Czantoria, która majestatycznie góruje nad Ustroniem, przez wielu nazywana jest Królową Beskidu Śląskiego. Każda królowa musi mieć swoich rycerzy, więc ma ich też Czantoria… Legendy o wojach śpiących we wnętrzu góry przekazywane były w naszym regionie z pokolenia na pokolenie.
Czantorię otacza wiele historii i opowieści o dzielnych wojach, którzy zakuci w srebrne i pozłacane zbroje czekają na sygnał do walki, do boju ze złem i niesprawiedliwością świata. Według podań walka ma się rozegrać na terenie pomiędzy trzema gruszami stojącymi w trójkącie, oddalonymi o dziesiątki kilometrów od siebie. Jedna z nich stoi w Bobrku, druga w Skalicy, a trzecia niedaleko Pszczyny. Kiedy usłyszymy donośny dźwięk trąbki, z podziemnych korytarzy Czantorii wypadnie konnica rycerzy, która wypleni zło i rozsieje po świecie miłość oraz sprawiedliwość. Do tego momentu rycerze smacznie śpią, tylko co jakiś czas budząc się i upewniając, że w ich królestwie panuje spokój.
Od czasu do czasu rycerz wyrwany z drzemki postanowi jednak wyjść z górskiej kryjówki i pomóc nieco dobrym ludziom. Tak stało się setki lat temu, gdy rycerza spotkał kowal Niedoba żyjący we wsi pod Czantorią. Stary kowal był świetnym fachowcem, ale mimo to w jego domu się nie przelewało. Wraz z żoną i gromadką dzieci do stołu kowala często zasiadała również bieda. Tuż obok kuźni prowadziła droga z Cieszyna na Węgry, więc często zatrzymywały się tam wozy, których właściciele prosili Niedobę o pomoc. Niewielki zarobek więc był. Niestety, w tamtym roku zima była okrutna. Drogi zasypane śniegiem, wozy nie jeździły, do kowala nikt nie zaglądał. W domu zaczęło brakować nawet chleba. Głód dzieci żona kowala starała się odpędzać słoną wodą z rozgotowanymi ziarnami bobu.
Trwała w tej strasznej biedzie i smutku rodzina kowala, aż pewnego wieczoru ktoś głośno załomotał do drzwi. – Kto tam? – spytał Niedoba. – Otwórz stary, robotę ci przynoszę! – odparł jakiś stanowczy głos. Kowal nie posiadał się z radości! Gdy otworzył drzwi, zobaczył rycerza w lśniącej zbroi siedzącego na białym koniu. Rycerz kazał kowalowi ukuć tyle podków ile koń udźwignie na grzbiecie i zostawił mu trzy złote monety, aby ten mógł kupić żelazo. Niedoba stał osłupiały jeszcze przez kilka chwil. Wyobraził sobie leżący na stole ciepły i pachnący chleb, który ze smakiem zajadają jego dzieci. Następnego dnia stary kowal pracował w pocie czoła przez cały dzień. W końcu na ziemi leżał ogromny stos podków. Wieczorem w drzwiach kuźni znowu pojawił się rycerz. Spakował podkowy i kazał Niedobie iść ze sobą. Po długiej wędrówce przez las dotarli wreszcie do wielkiej skały. Rycerz uderzył w nią mieczem i wtem pojawił się tam duży otwór. Kowal szedł śladem rycerza przez ciasne korytarze i kręte krużganki, aż wreszcie stanęli w przestronnej sali. Jej strop spoczywał na wysokich, złoconych kolumnach, na ścianach błyszczały rozwieszone zbroje i miecze, obok stały rycerskie konie. Z boku, przy dębowych stołach siedzieli rycerze. Głowy mieli wsparte na rękach i spali. – Śpiący rycerze! – wyszeptał cicho Niedoba. Słyszał już nieraz od starszych mieszkańców historię rycerzy, ale nigdy w nią nie wierzył. Aż do teraz.
Kowal zaczął swoją pracę. Odrywał koniom stare podkowy i sprawnie zakładał nowe. Robota paliła mu się w rękach, a koni było mnóstwo. Niedoba napracował się tak, że aż go ręce bolały. Kiedy skończył, rycerz kazał mu zapakować do wora stare podkowy. – To masz zapłatę. Bóg zapłać – powiedział do kowala i kazał mu odejść. Niedobie ze smutku i żalu chciało się płakać. Nie będzie chleba dla dzieci, zamiast jedzenia będzie żelazo. Stare podkowy zamiast pieniędzy. Do domu wracał wolno, noga za nogą. Tam przywitała go rodzina. Kowal zrzucił z ramion ciężki worek i załamany usiadł. Rozwiązał wór i zaskoczony krzyknął „Łokrystaboga!”. Okazało się bowiem, że stare podkowy zamieniły się w złoto!
Więcej u Niedobów głodu nie było. Kowal Niedoba wybudował nową kuźnię, kupił pole oraz bydło i szczęśliwie żył ze swoją rodziną przez długie lata. Rycerzy nigdy więcej nie spotkał…