Czas jakby się tu zatrzymał. Dzikie targowisko w Komorowicach funkcjonuje niemal w taki sam sposób, jak to pamiętają najstarsi mieszkańcy. Tak jak kilkadziesiąt lat temu, i dzisiaj można tu kupić produkty prosto od lokalnych rolników. Wszyscy podkreślają, że to miejsce ma duszę, niepowtarzalny klimat i mimo że wiele spraw jest tu na bakier z przepisami i zdrowym rozsądkiem, to powinno się je zachować. Część handlujących podpisała się pod petycją, domagając się zmian na lepsze, ale wielu też chce, by było… jak było. Miasto nie pozostało głuche na te sygnały i za pośrednictwem Beskidzkiego Hurtu Towarowego proponuje zalegalizowanie targowiska i jego dalszy rozwój, co jednak wiązałoby się z koniecznością wprowadzenia opłat targowych. Rozmowy już się rozpoczęły i wiadomo, że łatwe nie będą.
Od bladego świtu
Targowisko znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Żabiniec i Czarnej w Bielsku-Białej. Tylko część handlujących mieści się na placu, leżącym na gminnej działce. Pozostali kupcy rozkładają się wokół skrzyżowania i wzdłuż pobliskich ulic. Handel kwitnie tu w soboty od bladego świtu. I słowo kwitnie jest tu jak najbardziej na miejscu. Rolnicy z okolicznych miejscowości powiatu bielskiego rozkładają tu ogromne stoiska, na których piętrzą się sezonowe płody rolne, w tym głównie warzywa, owoce i rozmaite zboża. Są tu też jaja, mięso, a bywa, że i drobne zwierzęta gospodarskie. Niemal każdy stragan jest dosłownie oblegany przez klientów, a sprzedawcy uwijają się jak w ukropie, by ich szybko obsłużyć. Nie sposób odmówić temu zakątkowi specyficznej atmosfery, budzącej wiele przyjemnych skojarzeń z przeszłości.
Jednak trudne warunki w tak ciasnym zakątku Komorowic powodują też sporo problemów. Główny plac po opadach deszczu straszy kałużami. Możliwość podjeżdżania samochodami pod same stragany sprawia, że trudno się tu przecisnąć między nimi i trzeba uważać, by nie zostać potrąconym. Raz na jakiś czas na środku skrzyżowania dochodzi do istnego klinczu samochodów. Sprzedawcy rozkładają się dosłownie na płotach mieszkańców. Wątpliwości budzą też warunki sanitarne, a sami sprzedawcy mówią o wizytach sanepidu i uwagach kierowanych pod ich adresem.
Trzeba je zachować
Wszystko to postanowiła zmienić część kupujących, która wystosowała oficjalnie pismo z prośbą o poprawę warunków funkcjonowania targowiska. Szkopuł w tym, że – jak się po fakcie okazało – wielu kupców żadnych zmian nie chce. Władze Bielska-Białej, nie chcąc ignorować apelu, z którym się zapoznały, przedstawiły już zarys własnej propozycji. – Już wcześniej mieliśmy sygnały na temat formy funkcjonowania targowiska. Po tej petycji postanowiliśmy zbadać temat. A że mamy miejską spółkę, Beskidzki Hurt Towarowy, która bardzo dobrze sobie radzi w kwestii prowadzenia takich obiektów, zwróciliśmy się do jej prezesa o dokonanie analizy problemu i przedstawienie satysfakcjonującego rozwiązania – mówi „beskidzkiej24” Piotr Kucia, zastępca prezydenta Bielska-Białej. – Wszystko wokół się rozwija i to miejsce też mogłoby być coraz lepsze. Dzisiaj nie ma tam żadnych standardów. Gdy coś się stanie, to miasto będzie wskazywane jako ten winny. Dlatego postaramy się przedstawić naszą propozycję – dodaje.
Wiceszef miasta już teraz zaprasza wszystkich zainteresowanych na spotkanie, o którego miejscu i terminie zostaną wkrótce poinformowani. – Skoro mieszkańcy są zadowoleni, to targowisko trzeba zachować. Ale warto by panowała tam zgoda i by było bezpieczne. Ci, którzy handlują na placu może widzą ten problem inaczej, niż ci, którzy mają mniej komfortowe warunki na ulicy. Wierzę, że wspólnie wypracujemy dobre rozwiązanie – puentuje Piotr Kucia.
