Teatrzyk lalkowy Tyci-Tyci to kawał historii kultury w gminie Tomice. Wiele lat sukcesów, wzruszeń i radości, niezliczona ilość spektakli. Zjawisko unikatowe w skali całego powiatu wadowickiego, swoisty symbol Woźnik, równie często kojarzony z tą miejscowością, jak wikliniarstwo. Fenomen, który nadal mógłby przynosić uśmiech dzieciom, lecz został skazany na zagładę…
Gdy w 1979 roku Teresa Ogiegło postanowiła założyć w Woźnikach dziecięcy teatrzyk lalkowy, nawet nie przypuszczała, jak ważną dla siebie decyzję podjęła. Coś, co miało zapewnić trochę rozrywki najmłodszym, z czasem stało się nieodzownym elementem jej życia, a nawet szczęścia. Nadszedł jednak czas, gdy z powodu operacji wymiany stawu biodrowego musiała na dłuższy czas wycofać się z pracy z dziećmi, a wówczas Ośrodek Kultury Gminy Tomice zaczął szukać kogoś, kto przejąłby po niej pałeczkę. – Zastrzegłam sobie wtedy, że nadal chcę brać udział w przygotowaniach do spektakli. Nie chodziło mi o pieniądze. Nie wzięłabym ani grosza, pragnęłam tylko uczestniczyć w próbach, czasem coś doradzić. Zresztą wówczas już od dłuższego czasu nie dostawałam wynagrodzenia. Przez dwa lata prowadziłam teatrzyk w czynie społecznym – zapewnia woźniczanka. Zanim udało się znaleźć odpowiednią osobę, latem 2014 roku nadeszła powódź, w czasie której woda z fekaliami zalała dekoracje i lalki znajdujące się w suterenie remizy Ochotniczej Straży Pożarnej w Woźnikach. Teresa Ogiegło poświęciła mnóstwo pracy, by oczyścić wszystko, co nie uległo całkowitemu zniszczeniu. Odratowane elementy zabrała na przechowanie do swojego domu i cierpliwie czekała, aż ktoś przejmie teatrzyk.
Ale dyrektorka Ośrodka Kultury Gminy Tomice Maria Paśnik miała inne plany. Nie zależało jej na kontynuowaniu 35-letniej tradycji. Teatrzyk Tyci-Tyci zniknął z oferty placówki, a jego miejsce zajął inny, o nazwie Trele-Morele. Ten nowy również działa w Woźnikach, lecz próby odbywają się w budynku Szkoły Podstawowej, zamiast w remizie. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że nie ma w nim kukiełek ani pacynek. Jego przedstawienia bazują na pantomimie. – Tymczasem ja zostałam odsunięta na bok. Nikt wprost mi nie powiedział, że nie jestem już potrzebna, ale boleśnie to odczułam. A przecież mam jeszcze dość sił, energii i chęci, by nadal pracować z dziećmi. Kocham to i zawsze się z nimi świetnie dogadywałam. Wiem też, jak bardzo cieszyły je występy z lalkami. Pantomima nie jest dla wszystkich – podkreśla Teresa Ogiegło.
Woźniczanka cały jeden pokój w swoim domu poświęciła teatrzykowi Tyci-Tyci. Ściany zdobią wykorzystywane w spektaklach dekoracje, a także nagrody, wyróżnienia i dyplomy zdobyte w licznych przeglądach oraz konkursach. W pomieszczeniu pełno jest też kukiełek oraz pacynek. Najstarsze mają już 38 lat. Występowały w pierwszych przedstawieniach teatrzyku. – Początkowo sama szyłam lalki. Robiłam to nocami, bo w ciągu dnia nie miałam czasu. Pamiętam, że w siedemdziesiątym dziewiątym roku, gdy braliśmy udział w ogólnopolskim przeglądzie w Łodzi, dzieci opowiadały przed kamerami telewizyjnymi, jak podglądałam zwierzęta w stajni i oborze, chcąc wykonać kukiełki do teatrzyku – wspomina Teresa Ogiegło. Lalki bynajmniej nie są tylko ozdobą pokoju. Woźniczanka wystawia czasem spektakle dla dzieci z sąsiedztwa, zwykle z ich pomocą. – Przyjeżdżają do mnie też grupy z innych wiosek. A niedawno wystąpiłam ze znajomą, dawną aktorką teatrzyku Tyci-Tyci w przedszkolu w Ryczowie. Ale to już nie to samo, co praca dla Ośrodka Kultury. Bardzo mi tego brakuje – ze łzami w oczach mówi kobieta.
Maria Paśnik tłumaczy, że gdy działalność teatrzyku Tyci-Tyci została zawieszona z powodu dłuższej nieobecności Teresy Ogiegło, wykruszyły się dzieci, które w nim występowały. – Potem zaczął się reaktywować na innych zasadach, już nie jako lalkowy. Prowadzi go młoda osoba, która ma własną wizję jego działalności. Na pewno nie doszłaby do porozumienia z panią Teresą, dzieli je bowiem różnica pokolenia. A nie mamy środków finansowych na uruchomienie drugiego teatrzyku. Nierzadko nasi pracownicy wykonują dekoracje z własnych materiałów, bo nawet na to brakuje nam pieniędzy. Nie mamy też lokalu, w którym pani Teresa mogłaby prowadzić zajęcia z dziećmi. Teatrzyk Trele-Morele działa w pomieszczeniach szkoły tylko dlatego, że jego instruktorka jest tam nauczycielką i pani dyrektor wyraziła na to zgodę. Bardzo cenię i szanuję panią Teresę, ale w tej chwili nic dla niej zrobić nie mogę – twierdzi. Jak dodaje, nie wyklucza, że kiedyś wznowi działalność teatrzyku lalkowego, gdyż w miarę możliwości stara się wprowadzać do oferty Ośrodka Kultury nowe propozycje, ale na pewno nie nastąpi to w tym roku.
Jak można tak potraktować tak wspaniałą Kobietę ! Wiedza pamięć zdolności niesamowite.