„Celma” – królowa pośród cieszyńskich zakładów pracy, obchodzi akurat swoje 100-lecie. Rzecz będzie jednak nie o historii przedsiębiorstwa, ale o wydziale, o którym raczej nie wspomina się w monograficznych opracowaniach. A był przez okrągłe 40 lat swojego funkcjonowania, oczkiem w głowie dyrekcji Zakładów Elektromaszynowych „Celma”.
O Wydziale PRg „S” pracownicy mówili: zakład w zakładzie. Większość spośród kilkutysięcznej załogi „Celmy” nawet nie była zorientowana, że obok normalnej produkcji wytwarzany jest… osprzęt dla przemysłu obronnego. Zajmowało się tym około 200 osób. Tajemnice wydziału można było odsłonić dopiero po jego rozwiązaniu, a okazją było spotkanie towarzyskie byłych pracowników latem 2003 roku, czyli po 10 latach od zlikwidowania Wydziału „S”.
Na koleżeńską imprezę, o której pisaliśmy na łamach „Głosu”, przybyło ponad 80 osób. Zorganizowali ją emerytowani pracownicy Helena Szczugiel, Janina Huczała, Rudolf Pastucha i Jan Palarczyk. Wspominano dawne dzieje, posiłkując się materiałami przygotowanymi przez Jana Wałacha, o historii samej „Celmy” i jej otoczonego szczególną tajemnicą wydziału.
„Ze względu na tajność produkcji specjalnej, trudno dziś ustalić dokładną datę powstania Wydziału Prądnicowego (PRg), zwanego potocznie wydziałem specjalnym, tajnym „S”. Prawdopodobnie rozpoczęcie tajnej produkcji nastąpiło w Dziale Gospodarki Narzędziowej w latach 1952 – 1954, kiedy jego kierownikiem był Jan Śliwka. Powstał samodzielny i samowystarczalny wydział, pracujący na własnym rozrachunku” – zauważył autor opracowania.
Ze zgromadzonych danych wynikało, że przez 20 lat Wydział „S” działał w cieszyńskiej „Celmie”, po czym w 1972 roku częściowo przeniesiono go do Goleszowa. W Cieszynie pozostał montaż. W styczniu 1977 roku produkcja z Goleszowa trafiła ponownie do Cieszyna, ale do „Cefany”, gdzie przeniesiono także montownię z „Celmy”. I wydział funkcjonował tam do 1993 roku, kiedy to zapadła decyzja o jego rozwiązaniu.
Co produkowano? Przez okrągłe 40 lat w Cieszynie i Goleszowie powstawały rozruszniki do napędzających czołgi silników wysokoprężnych oraz do silników lotniczych. Pod koniec działalności przerzucono się na produkcję silników elektrycznych do wózków golfowych. Kiedy przygotowywano produkcję wyrobów na radzieckiej licencji, zza wschodniej granicy przyjeżdżał nad Olzę doradca technologiczny. Wraz ze wzrostem potrzeb wojska, wzrastała również liczba pracowników. W 1963 roku Wydział „S” zatrudniał ich 109, a cztery lata później już 164. Wielkość produkcji i liczebność załogi cały czas były tajne. Kierownikami Wydziału „S” byli Robert Weber, Władysław Morys i Andrzej Cieślar.
Podczas spotkania nadarzyła się okazja do wspomnień, które skrzętnie zanotował redaktor Grzegorz Kasztura. Jako rachmistrz wydziałowy pracowała w latach 1973 – 1991, Janina Huczała. Opowiadała o reżimie tajności, który stale towarzyszył produkcji specjalnej. – Cały czas ten wydział od reszty zakładu odgradzała siatka. Na bramie i drzwiach znajdowały się plomby. Nie mogliśmy utrzymywać absolutnie żadnych kontaktów z Zachodem. Gdyby coś takiego wyszło na jaw, człowiek z miejsca pożegnałby się z pracą. Z drugiej strony w tych czasach mało kto jeździł za granicę – opowiadała.
Najbardziej surowe rygory obowiązywały w początkowych latach istnienia wydziału. Przed wejściem stał strażnik z karabinem, który sprawdzał przepustki. Na wydział mogły wejść tylko osoby uprawnione. Po skończonej zmianie stanowiska pracy przekazywano następcom, dokonując stosownej adnotacji w książce raportowej. W sobotę po ostatniej zmianie wydział był komisyjnie sprawdzany i plombowany. Zeszyty używane do robienia notatek musiały być przeszyte sznurkiem, a kartki ponumerowane. Przechowywano je w tajnej kancelarii. Nawet szuflady w biurkach zabezpieczano. Ostateczny montaż rozruszników był poprzedzony drobiazgową kontrolą jakości wszystkich detali i podzespołów. Zajmowali się tym stale obecni w zakładzie przedstawiciele odbioru wojskowego. Robotnik nie mógł przystąpić do pracy przy następnym podzespole, jeśli poprzednia operacja nie została odebrana przez kontrolę.