Zdania są podzielone
W sobotę, 16 października, komorowicki targ po raz kolejny odwiedził Marcin Szarek, prezes Beskidzkiego Hurtu Towarowego, prowadzącego m.in. Giełdę w Wapienicy. Towarzyszyła mu Urszula Szabla, radna z Komorowic. – Swego czasu do budżetu obywatelskiego zgłoszono projekt modernizacji tego targowiska, a teraz do władz miasta trafiła petycja o to, by poprawić tu warunki handlu. Przyjechałem tu więc na wniosek władz Bielska-Białej, by po prostu porozmawiać z handlującymi. Chcę im wytłumaczyć, z czym by się wiązało utworzenie tutaj targowiska z prawdziwego zdarzenia – tłumaczy naszej redakcji.
Prezes BHT długo wsłuchiwał się w głosy sprzedających. Byli tacy, którzy mówili, że sporządzili wniosek o poprawę warunków, ale żaden nie przyznał się do przesłania go do ratusza. – Zrobiliśmy listę. Jedna poszła do posła Pudy, a druga do pani Szabli. Wszyscy mówią, że targowisko jest dzikie, a było tu od lat, nawet nasi dziadkowie tu handlowali. Tu powinien być targ, a nie na przykład parking – stwierdził jeden z nich. – Biorąc pod uwagę specyfikę tego miejsca, powinno ono być otwarte dla rolników i nadal powinno być bezpłatne. Pan minister Puda powinien się tym zainteresować. Ono funkcjonuje tu od zarania dziejów. Chcielibyśmy, żeby ktoś wyznaczył tu teren, utwardził, powycinał drzewa dookoła i będziemy mieli więcej miejsca – dodał inny. Handlująca obok kobieta modernizacji targowiska nie mówi „nie”. – Jeśli będzie się to wiązać z opłatami targowymi, to świat się nie zawali. Wszyscy wkoło płacą – skwitowała.
Wielu kupców woli, by zostało po staremu. – Jeździmy tu od dziesięciu lat. Sanepid też tu przychodził i na przykład zakazał handlu mlekiem. Jeśli nam tu wybrukują i zrobią porządek, to trzeba będzie za to płacić. Ale ja tego nie chcę. Sam na własny koszt mogę tu wysypać trzy samochody kamienia. Ten, kto zbierał podpisy pod petycją, teraz umywa ręce. Jeśli już coś załatwia, niech stoi za tym murem, a nie nagle robi z siebie błazna, bo coś się w sprawie ruszyło – powiedział rolnik z Hecznarowic. – Ludzie będą niezadowoleni, gdy nagle będą musieli zacząć płacić. To normalne – dodał inny. – Może być po staremu. Nic nie trzeba zmieniać. Można by tylko załatwić auto i trochę kamienia wysypać, by wyrównać plac. Wolimy handlować na dziko. Jeden jest tu taki, co wymyślił jakieś zmiany – stwierdził z kolei gospodarz z Wilamowic. – Nam chodziło tylko o utwardzenie terenu. Ale i tak dobrze nam jest, jak jest, bo… jest za darmo. Kokosów tu przecież nie zarabiamy. Choć rzeczywiście byłoby dobrze, by te większe dziury zasypać. Niektórzy by cuda chcieli, ale jakby się z choinki urwali i nie wiedzą, że za darmo się nie da. Jeden tu tylko myśli, że ktoś im to zrobi, a dalej będzie za darmo stać. Tymczasem dla nas każdy grosz jest ważny. Mamy tu swój towar i chcemy zarabiać – dodała kobieta sprzedająca płody rolne.
Czas na zmiany?
Klienci przyznają, że trudno na tym specyficznym targu o komfort, ale nie wyobrażają sobie, by w soboty kupować warzywa czy owoce gdzie indziej. – Pamiętam, jak tu sprzedawano krowy czy świnie. To targowisko jest tak stare, że nawet ja nie pamiętam, czy powstało przed czy po wojnie. Większość handlujących ma własne produkty i można im zaufać. Wiemy co kupujemy i od kogo. Widzimy też, że starają się na własną rękę dbać o porządek. Niestety, gdy ruch jest duży, to jest tu makabra – ocenił senior z Bielska-Białej. – To targowisko ma wielką wartość dla całej społeczności. Okoliczni rolnicy sprzedają tu własne produkty, a mieszkańcy nie wyobrażają sobie, że mogłoby to miejsce zniknąć. Dlatego nie ma nawet planów innego zagospodarowania, bowiem spotkałyby się z protestem. Parę lat temu pisałam interpelację, by uporządkować plac, co też się stało i warunki się poprawiły – przypomina Urszula Szabla. – Jako mieszkanka Komorowic pamiętam to miejsce od dziecka. Ono ciągle żyje i jest bardzo ważne dla nas wszystkich. Funkcjonuje zgodnie z porami roku. Teraz jest czas na kapustę czy ziemniaki, niedługo pojawi się tu mnóstwo chryzantem. Ale warto, by to odrobinę uporządkować i nadać cywilizowany wymiar – podkreśla.
