W jaki sposób opowiedzieć pięciolatkowi o tym, że rodzic nie zawsze chce przyjścia dziecka na świat, że droga do przyjaźni i miłości bywa wyboista, ale o akceptację i szczęście warto walczyć z całych sił? Właśnie tak, jak zrobili to twórcy nowego spektaklu Teatru Lalek Banialuka, którzy sprawili, że trudny temat przedstawiono w mistrzowskiej, pełnej wdzięku i humoru formie.
27 listopada w bielskim teatrze premiera miała sztuka „Urodziny w Nigdylandii” Marty Guśniowskiej. Współpraca reżyserki Agi Błaszczak i zespołu Banialuki zaowocowała dziełem kompletnym, które uderza we wszystkie struny wrażliwości widzów – i tych najmłodszych, i tych starszych.
Niczym „2001: Odyseja kosmiczna” Kubricka już od początku robi piorunujące wrażenie, wzorowym zgraniem scenografii, światła i dźwięku z choreografią. Jednak momenty widowiskowego science-fiction tylko bardziej podkreślają pomysłowość scenografii, która – stosunkowo oszczędna – przyciąga uwagę jak magnes i jest jednym z wielkich bohaterów. Serwując nam wizualno-dźwiękowy majstersztyk artyści nie zapomnieli o tym, co najważniejsze. Młodzi widzowie śledzą spektakl z zaangażowaniem, ale i szerokim uśmiechem, świetnie się bawiąc chłonąc czytelnie opowiedzianą historię Kocia, który został przemycony na Ziemię i odkrywa, że droga do rodzinnego szczęścia, akceptacji i miłości bywa wyboista. Że w życiu nie zawsze mamy do czynienia z disneyowskim happy endem. Twórcy pokazali jednak, że warto walczyć o swoje szczęście, nawet gdy nie wszystko układa się tak jak powinno.
Aktorzy Banialuki – Martyna Gajak, Magdalena Obidowska, Marta Popławska, Katarzyna Pohl, Maciej Jabłonowski, Ziemowit Ptaszkowski i Radosław Sadowski – musieli dać z siebie wszystko, by zaczarować młodych widzów. Gra w przygotowanych dla nich kostiumach była szczególnie wymagająca, ale to kolejny nieoceniony aspekt przedstawienia. Już samo pojawienie się zwierzęcych postaci wywoływało radość najmłodszych widzów, a sposób, w jaki poprowadzili je aktorzy zdumiewał autentycznością ruchów. Kocie postaci były gibkie i nieodgadnione, mysie – piskliwe i rozbiegane, a chomicze – rozkoszne i zabawne. Perełkami były momenty, gdy – niczym w „Matrixie” – tempo nagle zwalniało i uwaga widza skupiała się na mimice aktorów. Przezabawny i przewrotny finał był dobrą puentą spektaklu, który dzieci zaciekawił grą, kostiumami i wizualnymi sztuczkami, a dorosłych zmusił do zastanowienia się nad tym, jaki świat przyszykowaliśmy dla tych, którzy nań przychodzą. Albo i nie…
– Zawsze wychodzę z założenia, by nawet w tekstach kierowanych do najmłodszego widza było wiele warstw, by każdy wyciągnął coś ważnego dla siebie. Jeśli już umieszczać warstwę z trudnym aspektem, to w ten sposób, by nie przeszkadzała dziecku w odbiorze. Poruszanie trudnych tematów w sposób bezpośredni, ale nie taki inwazyjny czy skandalizujący, jest bardzo ważne, bo pozwala oswoić z nimi dziecko. Poprzez zabawę, śmiech i przygodę możemy się z tymi problemami zderzyć i z nimi oswoić – skomentowała dla naszej redakcji reżyserka Aga Błaszczak, której ta trudna sztuka rzeczywiście się udała.
– Potrzebowaliśmy tematu dla dzieci przedszkolnych, ale nie infantylnego, tylko głębszego, wielopoziomowego. Zawarte są tu kwestie, które nie są łatwe do przekazania, ale mogliśmy liczyć na wrażliwość Agi. Stworzyliście spektakl z myślą o widzu w tym wieku (przedstawienie jest dla widzów od 5. roku życia – przyp. red.). Utrzymuje go przez godzinę w bezpieczeństwie, ciekawości, zabawie, ale i mądrości, która płynie z tego tekstu – komplementował reżyserkę i współtwórców Jacek Popławski, dyrektor Banialuki. Podkreślał przy tym wyjątkową jakość formy, w tym kunszt w zakresie scenografii i kostiumów (Marta Kodeniec) oraz muzyki (Rafał Ryterski) i choreografii (Ewelina Ciszewska).
Aga Błaszczak:
Największym marzeniem Kocia jest mieć urodziny. A właściwie – urodzić się. Niestety, do Nigdylandii wciąż nie przybywa zamówienie na Kocia. Zdeterminowany bohater z pomocą przyjaciół podstępem dostaje się na Ziemię, gdzie trafia do mysiej rodziny. Poszukiwany przez Bociana Kocio wyrusza na ziemską wędrówkę, aby odnaleźć swoją kocią mamę. Po drodze spotyka nowych przyjaciół, dzięki którym uczy się, jak różne odcienie ma życie, miłość i przyjaźń.
Urodziny w Nigdylandii to wielowarstwowa, ciepła i pełna humoru opowieść o potrzebie miłości, poszukiwaniu swojej tożsamości i o odkrywaniu często niełatwej prawdy o świecie. Spektakl w delikatny i nienachalny sposób porusza także bardzo aktualny temat rodziny, macierzyństwa i gotowości na nie. Wraz z głównym bohaterem weryfikujemy schematy i stereotypy, odkrywając, że rzeczy często nie są tym, czym się wydają na pierwszy rzut oka. Przesłanie spektaklu można zawrzeć w myśli: jeśli jesteśmy bardzo zdeterminowani, to możemy wpływać na kształt świata i bieg zdarzeń.
Zdjęcia ze spektaklu:
Dorota Koperska Photography
O teatrze to pan pisać nie powinien. Na pewno.
No, ale o gustach się nie dyskutuje.
A dlaczegóż to pisać nie powinien??