Test na koronawirus był oczekiwany z wyjątkową niecierpliwością. Nic w tym dziwnego. Pierwszej fali zachorowań towarzyszyły szeroko zakrojone restrykcje. Miały one wpływ nie tylko na osobisty komfort. Ich efekty do dziś widać w światowej gospodarce. Przez chwilę zdawało się, że wirus odpuścił, przynajmniej w naszym kraju. Jednak gdzieś w głębi zdajemy sobie sprawę, że to dopiero początek.
Czy wirus SARS-CoV-2 wróci jesienią ze zdwojoną siłą?
Kiedy możemy spodziewać się wyraźnego wzrostu liczby zachorowań? Światowi eksperci z WHO na czele ostrzegają, że może się to zdarzyć w każdej chwili. Warto wziąć pod uwagę, że wciąż próbujemy sobie odpowiedzieć na wiele pytań związanych z wirusem SARS-CoV-2. Jego sezonowość nie jest do końca znana, ponieważ pandemia towarzyszy nam niespełna pół roku.
Przewidywania nie są jednak optymistyczne. Naukowcy przewidują, że SARS-CoV-2 zachowa się tak, jak inne koronawirusy, w przypadku których szczyt zachorowań obserwuje się w zimowych miesiącach. Ta grupa patogenów towarzyszy nam bowiem od dawna. Wystarczy powiedzieć, że aż 33% przeziębień w naszym kraju jest spowodowanych właśnie przez koronawirusy.
Dlaczego obecny koronawirus jest groźny?
Na czym polega więc zagrożenie? Objawy zakażenia koronawirusem są zwykle łagodne. Jednak jest to grupa, która ulega ciągłym przemianom. Co jakiś czas pojawia się nowa wersja, groźniejsza od pozostałych. Obecnie zagrażający nam wirus SARS-CoV-2 jest trzecim koronawirusem, który atakuje człowieka na zauważalną skalę.
W latach 2002-2004 świat zmagał się z wirusem SARS. W Europie niewiele mówi się o wirusie MERS-CoV, który rozprzestrzenił się w 2012 roku głównie na Bliskim Wschodzie. Śmiertelność SARS wynosiła około 10%. MERS zabił aż 35% zarażonych. Śmiertelność współczesnego wirusa SARS-CoV-2 określa się obecnie na 1,3-2,4%. Wirus ten rozprzestrzenia się jednak znacznie szybciej.
Fala czy szczyt zachorowań na COVID-19?
WHO wskazuje, że fala zachorowań nie jest tak groźna, jak szczyt. Z falą zachorowań mamy do czynienia obecnie. W tej chwili ma tendencję wzrostową, jednak przyrost jest dość łagodny. Z taką sytuacją służby medyczne mogą sobie poradzić. Szczyt wiąże się zaś z przyrostem gwałtownym. W obu przypadkach może chodzić o taką samą liczbę świeżo zainfekowanych osób. Różnica polega na czasie, w którym ich przybędzie.
Szczyt zachorowań na COVID-19 mógłby oznaczać przekroczenie możliwości służby zdrowia w danym rejonie świata. Przy wirusach o dużej zaraźliwości ten scenariusz jest zaś bardzo prawdopodobny. Właśnie dlatego trzeba wdrażać środki zapobiegawcze już teraz. Jak miałyby one wyglądać, skoro na chorobę nie ma wciąż ani szczepionki, ani lekarstwa? Jedyną metodą są przesiewowe testy na koronawirus i zachowanie daleko posuniętej ostrożności w kontaktach międzyludzkich.
Jak może nam pomóc zwykły test na koronawirusa do wykrywania przeciwciał?
Trudno przewidzieć reakcję ludzi na nagły wzrost zachorowań. Ogłoszeniu pandemii w Polsce towarzyszyło masowe znikanie z półek kaszy, konserw i papieru toaletowego, co przeszło już do legendy. Na kolejne przyrosty liczby chorych na COVID-19 mamy szansę przygotować się bardziej świadomie.
Kasetkowy test na koronawirus można wykonać w dowolnym miejscu. Badanie trwa krótko, a wynik jest widoczny już po 10 minutach. Dla pracodawców jest to świetna metoda na zapewnienie bezpieczeństwa swoim pracownikom, szczególnie że zakażenie koronawirusem może przebiegać bezobjawowo. Przeprowadzenie testów tego typu może też pomóc odbiorcom prywatnym w realnej ocenie własnego stanu zdrowia. Wiedząc o infekcji, można podjąć decyzję o zostaniu w domu. Dzięki temu nie zarażą kolejnych osób.
W Żywcu z tego co wiem działają dwa takie punkty gdzie jest możliwosc wykonania testu na przeciwciała. M.in. na garbarskiej w laboratorium diagnostyki robione są i kasetkowe i serologiczne. Materiał do badania pobierany jest z palca albo z żyły