Wydarzenia Bielsko-Biała

Ubrania na PSZOK. A co dalej?

Z nowym rokiem w systemie segregacji śmieci wprowadzono nową frakcję – tekstylia. Trzeba je teraz segregować osobno. Ma to zwiększyć ilość tych wyrobów poddawanych recyklingowi.

Do tej pory mieszkańcy mieli obowiązek segregować odpady komunalne na pięć podstawowych frakcji (papier, szkło, plastik i metal, odpady bio i odpady zmieszane) oraz dwie opcjonalne (popiół, odpady zielone z ogrodów). Inne odpady – tzw. problematyczne, opony, odpady budowlane czy meble – mieszkańcy musieli we własnym zakresie odwozić do punktu selektywnej zbiórki odpadów komunalnych (PSZOK).

Już nie do zmieszanych

Do tej pory tekstylia w przypadku niewielkich ilości można było wrzucić do frakcji śmieci zmieszanych, a w przypadku większej ilości należało je zawieźć do PSZOK. Trafiało tam jednak niewiele tego typu odpadów, bo gminy były (i są nadal) w dużym stopniu wyręczane w tym zakresie przez prywatne podmioty, najczęściej fundacje i stowarzyszenie, które zbierają tekstylia na własny rachunek do specjalnych kontenerów. Zebrane w ten sposób tekstylia – jako surowiec wtórny – są odsprzedawane firmom zajmującym się ich recyklingiem. „Szmaty” jadą do ogromnych sortowni, gdzie dzielone są według przydatności. Ubrania czy obuwie w dobrym stanie trafia do ponownego obiegu i można je potem kupić w lumpeksach. Te gorsze przetwarzane są chociażby na pakuły i czyściwo do maszyn.

Nawiasem mówiąc, takie wykorzystanie starych szmat jest dość problematycznym sposobem ich zagospodarowania. Z recyklingiem nie ma to wiele wspólnego. Czyściwo jest produktem jednorazowego użytku. Zabrudzone smarami, olejami, opiłkami i innymi toksycznymi substancjami staje się bardzo szybko niebezpiecznym, trudnym do utylizacji odpadem przemysłowym. Z kolei zużyte pakuły można właściwie tylko spalić i to wyłącznie w spalarniach przeznaczonych do utylizacji odpadów niebezpiecznych.
Teraz tekstyliów nie będzie można już wrzucać do frakcji zmieszanej. Mają trafiać wyłącznie do oddzielnych pojemników, a następnie zostać poddane recyklingowi. Pojawia się tu jednak kilka problemów. Pierwszy jest taki, że samorządy nie mają obowiązku umieszczać dodatkowego pojemnika na tekstylia w każdym punkcie odbioru śmieci, tak jak jest to było w przypadku pięciu wcześniej opisanych frakcji. Mogą w inny sposób rozwiązać sposób ich odbioru od mieszkańców. Jak się okazało, większość samorządów, w tym władze Bielska-Białej, poszło w tym względzie po najmniejszej linii oporu i wybrało wariant, w którym mieszkańcy mają samodzielnie odstawiać wszystkie niepotrzebne wyroby tekstylne na PSZOK. Co prawda – jak usłyszeliśmy – rozważane są inne (nie generujące dużych kosztów) sposoby pozbywania się z przydomowych gospodarstw nowej frakcji. Są na przykład pomysły, aby gmina organizowała cykliczne akcje ich odbioru, jak się to dzieje w przypadku odpadów wielkogabarytowych, czy ustawiła w newralgicznych punktach pojemniki na odzież, jak w przypadku zużytego oleju jadalnego. Póki co, pozostaje jednak tylko PSZOK.

Oznacza to, że aby legalnie pozbyć się teraz na przykład pary dziurawych skarpet, trzeba pojechać na PSZOK i jeszcze odstać tam swoje w długiej kolejce. Co prawda miejscy urzędnicy sugerują, iż można przecież gromadzić w domu niepotrzebne tekstylia i wybrać się do PSZOK, gdy zbierze się ich większa ilość, lecz to dość naiwne podejście do problemu.

Trzeba wyrobić kartę

Na dodatek władze miasta nie ułatwiają mieszkańcom korzystania z PSZOK. Aby uszczelnić system i sprawić, że będą korzystać z nich wyłącznie uprawnieni do tego mieszkańcy miasta, od 1 stycznia wprowadzono w Bielsku-Białej nowy elektroniczny system obsługi PSZOK-ów, w tym tak zwane karty użytkownika. Wcześniej wystarczał dowód osobisty. W przypadku mieszkańców bielskich blokowisk, uzyskanie karty użytkownika PSZOK wiąże się nie tylko z koniecznością wizyty w Ratuszu czy ZGO, lecz także w spółdzielni mieszkaniowej.

