Członkowie cieszyńskiej organizacji rowerowej urządzili sobie w lecie wycieczkę, związaną z bardzo ciekawą historią ludzi, pochodzących z naszego regionu. Z uwagi na różnego rodzaju zawirowania przenieśli się oni do południowo-wschodniej Polski.
Do organizacji wyprawy zainspirowała członków Turystycznego Klubu Kolarskiego PTTK „Ondraszek” z Cieszyna wcześniejsza eskapada grupy członków Cieszyńskiego Towarzystwa Fotograficznego, podczas której eksplorowano okolice Rymanowa, gdzie – u podnóża Beskidu Niskiego – istnieje kilka wiosek, w których powszechnie słychać cieszyńską gwarę, gdyż kiedyś przeniosła się tam pewna grupa ludzi z Zaolzia.
– Beskid Niski jest dla mnie mniej ciekawy, ze względu na brak rozległych panoram, ale za to bardzo interesujący etnograficznie. Zainteresowała nas historia naszych krajan, którzy tam zamieszkali. Było to zresztą zgodne z główną linią programową Turystycznego Klubu Kolarskiego PTTK „Ondraszek”. Dla nas bowiem zawsze jazda rowerem nie była celem samym w sobie, a bardziej środkiem do poznawania świata, w tym i dziejów mieszkańców bliższych i dalszych okolic. To środek bardzo dogodny, gdyż rowerem jedzie się na tyle wolno, że wiele się zobaczy, ale porusza się szybciej niż pieszo, więc więcej ciekawostek można zobaczyć niż gdy pójdziemy pieszo. Rower jest więc dla nas środkiem do poznawania i nawet w najbliższej okolicy, na Ziemi Cieszyńskiej, znajdujemy wiele nieznanych ciekawostek. Około 20 proc. wypraw stanowią jazdy w dalsze okolice. W tym roku padło właśnie na Rymanów i przyległości, gdzie wybraliśmy się w grupie 12 osób. Dojazd był własny, na miejscu już rowery. Baza była w jednym punkcie, w gospodarstwie agroturystycznym we wsi Głębokie, nieopodal Rymanowa. Na każdy z siedmiu dni pobytu mieliśmy przygotowane różne trasy, z ukierunkowaniem na trzy miejscowości, o których wiedzieliśmy, że żyją tam nasi krajanie: Puławy, Wisłoczka, Wola Piotrowa. Ogółem przejechaliśmy około 300 km. Nie wiedzieliśmy jednak, z kim się tam spotkamy, bo nie mieliśmy prawie żadnego punktu zaczepienia – wspomina Zbigniew Pawlik.
Skąd się tam wzięli nasi krajanie?
Powód ten był bardzo ciekawy, ale rowerzyści bardzo chcieli spotkać się i dowiedzieć, jak im się życie ułożyło. Jako że prawie nie dysponowali konkretnymi adresami, zdali się w tej mierze na zrządzenie losu.
– Nasz klub jest bardzo mocno związany z Zaolziem. Silnie współpracujemy z Polskim Towarzystwem Turystyczno-Sportowym „Beskid Śląski” w Republice Czeskiej. Jeden z jego członków przekazał nam, że jego szkolny kolega z Zaolzia, do Woli Piotrowej wyprowadził się jako młody chłopak. To był jedyny nasz kontakt. Na miejscu spotkaliśmy się z jego żoną i synem, jednak okazało się, że on sam już nie żyje. Reszta okazała się po drodze. Nas tam rozpoznano. Mieliśmy koszulki PTTK Ondraszek Cieszyn i zaczepił nas w miejscowości Nowotaniec pan, mówiąc że jego teściowa pochodzi z okolic Cieszyna. Okazało się, że mieszka w Wisłoczku, a pochodzi z Oldrzychowic. Zdumiewały nas historie ludzi, którzy kiedyś rzucili wszystko i przenieśli się do znacznie biedniejszego regionu, tam gdzie kiedyś żyli Łemkowie. Najczęściej żyją już tylko ich potomkowie. Potomkowie tych, którzy dla wiary wybrali życie na pustkowiu, z daleka od cywilizacji, a początkowo nawet w namiotach – mówi Pawlik.
