Złe czasy nastały najwyraźniej w Bielsku-Białej dla deweloperów chcących wznosić budynki wielorodzinne w atrakcyjnie położonych zielonych zakątkach. Takie wrażenie można było odnieść słuchając dyskusji, jaka wywiązała się podczas wrześniowej sesji Rady Miejskiej przy okazji uchwalania planu zagospodarowania przestrzennego dla niewielkiego fragmentu dzielnicy Wapienica.
Ostatecznie stanęło na tym, że radni planu nie przyjęli. Z ust jego przeciwników padały wprost deklaracje, że przyzwolenia na wysoką zabudowę wielorodzinną pośród osiedli domów jednorodzinnych w Bielsku-Białej nie będzie.
To tylko formalność?
Zaczęło się od tego, że początkiem roku Rada zadecydowała o przystąpieniu do sporządzenia planu zagospodarowania dla terenu o powierzchni około pół hektara, położonego przy ulicy Biwakowej, w sąsiedztwie potoku Wapienica (niegdyś usytuowany był tam między innymi ośrodek kolonijny Towarzystwa Przyjaciół Dzieci). Teren po części należy obecnie do gminy, a po części jest własnością stowarzyszenia posiadającego osobowość prawną. Opracowanie planu miało przede wszystkim umożliwić realizację na tym obszarze dwóch zadań: utworzenia drogi dojazdowej do istniejących w tym rejonie budynków oraz wzniesienia domu wielorodzinnego na działce o powierzchni 600 metrów kwadratowych (obecnie usytuowany jest tam zrujnowany barak, pozostałość po ośrodku TPD). Wydawało się, że problemów z takim zagospodarowaniem tego terenu nie będzie, bo oba zadania były zgodnie z zapisami studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru miasta (zapisy planu zagospodarowania muszą być zgodne ze studium). Plan został opracowany i pozytywnie zaopiniowany przez Komisję Gospodarki Przestrzennej i Ochrony Środowiska Rady Miejskiej. Stąd też jego przyjęcie przez Radę miało być tylko formalnością. A jednak… Kontrowersje wzbudził zapis o możliwości wybudowania w tym miejscu budynku wielorodzinnego o wysokości nawet do 16 metrów. – Blok przy rzece Wapienica to dla mnie skandal – oburzał się radny Roman Matyja z PiS dodając, że tak być nie może i jest zdecydowanie przeciwny tej propozycji. – Nie będę głosować na tego typu zabudowę – przyznał otwarcie. Zaznaczył, że nie dziwi się, iż właściciel terenu chce tam wybudować apartamentowiec, bo to jest biznes, ale on w takim biznesie uczestniczyć nie będzie. Wywołało to dość burzliwą dyskusję, podczas której niektórzy radni (z klubu PiS) domagali się nawet zdjęcia tego punktu z porządku obrad, aby dać władzom miasta jeszcze trochę czasu na dokonanie postulowanych przez oponentów zmian w projekcie planu.
Zastanawiające jest to, że w tym przypadku okoliczni mieszkańcy nie mieli nic przeciwko takiemu zagospodarowaniu tego miejsca.
Przeciwników nie przekonywały nawet argumenty planistów, iż budynek, jaki ma tam ewentualnie powstać, będzie miał jedynie cztery kondygnacje, a nie pięć czy pięć i pół – jak sugerowali oponenci – a zapis o jego dopuszczalnej wysokości 16 metrów ma umożliwić nakrycie budynku dwuspadowym dachem. Nie przekonało ich także twierdzenie, że w pobliżu są już podobne 4-kondygnacyjne budynki wielorodzinne. Ostatecznie projekt planu został podany pod głosowanie, lecz przy dziewięciu głosach sprzeciwu, dwóch wstrzymujących się i dziewięciu za, nie został uchwalony. Co dalej?
Niezamknięta sprawa
Trudno powiedzieć, lecz sprawa nie jest zamknięta. Bo nadal obowiązuje uchwała Rady z lutego tego roku, dotycząca przystąpienia do sporządzenia planu zagospodarowania dla tego obszaru miasta. Tak długo jak nie zostanie przez Radę uchylona (a nic nie wskazuje, aby tak miało się stać), tak długo władze miasta muszą działać na rzecz przygotowania i uchwalenia takiego dokumentu. Możliwe więc, że w niedalekiej przyszłości odrzucony projekt znowu zostanie poddany pod głosowanie. Możliwe też, że najpierw wprowadzone zostaną do niego jakieś poprawki.
Bez uwag do planu
Zastanawiające jest to, że w tym przypadku okoliczni mieszkańcy nie mieli nic przeciwko takiemu zagospodarowaniu tego miejsca. Do projektu planu nie zgłoszono bowiem – jak to często w takich sytuacji bywa – żadnych uwag czy zastrzeżeń. Projekt zanegowała jedynie – i to dopiero na etapie głosowania – część radnych, którzy w ten sposób wyrazili swój stanowczy sprzeciw. Jest to raczej nie spotykany scenariusz. Zazwyczaj bowiem bywa tak, iż to protesty mieszkańców są powodem, dla którego radni sprzeciwiają się zaproponowanym przez planistów rozwiązaniom. Czyżby w tym wypadku wpływ na ich tak zdecydowaną postawę miały zbliżające się wybory samorządowe?