Prezes Spójni Zebrzydowice piastuje wiele funkcji, a więc i wiele można o nim i jego pracy powiedzieć. Można też przytoczyć ciekawy i budzący uznanie jego wyczyn, z czasów występów na poziomie trampkarzy.
W języku, opisującym piłkę nożną popularne jest określenie: „hokejowy wynik”. Oczywiście dotyczy ono wysokiego rezultatu, gdy padło wiele bramek. Z zasady ma on przykuwać uwagę i robić wrażenie. Życie przynosi jednak czasem takie sytuacje, kiedy i to porównanie okazuje się zbyt mało dosadny i mocny. Kreatorem takiej sytuacji był Jacek Wachatarczyk, obecny prezes Spójni Zebrzydowice. Mowa tutaj o klubie, który w drugiej połowie listopada obchodził 90-lecie istnienia. Dziś szef klubu tak wspomina swoje początki w klubie i więcej niż hokejowy wynik, znajdując i inne analogie z dyscypliną na lodzie:
– Jestem zebrzydowiczaninem z dziada pradziada i pochodzę ze sportowo aktywnej rodziny. Co prawda ja pamiętam tylko ten czas, w którym tata grał w piłkę, ale z opowiadań wiem też, że dziadek grał tu w hokeja. Kontynuując rodzinne tradycje ja też ruszyłem więc w najmłodszych latach na boisko, ale nie zdążyłem jako dziecko zagrać w Spójni. Jako 12-latek trafiłem bowiem do Odry Wodzisław i jestem jej wychowankiem. Grałem w jej drużynach młodzieżowych do 19. roku, zaliczając jesienią 2007 roku 11 występów w Młodej Ekstraklasie. W tym czasie były też występy w rezerwach, w których miałem okazję zagrać razem z takimi zawodnikami jak Marcin Radzewicz czy Wojciech Grzyb gdy oni „schodzili” do drugiej drużyny. Najbardziej z tamtego okresu pamiętam jednak mecz z młodzieżówką Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Przyjechała do nas mając w składzie znanego z ekstraklasy Brazylijczyka Batatę, który mnie przykrył na tyle skutecznie, że… zostałem zmieniony. Pamiętam też milsze chwile, bo byłem bramkostrzelnym trampkarzem i juniorem. Mogę się nawet pochwalić trampkarskim rekordem 9 goli w meczu z Czerwionką Leszczyny. Wygraliśmy 21:0, a to zdarzenie weszło do rodzinnej historii. Tego dnia przyjechał bowiem na mecz z Odrą Widzew i ktoś z łódzkiego klubu idąc korytarzem, na którym były wywieszane wyniki i strzelcy, powiedział, że „tego Wachtarczyka co strzelił 9 goli trzeba ściągnąć”. Akurat przy tej tablicy stał mój tata więc przekazał mi te miłe słowa. Jako 19-latek wróciłem jednak do Zebrzydowic i zostałem zawodnikiem Spójni, ale na krótko, bo po roku wyjechałem do Wrocławia i rozpocząłem studia. Łączyłem je z nabieraniem doświadczenia trenerskiego w grupach młodzieżowych Śląska Wrocław, żeby po zakończeniu studiów i powrocie do Zebrzydowic wykorzystać swoją wiedzę w założonej tu szkółce piłkarskiej KKS Spójnia Zebrzydowice – mówi Wachatarczyk dla Śląskiego Związku Piłki Nożnej.
Prezesem był wówczas Krzysztof Klejczyk, który przystał na propozycję młodego trenera z głową pełną pomysłów.