W dalszej drodze, parę kilometrów za miasteczkiem Bukowsko, rowerzyści skręcili do Woli Piotrowej, której zabudowania po jednej i drugiej stronie przylegały do lokalnej drogi, wznoszącej się pod szczyt Tokarni (777 m n.p.m.). Tamtędy przebiega Główny Szlak Beskidzki wyznaczony od Czantorii aż po Bieszczady, więc jakby symbolicznie łączy te odległe od siebie regiony. Już same zabudowania wyglądały jakby jechało się po podcieszyńskich dziedzinach. Na wjeździe witał przybyszów zadbany przystanek autobusowy o dumnej nazwie „Galeria”. Z tablicy informacyjnej i wyeksponowanych historycznych zdjęć można było sporo się dowiedzieć o historii wsi.
Akcja „Wisła”
Pierwsza wzmianka o Pyothrowej Wolyi, jak ją nazwano, pochodzi z XVI w. W 1936 r. mieszkało w niej 457 mieszkańców, w większości Łemków wyznania greckokatolickiego. Łemkowie to grupa górali rusińskich, zwanych też Rusnakami, która osiadła po obu stronach Karpat na obecnym pograniczu polsko-słowacko-ukraińskim. Powszechnie byli uznawani za Ukraińców, więc już w 1944 r. nastąpiły pierwsze ich wysiedlenia na teren Ukrainy. Jednak to niszczycielska działalność sotni UPA, mająca oparcie w miejscowej ludności, spowodowała ich całkowite wysiedlenie, przeważnie na tzw. Ziemie Odzyskane. Akcja o kryptonimie „Wisła” trwała ledwie trzy miesiące w 1947 roku. W jej rezultacie wywieziono ponad 140 tys. osób, a sporo wsi, takich jak Piotrowa Wola, praktycznie przestało istnieć. Dopiero po następnych 20 latach na te, już prawie dziewicze, tereny dotarli pierwsi osadnicy, właśnie ze Śląska Cieszyńskiego.
– Od młodego człowieka koszącego trawę przy zborowym budynku tamtejszej Ewangelicznej Wspólnoty Zielonoświątkowej dowiedzieliśmy się, gdzie mieszka sołtys. Pod jego nieobecność serdecznie nas przyjęła Helena Hołomek, pochodząca z podcieszyńskiej Brzezówki. Nieopisane wzruszenie i radość opanowały wszystkich, kiedy na powitanie wspólnie zaśpiewaliśmy kilka naszych regionalnych pieśni. Siedząc w ogródku, przy kawie, pani Helena opowiedziała nam o niełatwych początkach ponownego cywilizowania tej okolicy. Pierwszymi osadnikami byli Adam i Karol Kupka oraz Andrzej Pietroszek z rodzinami, którzy przybyli tu w 1966 r. Następnie docierali kolejni osadnicy, tworząc zręby nowej Woli Piotrowej. Co ciekawe, w odróżnieniu od pozostałych obu wsi, byli to ludzie pochodzący z obu stron naszej Olzy. Osadnikom na początku było bardzo ciężko: surowy klimat, górzysty teren, zarośnięte pola i całkowity brak cywilizacyjnych udogodnień. Mieszkali najpierw w namiotach, bowiem opuszczone łemkowskie drewniane chałupy „chyże” o ile się nie spaliły, to zostały rozgrabione i rozebrane. Nowe murowane domy budowano na zasadzie samopomocy sąsiedzkiej i, co podkreśliła pani Helena, przy sporej pomocy lokalnych władz w formie niskoprocentowych kredytów oraz dostawie materiałów budowlanych. Już w roku następnym wybudowano drogę i pojawiła się energia elektryczna. Stopniowo powstawały budynki użyteczności publicznej: sklep oraz czteroklasowa szkoła podstawowa, wówczas filia szkoły w Bukowcu. W 1970 r. dociągnięto linię telefoniczną, najpierw do sołtysa. W latach 1974-1975 wykonano meliorację pól oraz wiejski wodociąg. Sieć gazową założono w latach 1991-1992. Ważnym wydarzeniem dla lokalnych społeczności było zarejestrowanie w 1982 r. Protestanckiej Wspólnoty Regionu Podkarpackiego – Kościoła Zielonoświątkowego, którego nazwa w 1988 r. została zmieniona na obecną, Ewangeliczną Wspólnotę Zielonoświątkową – mówi szef PTTK „Ondraszek”.
