Bielsko-Biała nie tylko z architektonicznych przesłanek zasługuje na przydomek Małego Wiednia. Muzyka poważna w najlepszym wykonaniu, tak jak i jazzowa, święci tu triumfy podczas wielkich festiwali. Ale i skrywa się na co dzień w wielu zaułkach pięknego miasta – w kameralnych salach koncertowych, świątyniach dwu wyznań, klubach, restauracjach i kawiarniach. Wystarczy dać się uwieść najpiękniejszym dźwiękom, będącym – jak mawiał Beethoven – pośrednikiem między obszarem zmysłów i ducha.
Bielsko-Biała wprawdzie nie jest ani Wiedniem, ani Nowym Jorkiem, ani nawet Warszawą czy Krakowem. Ale – na szczęście – nie ma żadnych kompleksów, a przede wszystkim mieszkają tu artyści, melomani i mecenasi, dzięki którym urokliwe miasto brzmi tak wyjątkowo. Choć w czasie pandemii o wiele rzadziej, to tym bardziej zwiększa się tęsknota za normalnością.
Któż nie zna tak wielkich wydarzeń, ściągających melomanów z całej Polski, jak Festiwal Kompozytorów Polskich, Jazzowa Jesień i Bielska Zadymka Jazzowa. Któż nie wie, jakie związki z miastem mieli Henryk Mikołaj Górecki czy Krzysztof Penderecki i że na bielskich scenach wystąpiły prawie że wszystkie największe sławy jazzu. Bielsko-Biała to – obok stolicy i Gdańska – jedyne miasto, gdzie stale gości „Siesta” Marcina Kydryńskiego z najlepszymi wykonawcami muzyki fado i kabowerdyjskiej. Kydryński o Bielsku-Białej wypowiada się wyłącznie z zachwytem, chwaląc bielską publiczność, a „Dom Muzyki” Bielskiego Centrum Kultury kierowanego przez Jerzego Pieszkę porównując – „jedynie z kroplą przesady” – z Carnegie Hall. Dyrektorem artystycznym i stałym wykonawcą Jazzowej Jesieni był Tomasz Stańko. Dziś to dzieło kontynuuje jego córka, Anna. Z kolei rozmach „Zadymki” Jerzego Batyckiego, zaglądającej do górskich schronisk, kopalni Guido czy sali NOSPR-u, robi wrażenie nawet na bywalcach największych światowych festiwali. Przez czytelników „Jazz Forum” festiwal ten był wielokrotnie wyróżniany tytułem najlepszego w Polsce.
Miasto może się szczycić choćby podarowaniem światu Erwina Vogla, kompozytora i lidera jazz bandu, autora światowych przebojów z lat 20. i 30, w tym „Całuję twoją dłoń, madame”. Tu urodził się kompozytor Andrzej Krzanowski. Jest i cały zastęp gwiazd jazzu, z Beatą Przybytek na czele. Są i młode gwiazdy muzyki klasycznej i jazzu, reprezentowane choćby przez pianistkę Kasię Pietrzko i saksofonistkę Martę Wajdzik. To w Bielsku-Białej zamieszkał występujący na całym świecie pianista Grzegorz Niemczuk, który zdążył już mieszkańcom pokazać mistrzowskie wykonania dzieł Chopina i Beethovena.
Nie idźmy jednak na łatwiznę, zerkając ku największym bielskim wydarzeniom oraz polskim i światowym gwiazdom. Bo muzyczna dusza Bielska-Białej skrywa się w wielu mniej oczywistych zakątkach i w pasji jej mieszkańców. Wystarczy wyjść na poszukiwanie bielskich pereł, z których szybko można stworzyć cały ich lśniący łańcuch. Co szczególnie warte uwagi, to fakt, że ogromna większość koncertów muzyki poważnej i jazzowej jest zupełnie bezpłatna, choć pozwala się nam obcować z wykonaniami z najwyższej półki. A co szczególnie zadziwiające, to to, że w mieście o takich muzycznych tradycjach większość tych wydarzeń odbywa się w kameralnej atmosferze, ściągając najwyżej po kilkudziesięciu melomanów. O ile bowiem na popularnych festiwalach jazzowych jest rzesza osób, która przychodzi raczej dla towarzystwa i by zwyczajnie się pokazać, tak na co dzień niezbyt przesadnie łaknie strawy dla zmysłów i ducha. Rzecz jasna, w smutnej dla kultury epidemicznej rzeczywistości organizatorzy koncertów często muszą je w ostatniej chwili odwoływać, ale w minionym roku miłośnikom muzyki dali mnóstwo powodów do satysfakcji.