Można więc obawiać się, że drobne tekstylia wciąż będą trafiać do kubłów na odpady zmieszane. Posypią się kary, a ludzie będą się irytować. Oczywiście ktoś powie, o co ta cała wrzawa, przecież w mieście wciąż będą funkcjonować kontenery na starą odzież należące do wspomnianych instytucji charytatywnych. Tak jak do tej pory będzie można do nich wrzucać niepotrzebne tekstylia. Otóż niekoniecznie. Obowiązek oddzielnej segregacji tekstyliów zbiegł się w czasie z akcją bielskiego samorządu – to drugi z problemów, z jakim przyjdzie się teraz zmierzyć mieszkańcom – związaną z rugowaniem z miejskiej przestrzeni kontenerów na odzież. Już od dawna pojawiały się skargi na bałagan panujący wokół tych pojemników. Władze miasta postanowiły w końcu zrobić z tym porządek.
„Miasto nie zezwala na lokalizację pojemników na terenach należących do gminy (…), a w zakresie zawartych wcześniej umów, zostały one wypowiedziane. Nowe wnioski o wydzierżawienie terenów gminnych z przeznaczeniem na posadowienie pojemników na odzież używaną nie są rozpatrywane pozytywnie” – czytamy w odpowiedzi na interpelację, jaką w tym temacie wystosował radny Roman Matyja. Odpowiadający mu wiceprezydent Przemysław Kamiński zwrócił przy tym uwagę, że wiele z tych pojemników ustawionych jest nie na gruntach należących do gminy, lecz do prywatnych właścicieli, w tym głównie spółdzielni mieszkaniowych. W tym wypadku władze miasta nie mają mocy sprawczej, aby pozbyć się tych kontenerów, lecz i tutaj nie zamierzają stać obojętnie. „W związku z tym zobowiązano wszystkie spółdzielnie mieszkaniowe do podjęcia czynności mających na celu wyegzekwowanie od właścicieli pojemników (posadowionych na terenach spółdzielni) utrzymania porządku i częstszego ich opróżniania” – czytamy w innym miejscu odpowiedzi udzielonej radnemu.

Nie ma więc wątpliwości, że takie działania spowodują, iż prędzej czy później z Bielska-Białej zniknie sporo kontenerów na starą odzież. A wokół tych co pozostaną – jak można przypuszczać – bałagan będzie jeszcze większy niż obecnie, bo trudno zakładać, że bielszczanie ot tak zrezygnują z tego, bądź co bądź, wygodnego sposobu pozbywania się niepotrzebnych tekstyliów. Będą znosić w takie miejsca tony szmat, bo jedyną alternatywą będzie przecież wyprawa do PSZOK.

Szmaty do ziemi

Z drugiej strony należy się spodziewać, że również do PSZOK-ów trafiać będzie teraz znacznie więcej tekstyliów niż do tej pory. Obecnie to, co trafiało do zakładu zagospodarowania (zarówno „wygrzebywane” z frakcji zmieszanej, jak i „czyste” tekstylia przywożone przez mieszkańców do PSZOK) prawie w całości było spalane. Generowało to spore koszty, bo za pozbycie się w ten sposób tony takich odpadów ZGO płaci firmom zajmującym się przetwarzaniem tekstyliów w alternatywne paliwo około 800 złotych za tonę. Należy zakładać, że w przyszłości będzie drożej, bo za bardzo nie ma już gdzie wozić do spalenia nadających się do tego odpadów, w Polsce brakuje spalarni. Siłą rzeczy część tekstyliów trafiać będzie więc do ziemi, a to generuje jeszcze większe koszty.

Do tej pory ponoszone z tego tytułu przez ZGO wydatki były stosunkowo niewielkie, bo – jak wspomnieliśmy – trafiało tam niewiele tekstyliów. Gdy jednak do PSZOK-ów zacznie spływać coraz więcej starych ubrań, butów, zasłon i innych tekstyliów koszty ich utylizacji znacznie wzrosną, a to przełoży się na większe koszty funkcjonowania całego systemu gospodarki odpadami, a tym samym pewnie także na wysokość opłaty śmieciowej.
Ktoś powie, że nie o to przecież chodzi, aby spalać stare ubrania, lecz o to, aby poddawać je recyklingowi i ponownie wykorzystywać. To piękna idea, lecz niestety mało realna w prawdziwym życiu. Świat już teraz boryka się z ogromnym globalnym problemem nadprodukcji wyrobów tekstylnych i jeszcze większym związanym z ich późniejszą utylizacją. Ziemia jest dosłownie nimi zalewana. Nawet wspomniane już wcześniej stowarzyszenia czy fundacje charytatywne zbierające starą odzież, aby ją odsprzedać, mają coraz większy problem ze znalezieniem na nią nabywców. Na rynku brakuje podmiotów zajmujących się recyklingiem i zagospodarowaniem odpadów tekstylnych.
Te spostrzeżenia potwierdza Wiesław Pasierbek, prezes Zakładu Gospodarki Odpadami w Bielsku-Białej. Przyznając, że gdy ZGO robił rozeznanie, gdzie i komu mógłby odsprzedawać zebrane w PSZOK tekstylia, okazało się, że zainteresowanie ofertą było żadne. W planach rządu jest co prawda budowa na terenie kraju dużej sortowni tekstyliów, gdzie miałaby trafiać zebrana przez samorządy odzież, lecz na razie to tylko plany. Już niedługo może się więc pojawić spory problem, co gminy mają zrobić z nową frakcją. Jedyną alternatywą będzie ich spalanie – kosztowne. Prezes Pasierbek woli jednak, żeby na razie nie demonizować problemu, bo nie wiadomo jeszcze, ile tak naprawdę tekstyliów trafi ostatecznie na PSZOK.

Oby się jednak nie okazało, że cała ta zmiana przyniesie więcej szkód niż pożytku…

google_news