I tu właśnie rowerowi przybysze znad Olzy otrzymali odpowiedź na pytanie o powód pojawienia się tam osadników z Ziemi Cieszyńskiej. Otóż w 1910 r., w łonie Ewangelickiego Kościoła Augsburskiego na Śląsku Cieszyńskim, powstała wspólnota zarejestrowana w Monarchii Austro-Węgierskiej jako Związek Stanowczych Chrześcijan. Miała ona charakter ewangeliczny, a wyznanie wiary opierała wyłącznie na treści Pisma Świętego, które uważała za jedyne przez Boga -Stwórcę natchnione poselstwo dla człowieka. Po 1920 r. terytorium Śląska Cieszyńskiego zostało rozdzielone pomiędzy Polskę oraz Czechosłowację (później nazywane Zaolziem), tym samym wspólnotowe zbory rozwijały się już niezależnie od siebie. Po II wojnie światowej, w czasach natarczywej laicyzacji ówczesnej Czechosłowacji, jej członkowie, otwarcie przyznający się do swojej wiary, byli prześladowani, nierzadko aresztowani, spotykali się z ostracyzmem i spychaniem na społeczny margines. Zapragnęli zatem przenieść się do PRL, gdzie pod względem wolności wyznania jednak było dużo lepiej. Ostatecznie, po długim wahaniu i przeprowadzeniu rozpoznania terenu przyszłego miejsca zamieszkania, w drugiej połowie lat 60. XX w. sprzedali bądź spakowali cały swój dobytek, opuścili rodzinne i od pokoleń zamieszkałe strony i wyjechali do swojej Ziemi Obiecanej, którą były południowe rubieże obecnego województwa podkarpackiego, leżące niedaleko Sanoka i Rymanowa. Konkretnie to właśnie trzy miejscowości: Puławy, Wola Piotrowa i Wisłoczek.
– Wioski te są malowniczo położone na stokach Beskidu Niskiego, w krajobrazie całkiem podobnym do swojskich beskidzkich gróni. W każdej powstały wybudowane własnym staraniem obiekty sakralne, nazywane Domami Modlitwy, służące do zgromadzeń i wspólnej modlitwy – opowiada Pawlik.
Wracając, cykliści odwiedzili też miejscowy cmentarz położony na stromym stoku, w dolnej części wsi. Na nagrobkach odczytywali swojsko brzmiące nazwiska pionierów, którzy już odeszli do wieczności: Łupieżowiec, Krużołek, Wałoszek, Folwarczny, Śniegoń. Po dawnych mieszkańcach natomiast, czyli Łemkach, pozostał tylko samotny drewniany krzyż. Dalszymi wspomnieniami podzielił się Daniel Brózda, pochodzący z Czeskiego Cieszyna, który jako nastolatek przybył do Puław w 1969 r. i jak zaznaczył, to miejsce od razu go urzekło.
200 mieszkańców
– Sporo w tym racji, jednak trzeba przyznać, że dostać się tam na rowerze, ze względu na przewyższenie, nie było łatwo. Puławy Dolne i Górne powstały również w XVI w. wzdłuż potoku Bridok i sięgają aż pod stoki Kiczery (640 m n.p.m.) oraz Polany (691 m n.p.m.). Pod koniec XIX w. mieszkało w nich około 700 osób, w większości Łemków. Greckokatolicka cerkiew istniała od 1831 r. i przetrwała aż do lat 50. ubiegłego wieku, kiedy to została rozebrana. Łemkowie trudnili się hodowlą owiec, wyrabiali gonty i młyńskie kamienie. W roku 1947 zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domostw, a ponowne zasiedlenie opustoszałej wioski nastąpiło w latach 1968-1970. Obecnie mieszka w Puławach blisko 200 osób. Tam również postawiono na hodowlę bydła i produkcję mleka, jednakże również zauważono i doceniono atuty tej pięknej górskiej krainy. W 2002 r. założono stowarzyszenie Beskidzkie Towarzystwo Turystyczne „Przełom Wisłoka”, którego celem jest propagowanie zdrowego stylu życia, turystyki i sportu, a także promowanie własnej miejscowości. Dzięki operatywności naszego rozmówcy oraz innych mieszkańców, w Puławach Górnych funkcjonuje obecnie Ośrodek Sportowo-Turystyczny „Kiczeraski”, oferujący wyjazdy wyciągiem krzesełkowym na Kiczerę, dobre jedzenie w nowoczesnej restauracji „Amadeus” i nocleg w kilku pensjonatach, w tym w wysokiej klasy „Salamandrze”. Amatorów białego szaleństwa przyciągają przygotowane stoki narciarskie, a rowerzystów wytyczone górskie trasy MTB w ramach programu Zagłębie Aktywnej Turystyki – wylicza Zbigniew Pawlik.