– Mówiąc pół żartem, pół serio, zastosowałem mały szantaż mówiąc, że albo zrobię szkółkę w ramach klubu, albo otworzę prywatną akademię. Mogłem sobie na takie postawienie sprawy pozwolić, bo znaliśmy się dobrze i w sumie nadawaliśmy na podobnych falach. Dostałem przyzwolenie i zacząłem od dwóch drużyn, które wtedy funkcjonowały w klubie, a teraz mamy osiem grup. Trenuje w nich 120 dzieci i właśnie głównie z myślą o nich w styczniu tego roku podjąłem kolejne wyzwanie, zostając Prezesem Spójni, bo Wojciech Giza zrezygnował z tej funkcji i nie było żadnego kandydata. Prezes Podokręgu Skoczów Bogusław Walica, wspominając swoją działalność w Spójni, podczas obchodów 90-lecia opowiadał, że 30 lat temu było ich trzech i ciągnęli zapałki, żeby wybrać na kogo padnie. Tym razem nawet nikt nie chciał losować. Ja też. Broniłem się, bo wiedziałem, że przybędzie mi obowiązków, które będę musiał wykonywać kosztem czasu, który miałem dla dzieci w szkółce, a to jest moja praca. Na klubowe sprawy poświęcam więc czas wolny i do momentu rozpoczęcia treningów jestem działaczem, ale nie narzekam. Wręcz przeciwnie staram się wyciągać z tego jak najwięcej dobrego. Na przykład współpracujemy z sąsiednimi klubami. U nas nie ma świętych wojen, a raczej zachęcam, żebyśmy działali wspólnie, bo naszym celem jest przecież rozwój naszych klubów i praca z młodzieżą – dodaje prezes Spójni.
O drużynie seniorów Jacek Wachtarczyk, który pod koniec rundy jesiennej widniał w protokole jako trener, też nie zapomina. Sytuacja z pierwszą drużyną się trochę skomplikowała, gdy na trzy kolejki przed końcem rundy jesiennej trener Piotr Hauder otrzymał propozycję przejęcia III-ligowej Odry Wodzisław.
– Taki był układ, że jeżeli dostanie ofertę z wyższej ligi to odejdzie więc nie mamy pretensji, ale zostaliśmy bez trenera i szukamy szkoleniowca. Na pewno nie będzie to Jacek Wachtarczyk. Nigdy nie miałem nic wspólnego z trenowaniem seniorów, których długoletnim kapitanem jest Grzegorz Kopiec – wiceprezes. Ich celem jest spokojne utrzymanie w okręgówce. Na półmetku tego sezonu zajmujemy 8. pozycję więc jesteśmy w odpowiednim miejscu. Brakuje nam natomiast boiska treningowego i robimy pierwsze kroki, żeby się wzbogacić o drugą murawę, bo taka jest potrzeba klubu, który chce się rozwijać. Na razie naszym największym osiągnięciem jest tegoroczny awans zespołu juniorów do II Ligi Wojewódzkiej A1. Natomiast indywidualnie możemy się pochwalić bramkarzem Wojtkiem Zborkiem, który od lipca jest w Lechu Poznań i był już powoływany na zgrupowanie reprezentacji Polski U15 oraz Magdą Piekarską, która jest w Rekordzie Bielsko-Biała i także otrzymuje powołania do kadry narodowej 15-latek. O ile Wojtek to „samorodek” to Magdę miałem pod opieką od najmłodszych lat i cieszę się, że „wypchnąłem” ją do Rekordu skąd szybko trafiła na reprezentacyjną listę. Czekam też na debiuty w ekstraklasie chłopców, z którymi pracowałem w Śląsku. Mateusz Stawny i Michał Szmigiel z rocznika 2003 podpisali już kontrakty we wrocławskim klubie. Na razie grają w II-ligowych rezerwach, ale myślę, że niebawem pokażą się na boiskach ekstraklasy – kontynuuje zebrzydowiczanin.
Zwykły dzień Jacka Wachatarczyka, choć trudno to sobie wyobrazić, ma jednak także niepiłkarską część.
– Czuję, że to prezesowanie spadło na mnie pięć lat za wcześnie – twierdzi Jacek Wachtarczyk. – Mamy córeczkę, która w lutym będzie miała dwa latka i nie mam dla niej tyle czasu ile chciałbym jej poświęcić. Żona pracuje w Rybniku w godzinach od 11.00 do 16.00, a ja jestem w swojej pracy od 15.00 do 20.00. Po porannej kawce rozstajemy się więc z Martyną praktycznie na cały dzień, ale i tak największy problem mamy w weekendy. Wypełniają je mecze i turnieje więc babcie, które na szczęście mieszkają blisko, są naszym skarbem. Dlatego wierzę, że wszystko będzie się dalej dobrze układać i z tą nadzieję wchodzimy w ostatnie dziesięciolecie przed 100. rocznicą powstania klubu.