Istnym skarbem miasta jest sala koncertowa Państwowej Szkoły Muzycznej. Dyrektor tej kuźni talentów Barbara Cybulska-Konsek niemal co tydzień zaprasza na wyjątkowe (i bezpłatne) muzyczne wydarzenia, pieszcząc zmysły nie tylko miłośników muzyki poważnej i jazzu, ale też muzyki świata i folkowej. W ubiegłym roku ucztą był choćby koncert Royal String Quartet. Koncertujący na całym globie wirtuozi przenieśli publiczność w świat muzyki medytacyjnej, której doświadcza się całą duszą. Odkryciem był występ niezwykłego duetu – Michała Górczyńskiego na klarnecie basowym i Buby Badjie’a Kuyatecha na korze (zachodnioafrykańskiej harfie). Folku, ale inspirowanego polskimi korzeniami, mieliśmy okazję posłuchać w wykonaniu tria Sutari. Na tej samej scenie rewelacyjny występ dał jazzowy Wójciński/Szmańda Quartet. Istne skrzypcowe show zaprezentował Stanisław Słowiński ze swoim kwartetem, któremu towarzyszyła uczennica PSM i wschodząca gwiazda jazzu Marta Wajdzik. A to tylko niewielka część tego, czym można się było zachwycić w tętniącej życiem sali koncertowej. Najwięcej dla siebie znajdują tam rzecz jasna wielbiciele muzyki poważnej, ale nie brakuje i takich niespodzianek, jak pokazy filmów niemych z muzyką na żywo, choćby niezapomniany sens polskiego dzieła „Zew morza” z akompaniamentem Jo La Szip. W PSM występowali m.in. Marcin Masecki, dziś szczególnie znany z projektu Młynarski-Masecki Jazz Band czy jedna z najwybitniejszych polskich pianistek jazzowych Kasia Pietrzko, absolwentka bielskiej szkoły.
W poszukiwaniu muzycznych odkryć, nie można nie wstąpić do Klubokawiarni Aquarium, prowadzonej przez Magdalenę Jeż, najwspanialszą jednoosobową instytucję kultury w Bielsku-Białej. Aquarium to jedno z najmodniejszych i najciekawszych miejsc o niepowtarzalnej atmosferze na kulturalnej mapie miasta. Wśród niezliczonych przedsięwzięć zachwyt budzą i te muzyczne. To tutaj latem Bacha grał wyróżniający się polski pianista jazzowy młodego pokolenia Kuba Płużek. To tutaj regularnie w różnych wcieleniach występuje Stanisław Słowiński, to tutaj można delektować się „dźwiękami duszy” Ghostmana… na leżąco, to tutaj rodzice przyprowadzają nawet niemowlęta na specjalne koncerty dla dzieci, budujące ich muzyczną wrażliwość. Aquarium to miejsce, w którym wielbiciele jazzu i muzyki świata pojawiają się regularnie, kuszeni nie tylko przez uznanych wykonawców, ale i utalentowanych młodych bielskich artystów. Czasem przenikają się tu różne artystyczne światy, jak podczas pokazu legendarnego horroru „Nosferatu – symfonia grozy” Murnaua z muzyką na żywo.
Kościół od wieków pełnił rolę mecenasa muzyki poważnej. To na jego potrzeby powstawały najpiękniejsze dzieła wielu kompozytorów. W Bielsku-Białej Kościół znakomicie kontynuuje to dzieło. I to nie tylko podczas największych festiwali i koncertów takich gwiazd, jak Mariza, Chick Corea i Bobby McFerrin w Aleksandrowicach. W bielskich świątyniach – katolickich i ewangelickich – regularnie odbywają się koncerty organowe i muzyki kameralnej w wykonaniu najznamienitszych polskich artystów. W tak trudnym ubiegłym roku epidemicznym ks. Krzysztof Cienciała, proboszcz Kościoła Zbawiciela w Bielsku-Białej, co rusz witał wiernych i melomanów podczas jedynych w swoim rodzaju koncertów. Jak mówił, muzyka to też wspaniała strawa dla ducha i piękna forma modlitwy. W ostatnich miesiącach mogliśmy usłyszeć takich mistrzów gry na organach, jak Arkadiusz Bialic i Krzysztof Lukas. W ramach „Bach Festu” można się było zatopić w dźwiękach Żeleński String Quartet czy duetu korzystającego z nieco zapomnianych instrumentów – klawesynistki Anny Firlus i gambisty Krzysztofa Firlusa. Ewangelicy uratowali finał ogólnopolskiego festiwalu Barokowe Eksploracje, w kościele Zbawiciela umożliwiając koncert Baroque Collegium 1685 z chórem i orkiestrą.
