Ostatnia tragedia w kopalni Pniówek, gdzie zginęło w sumie szesnastu górników po tym, jak na głębokości tysiąca metrów wybuchł metan rodzi pytanie, czy nasze kopalnie, w olbrzymiej większości właśnie metanowe, mogą być jednak bezpieczniejsze dla pracujących w nich ludzi. Czy systemy zabezpieczeń są naprawdę najnowocześniejsze na świecie, czy też można coś w tym względzie jeszcze udoskonalić. W końcu nic nie jest cenniejsze od ludzkiego życia.
Dramat w kopalni Pniówek rozegrał się, przypomnijmy, 20 kwietnia tego roku na wyrobiskach, na głębokości tysiąca metrów. Dzisiaj już wiadomo, że w rejonie tym doszło w sumie do blisko dwudziestu wybuchów metanu. W polskich kopalniach metan nie jest jednak niczym nadzwyczajnym, bo niemal we wszystkich istniejących, a jest ich w sumie dwadzieścia jeden, istnieje zagrożenie jego wybuchem. Jak poinformował nas jednak Wyższy Urząd Górniczy „pokłady zaliczone do czwartej, najwyższej kategorii zagrożenia metanowego eksploatowane były w roku 2021 w 12 kopalniach.”.
– Nie można jednak jednoznacznie ocenić, która kopalnia jest pod tym względem najbardziej niebezpieczna – twierdzi Anna Świniarska-Tadla, rzeczniczka prasowa prezesa WUG. – Jest to uzależnione m. in. od rejonu prowadzonych robót jak również innych warunków i okoliczności.
Dramatów było sporo
Tak, czy inaczej metan, oprócz wybuchów pyłu węglowego i tąpnięć, to wróg numer jeden górników. Najlepiej obrazują to statystyki. Wynika z nich, że w ciągu ostatniego półwiecza życie straciło w kopalniach ponad dwustu górników w blisko dwudziestu poważnych i tragicznych w skutkach katastrofach. 34 osoby nie przeżyły wybuchu pyłu węglowego w 1974 roku w kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, pięć lat później w bytomskiej kopalni Dymitrow zginęło z tego samego powodu również 34 górników. W 1987 roku wybuch zabił 18 osób w kopalni Mysłowice, a w 1990 roku 4 górników udusiło się po eksplozji metanu w kopalni Śląsk w Rudzie Śląskiej. Metan zabrał też w tym samym roku życie 19 górników w kopalni Halemba. Ta sama kopalnia była też szesnaście lat później miejscem dramatu spowodowanego wybuchem metanu, skutkiem czego życie straciło kolejnych 23 górników. To tylko te najtragiczniejsze ze zdarzeń.
Jak na polu minowym
Praca w kopalniach metanowych jest więc jak stąpanie po polu minowym. Wystarczy iskra, by doszło do wybuchu, który wytwarza najczęściej w swoim rejonie olbrzymią temperaturę dochodzącą nawet do 2 tys. stopni Celsjusza. W takich warunkach nikt, rzecz jasna, nie ma szans na przeżycie. Metan musi się jednak najpierw wydostać z wyrabianego pokładu. Jest w nim uwięziony od milinów lat w różnego rodzaju szczelinach, większych lub mniejszych jaskiniach i przestrzeniach w strukturze ściany węglowej. Wystarczy nieraz lekkie tąpnięcie, przebicie się przez ścianę węgla kombajnem, by metan nagle został uwolniony. Cały więc problem z nim polega na tym, by odpowiednio wcześniej próbować przewidzieć, gdzie może to nastąpić, a jeśli już doszło do wydostania się gazu, błyskawicznie zareagować – odciąć źródła prądu w zagrożonym rejonie i rozpocząć wietrzenie kopalnianego chodnika. Liczy się więc głównie czas i poziom stężenia zgromadzonego metanu, bo wybucha on tylko w określonym przedziale.
Numer jeden na świecie
Stosowana w polskich kopalniach aparatura monitorująca poziom stężenia metanu w otoczeniu i zapobiegająca jego wybuchowi nie jest uważana za jedną z najlepszych na świecie.
– Ona jest najlepsza na świecie i praktycznie nie ma obecnie konkurencji – zapewnia nas Jerzy Markowski, wieloletni górnik i ratownik górniczy, były wiceminister gospodarki i obecny wiceprezes Naczelnej Organizacji Technicznej. – Jesteśmy i pionierami w tej dziedzinie i monopolistami, bo dzisiaj konkurencji już w zasadzie nie ma po tym, jak zamknięto kopalnie w Wielkiej Brytanii i to samo zaczęto w Niemczech. Jak nie ma górnictwa, to nie ma też wszystkiego, co się z nim wiąże. Świat się więc wzoruje na naszych, polskich rozwiązaniach.
A to właśnie europejskie kopalnie są głównie narażone na dużą zawartość metanu w pokładach węglowych. Z tego względu w Polsce już niedługo po II wojnie światowej w mikołowskiej kopalni doświadczalnej „Barbara” rozpoczęto prace nad systemami zabezpieczającymi kopalnie przed metanowym armagedonem. Pionierem w tej dziedzinie jest nieżyjący już profesor Wacław Cybulski, który stworzył polską szkołę walki z metanem w górnictwie. To właśnie w laboratoriach kopalni w Mikołowie udoskonala się istniejącą już aparaturę zapobiegającą wybuchom metanu i opracowuje się nowe technologie związane z tzw. metanometrią.
