Sport Cieszyn

Udany rewanż ustronian. Kuźnia z Pucharem Polski skoczowskiego Podokręgu | ZDJĘCIA

23 listopada rozegrano finał Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Piłki Nożnej w Skoczowie. Po emocjonującym widowisku trofeum trafiło w ręce futbolistów Kuźni Ustroń, którzy zrewanżowali się Tempu Puńców za ubiegłoroczną porażkę.

Wokół samego finału doszło do zamieszania. Mecz, który miał być rozegrany w pierwotnym terminie 11 listopada, został przeniesiony na końcówkę listopada. Choć aura nie była łaskawa, bo w noc poprzedzającą spotkanie spadło sporo śniegu, działacze i kibice puńcowskiego klubu stanęli na wysokości zadania i przygotowali boisko do gry. Niemniej niemal każdy z kim rozmawialiśmy przed pierwszym gwizdkiem arbitra, zwracał uwagę na to, iż ten finał rozgrywany jest “na siłę”. Zwłaszcza, że wiosną zwolnił się termin grającym w IV lidze ustronianom, gdyż z tych rozgrywek wycofał się Znicz Kłobuck…

My też podzielamy ten pogląd, choć jak na warunki panujące za oknem liczba kibiców na trybunach była nad wyraz duża. Zmarznięci sympatycy obu ekip otrzymali w zamian od piłkarzy całkiem ciekawe widowisko. Już w 3. minucie z lewej flanki dośrodkował Dominik Szczęch a Rafał Adamek nieznacznie się pomylił przy uderzeniu głową. Kilka chwil później po drugiej stronie boiska przed szansą na otwarcie wyniku stanął Wiktor Piejak, ale fatalnie spudłował. Napastnik Kuźni za tą pomyłkę zrehabilitował się w 15. minucie spotkania, gdy otrzymał podanie z głębi pola od Kamila Szlufarskiego, wyprzedził obrońcę Tempa, a następnie wygrał pojedynek z Wojciechem Maciejowskim. Golkiper zespołu gospodarzy miał pełne ręce roboty w pierwszej połowie, w której Kuźnia zdecydowanie przeważała, stopując efektownymi interwencjami strzały Wiktora Piejaka i Mateusza Adamczyka.

Po zmianie stron do głosu doszli miejscowi, którzy już w 53. minucie doprowadzili do wyrównania. Na listę strzelców wpisał się Rafał Adamek, a Tempo zaczęło odważniej nacierać. Goście bronili się jednak skutecznie, a w końcówce zawodów zadali decydujące ciosy. Gdy wydawało się, że o losie rywalizacji rozstrzygnie seria rzutów karnych, w 92. minucie do siatki trafił rezerwowy Łukasz Tarasz. Puńcowianie jeszcze próbowali doprowadzić do remisu, ale nadziali się jeszcze na kontrę, w efekcie której po interwencji Rafała Adamka w polu karnym na murawę padł Łukasz Tarasz, a sędzia podyktował jedenastkę. Na gola w 93. minucie zamienił ją David Ubong James, ustalając rezultat na 1:3.

– Na szczęście nic nie zdarza się dwa razy, bo przez moment wydawało się, że ten mecz może się skończyć, jak przed rokiem, kiedy prowadziliśmy, a rywal odwrócił losy meczu. Pierwsza połowa była pod naszą kontrolą i myślę, że powinno paść w niej więcej bramek dla nas. Natomiast jak przez całą rundę mieliśmy problem ze strzelaniem i wykończeniem naszych sytuacji. Po przerwie przeciwnik ruszył agresywniej, chciał wyżej odbierać piłkę, a my parę razy nadzialiśmy się na kontrę. Po jednej z nich straciliśmy bramkę i przeciwnik poczuł przysłowiową krew. Natomiast wróciliśmy do meczu, graliśmy spokojnie, budowaliśmy swoje akcje i w końcówce udało nam się strzelić te dwie bramki. Na pewno gospodarzom należy się szacunek za walkę i za to, że przygotowali boisko w tak trudnych warunkach pogodowych. Naprawdę kupę serca i zaangażowania włożyli, żebyśmy mogli dzisiaj rozegrać ten mecz, za co dziękujemy – powiedział Karol Sieński, trener Kuźni.

– Czujemy spory niedosyt, bo przy braku głębi składu, jaki dzisiaj mieliśmy, to naprawdę słowa uznania należą się dla mojej drużyny za ten występ. Można mieć zarzut do utraty gola na jeden do dwóch, bo nie powinniśmy dopuścić do dośrodkowania. Rywal był lepszy przed przerwą, natomiast jeśli chodzi o drugą połowę to na boisku nie było widać między nami a Kuźnią różnicy dwóch klas rozrywkowych. Dodatkową trudnością dla nas był fakt, że praktycznie jesteśmy dwa tygodnie po rozgrywkach, a piątka zawodników jest już na wakacjach. Resztę ekipy trzeba było utrzymywać pod prądem, a nie jest to takie łatwe. To są takie małe detale, które zawsze gdzieś mają wpływ na to, jak gramy, niemniej myślę, że organizacyjnie na pewno nie było wstydu, a sportowo też wstydu nie przynieśliśmy. Kibice, którzy się zgromadzili się na trybunach chyba byli zadowoleni – podsumował Kamil Sornat, szkoleniowiec Tempa.

google_news
Kronika Beskidzka prasa