Suchej nitki na zarządzających wałami i rzekami nie zostawiają władze powiatu bielskiego. Pytają: co musi się jeszcze stać, aby w końcu zabezpieczono wały i kto weźmie odpowiedzialność za to, gdy zostaną zniszczone, a domy znajdą się pod wodą?
Nie milkną echa zagrożenia powodziowego, do jakiego doszło w drugiej połowie września. Do powodzi wprawdzie nie doszło, ale dramat był o krok. – Gdyby opady się przedłużyły albo ich intensywność zwiększyła, to może nie mielibyśmy powtórki z 1997 roku, ale powtórka z 2010 roku byłaby prawdopodobna – ocenił Aleksander Radkowski, naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Bielsku-Białej, podczas sesji Rady Powiatu Bielskiego 28 września.
Szef zarządzania kryzysowego wskazał palcem dwie instytucje, odpowiadające odpowiednio za rzeki i wały – Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach i Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach. Przytaczał pisma starosty bielskiego, który w dramatycznym tonie pytał, co musi się jeszcze stać, by w końcu zabezpieczono wały rzek. I kto weźmie na siebie odpowiedzialność za to, jeśli z powodu zaniedbań dojdzie do powodzi. Jak mówi Aleksander Radkowski, kończy się tylko na słowach, a nie działaniach. Przedstawiciele obu instytucji odpowiadają tylko, że znają problem, starają się go rozwiązać, ale nie mają na to pieniędzy. I nawzajem wskazują się palcem. Dodał, że pojawiło się tylko sto tysięcy złotych z RZGW na zasypanie wyrwy na Sole, ale to tylko kropla w morzu potrzeb. Ma nadzieję, że sytuację uporządkują zmiany ustawowe i utworzenie jednego podmiotu, który będzie odpowiadał za całość spraw związanych z rzekami.
Władze powiatu bielskiego wskazują na trzy główne zagrożenia powodziowe, które ponownie obnażyła deszczowa aura. Przede wszystkim chodzi o Sołę w Hecznarowicach. – Informowaliśmy już mieszkające w pobliżu rodziny, aby przygotowały się do ewakuacji, gdyby woda uszkodziła wał. Strażacy przez trzy doby monitorowali stan rzeki. Na szczęście udało się zażegnać katastrofę. Jakby był większy zrzut wody, to z wałem byłaby jednak nieciekawa sytuacja – wyjaśnił na sesji Aleksander Radkowski. Co jest tego przyczyną? – Od lat woda sama sobie kształtuje przepływ w tej rzece. Woda w głównym korycie praktycznie nie płynie, tylko od jednego wału do drugiego, niszcząc zabudowę „przywałową”. To zjawisko od lat się nawarstwia. Wyrwa, która w Hecznarowicach miała sto metrów szerokości, teraz ma już trzysta pięćdziesiąt! I zbliża się do wału, którego uszkodzenie spowoduje zalanie budynków i terenów rolniczych – ostrzegał naczelnik. Nie jest to jedyny problem. – Na środku rzeki są łachy (żwirowe wysypy) z poszyciem leśnym. Przy wysokim stanie wody drzewa tam rosnące łamią się jak zapałki i płyną w stronę Oświęcimia – dodał. Naczelnik uważa, że zabezpieczenie rzeki w tym miejscu to priorytet, a doraźne zasypywanie wyrw jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
Jako drugi przykład potencjalnego zagrożenia powodziowego starostwo wskazuje powiększające się wyrwy na odcinku Wisły w Dankowicach, a konkretnie w Kaniówku Dankowskim. Za kolejne spore zagrożenie jest uznawany trzykilometrowy ostatni odcinek Iłownicy na terenie gminy Czechowice-Dziedzice. – Teraz mieliśmy częściowe wylanie z koryta, ale nie spowodowało to bezpośrednich strat. Trzeba jednak zmodernizować wały. ŚZMiUW w połowie opracował projekt, ale został on zatrzymany ze względu na prace nad ustawą o prawie wodnym. Po 1 stycznia projekt ma być dalej realizowany – poinformował szef powiatowego zarządzania kryzysowego.