Ściana czujników
W podobnym tonie wypowiada się wspomniana wcześniej rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego:
– Nie ma lepszych urządzeń i rozwiązań dotyczących bezpieczeństwa w naszych kopalniach od tych już stosowanych – twierdzi Anna Świniarska-Tadla. – Są one najnowocześniejsze i udoskonalane wraz z rozwojem postępu technologicznego. Losowe zdarzenia będą się jednak zdarzać, oby było ich jak najmniej, bo to tak naprawdę walka człowieka z siłami natury.
Metanometria odnosząca się do kopalń, to zatem wszystko, co pomaga uniknąć tragedii związanych z wybuchami metanu.
– Z grubsza system działa w ten sposób, że wyrobisko, czy też chodnik, jak mówią niektórzy, obłożone jest w odpowiednich miejscach czujnikami automatycznymi, które monitorują bez przerwy stan stężenia metanu w atmosferze – tłumaczy Jerzy Markowski. – Kiedy dochodzi do przekroczenia ustalonych norm wysyłają one informację do tzw. centrali telemetrycznych, jednocześnie odcinając wszelkie dostępne źródła energii w monitorowanym obszarze.
Uruchamia się wówczas kolejny system – dodatkowego przewietrzania wyrobiska. Czujniki, albo bardziej fachowo metanometry, tyle że już przenośne, posiadają też górnicy z sekcji dozoru. Są one też montowane na samych kombajnach górniczych. Mają one te same zadania do spełnienia, co metanometry automatyczne. I jedne i drugie produkowane są przez wyspecjalizowane firmy. Jednak każda sztuka urządzenia, którą dopuszcza się do użycia w kopalni musi posiadać specjalny certyfikat wydawany przez WUG. Nie jest więc problemem to, że w kopalniach stosuje się urządzenia różnych producentów.
– W niektórych opracowaniach dotyczących bezpieczeństwa pracy w kopalniach można się faktycznie spotkać z zarzutami, że zbyt dużo jest w jednej kopalni urządzeń różnych firm i producentów – mówi Jerzy Markowski. – Ale to tak, jak z oponami samochodowymi. Są ich dziesiątki różnych marek, ale kupić można tylko te, które są dopuszczone z uwagi na parametry technologiczne do sprzedaży.
Błąd człowieka
Walka z metanem nie polega jednak jedynie na monitorowaniu jego stężenia i czekaniu aż coś się stanie. Podstawową czynnością jest, jak się okazuje, wydobycie samego gazu. Skoro bowiem jest, i jest go w danym pokładzie dużo, to lepiej go „wyssać” z węgla i wykorzystać. Robi się więc specjalne odwierty sprawdzające obecność gazu, po czym wyprowadza się go na powierzchnię poprzez system rur, gdzie wykorzystywany jest jako źródło ciepła i energii. Prym w tym względzie, w efektywności zagospodarowaniu wydobytego metanu, wiedzie w Polsce kopalnia „Brzeszcze”. Ale i każda inna również posiada instalacje do tego celu i – jak tłumaczy wspomniany były wiceminister gospodarki – większość polskich kopalń skutecznie korzysta z takiej metody odmetanowania.
W kopalniach metanowych gaz ten zresztą obecny jest zawsze – w małych ilościach bowiem, uwalniany podczas tzw. urobku miesza się on z powietrzem i w naturalny sposób poprzez chodniki i szyby wydostaje się na powierzchnię, gdzie z kolei uwalnia się do atmosfery.
Niestety nawet najlepsze, jak się okazuje, rozwiązania technologiczne nie są w stanie zapobiec tragediom takim jak ta ostatnia w kopalni Pniówek.
– Z mojego ratowniczego doświadczenia i prawie trzydziestoletniej pracy pod ziemią głównie w pokładach metanowych wiem, że często do wypadków dochodziło na skutek jakiegoś prozaicznego błędu człowieka – kończy Jerzy Markowski. – Tak więc oprócz technologii w kopalni potrzeba też zwykłego zdrowego rozsądku i przestrzegania regulaminów i przepisów.
Śledztwo w sprawie tragedii w kopalni Pniówek prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Szybko jednak nie dowiemy się o efektach pracy prokuratorów.
– Toczy się postępowanie – mówi rzeczniczka prokuratury Joanna Smorczewska. – Podobne sprawy trwają długo, nieraz ponad rok, bo trzeba przesłuchać mnóstwo osób, powołać biegłych o różnych specjalnościach, wykonać szereg innych, czasochłonnych czynności.
na polu “walki z metanem” w celu wywołania społecznej akceptacji zniszczenia (zgodnie z zaleceniami naszego poważnego sąsiada) polskiego górnictwa należy poinformować w mediach o wzroście ostatniej krzywej prostej fali wypłaszczonej zakażeń wirusem bez znaczenia jakim.
I wszystkich upominajaco w -70stC wyszczepić aż się przestaną czepiać PanaWisielca po ch.. zakupił 5xwięcej dawek niż ludność Polski.
Czytam, że z metanem sobie radzimy ale nie można lekceważyć chrustu, tego nie czytam ale uświadomiony zostałem Tę prostą krzywą wypłaszczoną nazwałbym krócej – łamaną ale nie złamaną. Nie ma już 5 razy więcej dawek, zaszczepiłem się wczoraj z kilkunastoma innymi upomnianymi frajerami.
Brawo. będzie od ministra talon na maseczki i leżące miejsce w okopie
miejsce w okopie niepotrzebne mi, już mam, dawno się prewencyjnie okopałem, czekam aż stan klęski suszy rzek w stanach średnich najniższych się wypłaszczy i napełnię wodą. Kowid nie przejdzie.
Talonu niżej niż od premiera nie przyjmuję, tu pokładam wiarę że narysowane stanie się rzeczywistym.
dla podszywacza tłumaczenie ekstra: Har-Magedon w oryginale