W podobnym tonie wypowiada się Marcin Szarek. – Uważam, że warto utrzymywać w Bielsku-Białej takie miejsca. Tu własne płody rolne sprzedają lokalni rolnicy, których przecież jest coraz mniej. To zdrowa żywność. Jest też wielu mieszkańców, którzy chętnie tu przychodzą. Z mojej strony mogę zaproponować projekt poprawy funkcjonowania targowiska. Jeśli uda się poprawić tu warunki, to uda się też ściągnąć więcej handlujących i więcej klientów. Jako spółka mamy też większe możliwości rozreklamowania targowiska. To jest jak najbardziej do zrobienia – zapewnia prezes Beskidzkiego Hurtu Towarowego.
Marcin Szarek objaśniał sprzedającym szczegóły ewentualnych zmian. – Teren jest miasta. Jako spółka miejska moglibyśmy wydzierżawić go za symboliczną złotówkę i w dalszym ciągu go utrzymywać. Trzeba by zająć się tu regulowaniem ruchem i organizacją komunikacji, ażeby uniknąć dzisiejszych korków i zamieszania. Wiem, że dla wielu klientów ważne jest, aby blisko podjechać samochodem, gdy kupuje się na przykład całe worki ziemniaków. Jako spółka nie chcemy na tym się dorobić. Środki z ewentualnej opłaty targowej trafiłyby na administrowanie targiem i jego rozwój – mówił.
– Nie zdziwiła mnie reakcja na informację o opłatach. Jednak tłumaczyłem, że jako Beskidzki Hurt Towarowy zarabiamy głównie na wynajmowaniu obiektów. Jeśliby mielibyśmy przejąć to miejsce, to pracowalibyśmy systemem gospodarskim. Nie moglibyśmy jednak pozwolić sobie na straty. Wyszlibyśmy na tym „na zero”. Opłaty pozwoliłby choćby zatrudnić dozorcę czy ustawić toalety – wskazuje. Liczy przy tym na merytoryczną dyskusję podczas spotkania ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, które zorganizuje miasto. Zarazem nie kryje sentymentu do komorowickiego targu. – Sam pamiętam go, gdy, będąc dzieckiem, wraz z rodziną przyjeżdżaliśmy tu po zboże, ziemniaki, a nawet kury. I to miejsce nadal tak samo wygląda. Może tylko nie widać świnek w wartburgu…
Towar “prosto od lokalnych rolników”.To jakiś żart,oni kupują w hurtowni oddalonej ok.1 km,przyjeżdżają i tylko handlują.Nie wierzcie w te opowieści.Wystarczy popatrzeć na zdjęcia.Żaden lokalny rolnik nie ma takiego szerokiego asortymentu.
No i czego się czepiaja, ze ludzie po jednej i po drugiej stronie chca żyć ?! Swieze i tańsze produkty, to przeszkadza tym myślicielą na stolkach, bo dajemy im powód do pracy mózgowej ale tu potrzebny jest zdrowy rozsadek. Jestem mloda ale pamietam te czasy, ciekawsze i o wiele bardziej czlowiecze wiec dajmy spokój tym handlarzą, to lepszy widok niz te blacharskie zlomowiska przy drogach. Jestem za targiem obwoznym!!
Młoda, może jeszcze się nauczysz?: myślicielom, handlarzom – nie czepiam się.
No i jak zawsze znowu kombinacja jak ostrzyc owce,ok nie owce ale rolnika/pośrednika.
Tu jest pokazane typowe działanie przez urzędy miejskie, gmin. Jest problem no to nie rozwiązuje się go siłami urzędu tylko zleca. I jest drożej a odpowiedzialność, robota z głowy.
“Ucywilizowanie” to nakazy i zakazy oraz oczywiście opłaty, dziś się mówi, że minimalne. Toalety może postawić miasto, ucywilizować też, nie musi pośrednik który jednak musi zarobić. O reklamę nie trzeba się martwić pośrednikowi, to przecież koszty wraz z biurokracją pośrednika. Nie dla zatrudniania BHT.
Łapy precz od targowiska!
Troszkę nieaktualne, że zainteresuje się sprawą poseł/minister Puda.