu, czymś co zachwyca, intryguje, przepełnia emocjami, jest strona wizualna. Scenografia Marty Bartosik i choreograficzne pomysły Marty Wołowiec, w połączeniu z doskonałą reżyserią światła Emila Lipskiego sprawiają, że w pamięci zostają nam liczne „kadry”, które można by oprawić i wystawiać w galeriach, choć w pełni smakujemy je dzięki muzyce Julii Dygi. Warty podkreślenia jest aspekt wokalny, bowiem aktorki – przygotowane przez Justynę Masny – spisały się znakomicie i poruszyły serca premierowej widowni.
Zdjęcia: DOROTA KOPERSKA dla Teatru Lalek Banialuka