– Przepracowałem w Wydziale „S ” 38 lat, do 1992 roku, czyli całe zawodowe życie. Zaczynałem jako tokarz, później byłem brygadzistą, skończyłem pracę na stanowisku mistrza na montażu. Stanowiliśmy bardzo zgrany kolektyw. Pracowali u nas najlepsi fachowcy, począwszy od tokarzy-frezerów i ślusarzy, skończywszy na kadrze inżynierskiej. Wyrób, który opuścił zakład i poszedł w świat, nie wracał już do nas z reklamacją. Byliśmy „oczkiem w głowie” długoletniego dyrektora „Celmy” Bronisława Czumy – wspominał swoje celmowskie lata Jan Palarczyk.
przyjeżdzali doradcy i podpowiadali co i jak ulepszyć ,po zwycięstwie soliaruchów przjeżdzali agenci CIA wmówili co zlikwidować aby nie robić konkurencji kowbojom i pejsatym
INDUKTA ma 142 lata i nikt o niej nie pisze czemu ?, i też miała wydział “S”
Przynajmniej zrobili rozrusznik w Polsce z miedzianym uzwojeniem a nie sprowadzili chińskie gówno z miedziowanym drutem:)))
Śmieją się że za komuny był syf ale teraz jak nie zabulisz za np narzędzia to masz ulepione z gównolitu
i znów ta hemoroidowa tabula rasa mądrzy się. wszyscy są w błędzie.
Nie, Ty jesteś przy prawdzie, że “hemoroidowa tabula rasa”. Wprawdzie nie wiadomo o co chodzi ale na pewno nie jesteś w błędzie. Lepiej z sampopoczuciem?
Jeśli 1949 to rok urodzenia, merytorycznie popraw “siódmy krzyżyk”, że produkcja na cele wojskowe nie była wszędzie. Zgodnie z prawdą tamtych czasów i nie będzie to mądrzenie się.
Zadzwońcie do Wołoszańskiego z tymi sensacjami XX wieku.Nic ciekawego,produkcja na cele wojskowe była wszędzie.
Nic ciekawego bo pytani niewiele mają do powiedzenia jako zwykli robotnicy. Trzeba było dotrzeć do opowieści inteligencji pracującej jak się kiedyś mówiło. Ci musieli wiedzieć trochę więcej pracując np. przy dokumentacji. Kto Ci naopowiadał bajek, że produkcja na cele wojskowe była wszędzie?
Skoro zakład był przedzielony siatką i wartownicy z karabinami go pilnowali to było oczywiste że coś produkuje dla wojska ,więc co w tym było tajnego , zakład produkujący namioty turystyczne produkował też spadochrony wojskowe ,a stomil produkujący opony i dętki do traktorów pewnie potajemnie produkował też prezerwatywy dla wojska , ot ściśle tajne
I co tęsknimy za starymi czasami, gdzie wszystko szło na wschód? Dla tego kraju już nie ma nadzieji, 50 lat komuny zrobiło swoje. Trzeba było poddać się Turkom, przynajmniej było by egzotycznie, a tak jest tylko żałośnie.
A jakie były standardy zwrotów reklamacyjnych przed 1992 r. szczególnie na wydziale specjalnym panie mistrzu? Czy reklamacje nie ukręcało się dla nienagannych statystyk? Dzisiaj panie mistrzu można mówić, że począwszy od kadry inżynierskiej, nie ma klasy robotniczej jako wiodąca siła narodu. Czy wśród przedstawicieli odbioru wojskowego nie było gumowych uch? – mistrz nie wie i miał robotnik nie wiedzieć.
uszu
Uch uff
Uszu uszu, chodzi o ludzkie uszy. Jak się po(d)słuchało było uff.
Każdy epizod splątania wymaga natychmiastowej pomocy lekarskiej, ponieważ grozi rozwojem śpiączki, która zagraża życiu chorego.
Widzę, że potrafisz rozpoznać chorobę więc i zapewne wyleczyć. Co tam zapewne, Tadeusz zdolności lekarskie ma w małym palcu więc na pewno.
A tak naprawdę Tadeusz jeśli masz problemy z rozplątaniem – pytaj to odpowiem jakie znaczenie jest splątania. Nie jest znowu takie trudne ale trzeba trochę dłużej przystanąć a przede wszystkim trzeba mieć trochę dobrej woli. Nie kierować do lekarza bo wiadomo jak dziś lekarze są obciążeni nieboracy (tak, ci są nieboracy dla niektórych).
Przecież takie wydziały były prawie w każdym Przedsiębiorstwie.