Wojciech Kaprzyk z Czechowic-Dziedzic jest pasjonatem fotografii przyrodniczej. Oprócz „polowania” z aparatem na zimorodki, daniele, orły czy żurawie, para się makrofotografią. Dzięki niej można wykonać niezwykłe ujęcia, między innymi owadów: zobaczyć, jak wyglądają w przybliżeniu oraz dostrzec to, czego nie da się zauważyć gołym okiem. Często stworzenia wyglądają jak nie z tej ziemi, przypominają bohaterów filmów science fiction. Wiele osób, kiedy po raz pierwszy ogląda takie zdjęcia owadów, śmieje się, że dobrze, że w rzeczywistości nie są większe – bo prezentują się dość przerażająco.
Nasi Czytelnicy poznali Wojciecha Kaprzyka już kilka lat temu. Pisaliśmy wówczas o jego pasji fotografowania dzikiej przyrody. Swoje publikacje zamieszcza na facebookowym profilu „Za miastem, czyli przyroda Czechowic-Dziedzic i okolic”. Od pewnego czasu zaczął umieszczać tam także makrofotografie swojego autorstwa.
100 ujęć – jedno zdjęcie
Makrofotografia to nic innego jak bardzo duże zbliżenie obiektu ukazujące wszystkie jego detale za pomocą obiektywu mikroskopowego. Do wykonania zdjęć stosuje się tzw. technikę focus stacking. Polega na nakładaniu zdjęcia na zdjęcie w celu wydobycia głębi i jak najdokładniejszego odwzorowania danego obiektu.
– To bardzo wąska dziedzina fotografii. Nie ma na rynku dostępnych gotowych rozwiązań do tak sporych powiększeń. Trzeba „rozbebeszyć” mikroskop i zorganizować urządzenie, które robi takie zdjęcia. Największym problemem jest głębia ostrości. Na przykład po zrobieniu zdjęcia muchy, nagle okazuje się, że tylko czułka jest ostra, a reszta rozmyta. Trzeba takich zdjęć zrobić sto, a czasami nawet więcej, przesuwając cały aparat często o mikrony, ułamki milimetra. Z tylu ujęć i tych ostrych „plasterków” robi się później w specjalnym programie jedno gotowe ujęcie – tłumaczy Wojciech Kaprzyk.
Największym wyzwaniem było zbudowanie urządzenia, które miało przesuwać po szynach aparat o ułamki milimetra. Pierwszą wersję nasz rozmówca zrobił z szyn do szuflad i głowicy starego mikrometru. – To były pierwsze próby, ale urządzenie było niedokładne. Jednak zobaczyłem w tym potencjał i udoskonalałem. Teraz podstawą całego urządzenia jest prowadnica liniowa, której używa się w automatyce przemysłowej do tworzenia robotów i maszyn. Są gotowe rozwiązania na rynku, ale one nigdy nie spełniają założeń, a z racji, że nie jest to popularna dziedzina, to wszystko trochę kosztuje – wskazuje.
Był też problem z dopasowaniem światła. – To były setki prób, kupowanie różnorakich żarówek, pasków ledowych, lamp błyskowych. Im coś się bardziej powiększa, tym zrobienie dobrego zdjęcia jest trudniejsze – dodaje.
Najpierw próbował robić zdjęcia za pomocą dostępnych obiektywów, ale ciągle było mu mało i mało. Później doszły specjalne przejściówki, aż w końcu obiektywy od mikroskopu. – Testuję od czterech lat i cały czas coś dokładam – mówi.
Najciekawsze są oczy
Wszystko zaczęło się na łące, bo razem z kolegą zajmowali się fotografowaniem zwierząt. – Dużo przebywało się w krzakach i z nudów, czekając, celowało się obiektywem w świerszcza czy pająka – tłumaczy.
Na początku robił zdjęcia wszystkiego jak leciało, z czasem jednak zaczął być bardziej wybredny. Najpierw patrzy przez mikroskop i stwierdza, czy model nadaje się do ciekawego zdjęcia. – Kiedy zacząłem się tym bawić, to wszystko co wkładałem przed obiektyw było wielkim szokiem. Brało się pierwszą lepszą pospolitą muchę, a stopień skomplikowania tego owada i złożoność rozwalał głowę. Więc człowiek stara się o coraz większe powiększenia, coraz ostrzejsze zdjęcia, żeby to wszystko zobaczyć. Generalnie muchy są ohydne, jednak mnie fascynują. Najciekawszą rzeczą są chyba zawsze oczy. Stopień złożenia i zmyślność natury jest fascynująca i niesamowita. Te kilka tysięcy soczewek na jednym oku… – zachwyca się.
Zawsze ma przy sobie – jak mówi – pokeballe, czyli nic innego, jak żółte pojemniczki z jajka niespodzianki. Są idealne do łapania interesujących owadów. Większość zdjęć wykonywana jest na martwych owadach. Muszą być jednak świeże. Jeżeli są martwe przez dłuższy czas, na zdjęciach nie ma pożądanego efektu. Ci, którzy zajmują się tym zawodowo mówią, że najlepiej widać to po oczach – są wtedy właśnie „martwe” i matowieją.
Umorusana pszczoła
– Zawsze po zrobieniu zdjęcia jest satysfakcja i zachwyt. Nie ze zrobienia zdjęcia, ale z tego, jakie skomplikowane są to stworzenia. Jednym z moich ostatnich ulubionych ujęć jest umorusana na pyszczku pszczoła, która ma na sobie pojedyncze pyłki kwiatów (foto poniżej) – mówi.
Reakcje oglądających zdjęcia są różne. – Bo często ludzi takie zdjęcia odrzucają. Jest coś takiego, że nie lubimy owadów, bo nas obrzydzają, ale później często ciekawość to przełamuje – dodaje.
Nie fotografuje wyłącznie owadów. Przed jego obiektywem wylądował na przykład płatek śniegu (choć były to godziny prób, by udało się go sfotografować zanim się rozpuści). Uchwycił też parzydełko pokrzywy.
– Siedziałem nad nimi chyba ze trzy godziny, żeby udało mi się to odpowiednio wykadrować. Później zgłębiłem temat i okazuje się, że przy nasadzie jest zbiorniczek z kwasem, który jest miękki i cały czas komórki go obściskują, wytwarzając ciśnienie. Ta łodyżka jest ostra na końcu i bardzo łamliwa. Kiedy się ją dotknie, to czubek się ułamuje i ciśnienie wypycha płyn – dlatego człowiek się parzy. To kwestia, o której chyba mało kto wie – zastanawia się.
Jego marzeniem jest sfotografowanie czegoś nowego i opisanie gatunku, choć twierdzi, że to w dzisiejszym świecie mrzonka. Z tych bardziej przyziemnych spraw, chciałby, żeby w jego obszernym katalogu zdjęć wylądowała wesz.
Świetne zdjęcia. Zadziwia dość spora głębia ostrości jak na wykorzystanie obiektywów mikroskopowych.
Obrzydliwe. Wykop !
Gratuluję podszywacz, do takich celów świadczących malutkiej kulturze jest wykorzystywany nick Hermenegilda, wstyd!
Wspaniałe zdjęcia , brawo .