Z kolei znakomity bielski organista Krzysztof Karcz zapoczątkował nowy cykl koncertów w kościołach katolickich pod nazwą „OrgaNowe Bielsko-Biała”. Jesienią w świątyniach całego miasta rozbrzmiewała nie tylko monumentalna muzyka organowa Haendla czy Bacha w wykonaniu pomysłodawcy festiwalu oraz Błażeja Musiałczyka, Eweliny Bachul i Łukasza Matei, ale też perły muzyki kameralnej, m.in. kompozycje Faure’a, Schuberta, Saint-Seansa. Organistom towarzyszyli puzoniści, skrzypaczka i śpiewaczki. Utwór „Ave Maria” słyszał chyba każdy. Podczas tego festiwalu rozbrzmiewał wyjątkowo często, a sięgano po aranżacje nie tylko Bacha, Schuberta, ale też m.in. Saint-Saensa i Michała Lorenca.
Ulubionym miejscem fanów jazzu od kilku lat jest Metrum Jazz Club, który działalność rozpoczął z przytupem w 2016 roku, bowiem od koncertu Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego. Przez ostatnie lata odbywały się tam koncerty świetnych składów jazzowych, i to nie tylko w ramach „Zadymki”. Pokazać się publiczności mogą tam regularnie najmłodsi muzycy z rejonu Bielska-Białej, w czym brylują uczniowie bielskiej szkoły muzycznej. Żywiołowe jam sessions trwają tam z reguły całą noc. A gdy akurat trwają festiwale jazzowe, bywa, że do młodych muzyków dołączają prawdziwe gwiazdy. Tak było, gdy niespodziewanie po swoim koncercie w Klimacie postanowiła zaszaleć saksofonistka Lakecia Benjamin. Niestety, epidemia pokrzyżowała kolejne plany i można tylko trzymać kciuki za to, że świetny klub, który stał się też lokalną mekką dla fanów bluesa, znowu będzie tętnił muzycznym życiem.
To tylko wycinek tego, jak w takt muzyki, nie tylko poważnej i jazzowej, bije serce Bielska-Białej. Wystarczyć nastawić uszu, by w Małym Wiedniu znaleźć wyjątkowe dla siebie wydarzenia i spotkać się z artystami w cztery oczy, i to w doskonałej atmosferze, często rodzinnej, przyjacielskiej, bardzo kameralnej. – Pamiętam wszystkie koncerty w Bielsku-Białej – od tego pierwszego z Wyntonem Marsalisem i jego septetem w 1994 roku aż po Lucibelę. Pamiętam, bo szalenie blisko jest mi do tego miejsca. Lubię tu wracać, lubię widok z okna, to świeże górskie powietrze… Lubię tych ludzi, to jak są doskonale przygotowani do koncertu – tak o swoim „drugim siestowym domu” mówi sam Marcin Kydryński. W Bielsku-Białej, puentując, można się zasłuchać bez pamięci.
Dzieki za ten artykul. Warto rozpowiadać co się w Bielsku dzieje.
Warto także przypomnieć, że Zbigniew Preisner takze urodził się w Bielsku. Chyba nie muszę przypominać kim jest 😉
Mała uwaga do fragmentu:
“Utwór „Ave Maria” słyszał chyba każdy. Podczas tego festiwalu rozbrzmiewał wyjątkowo często, a sięgano po aranżacje nie tylko Bacha, Schuberta, ale też m.in. Saint-Saensa i Michała Lorenca.”
Nie aranżacje a kompozycje. Aranzacja to przystosowanie konkretnego utworu do wykonania.
To, że Andrzej Krzanowski urodził się w Bielsku nie czyni go bielszczaninem.
(…lubię widok z okna, to świeże górskie powietrze…) 🙂
To już autor wyraźnie popłynął – Bielsko ma być małym Wiedniem??? Po ulicach tego miasta chodzą wieczorami watahy chołoty wrzeszcząc jexać, wypiexxdalać.
żaneta, piękne imię….
Powiem tak:w Wiedniu też chodzą,chołota jest wszędzie
Z całym szacunkiem, proszę zapoznać się z faktami, dlaczego BB jest od lat nazywany “Małym Wiedniem”, i nie dotyczy to chołoty , która jest wszędzie.
Pani! 3/4 mlodej choloty to przyszlosc narodu i jest normalnie lewicowa.Dosc nurtu pod prad pana “prezesa”.To minie.
Żanuaria – poczytaj trochę o Bielsku, zanim coś napiszesz i koniecznie popracuj nad ortografią…