Kilka kilometrów od Puław, w bocznej odnodze doliny Wisłoki, wzdłuż potoku Wisłoczek, leży wioska o tej samej nazwie. Niegdyś należała do parafii we wsi Tarnawka, której ślady natrafić można u wylotu doliny. Zachowały się dwa zarośnięte cmentarze z ledwie kilkoma nagrobkami oraz miejsce po cerkwi, którą rozebrano w latach 1955-1956. Były tam również szkoła, tartak i karczma. Wszystkie budynki tej liczącej 350 mieszkańców wsi w większej części spłonęły w 1944 r. podczas działań wojennych, w ramach operacji dukielskiej, a pozostałe rozebrali mieszkańcy okolicznych wsi, kiedy w 1946 r. dawnych właścicieli wraz z rodzinami wysiedlono w rejon Tarnopola na Ukrainie. Zabudowania Wisłoczka, podobnie jak Woli Piotrowej, rozlokowały się wzdłuż drogi, pnącej się ku przełęczy Wierch (642 m n.p.m.) i obecnie prezentują się bardzo dobrze. Te zadbane, murowane domy z ogródkami, z obszernym Domem Modlitwy pośrodku wsi, oddanym do użytku w 1994 r., mówią wiele o zaradności mieszkańców.
– Pogoda sprawiła nam tam niespodziankę i zaczęła się ulewa, więc wjechaliśmy pod daszek najbliższego domu. Traf chciał, że był to dom naszego rozmówcy z Nowotańca, gdzie zostaliśmy serdecznie przyjęci przez panią Joannę Konderlę-Ozimina. Jest ona nauczycielką w szkole podstawowej w Bukowcu i przyjechała tam jako dziecko, natomiast jej mama, Maria Konderla z Oldrzychowic, z przejęciem opowiadała nam o trudnych początkach kolonizacji tych półdzikich wówczas okolic. Wiele się dowiedzieliśmy o mieszkaniu pod namiotem, w czasie gdy domy dopiero budowano, o srogich zimach, kiedy zaspy sięgały po pas, o rozjeżdżonej gruntowej jedynej drodze dającej kontakt z cywilizacją, która przy wezbranym potoku stawała się całkiem nieprzejezdna. Osadnicy w Wisłoczku w większości pochodzą z Trzyńca i jego okolic: Końskiej, Oldrzychowic, Dolnego Żukowa i Wędryni. Pastor-senior, opiekujący się zborem, również pochodzi z Trzyńca Końskiej. Obecnie wioska liczy ponad 150 mieszkańców, w większości zajmujących się rolnictwem. Prosperuje tam dziewięć dużych gospodarstw, a ferma krów w budynkach dawnej RSP, położona na końcu wsi, w pobliżu przełęczy, należy do największych w całym regionie – wspomina prezes „Ondraszka”.
Po tych kilku spotkaniach ze swoimi rozmówcami, turyści nie mogli wyjść z podziwu i oprzeć się myśli, jak wielka była motywacja i determinacja ludzi, łącznie niemal 100 rodzin, że postanowili opuścić swoje dobrze zagospodarowane strony i wyjechać w nieznane, aby zacząć wszystko od nowa, i to w całkiem nieznanym środowisku. Dzięki tym wzruszającym spotkaniom poczuli się jak u siebie, pomimo że od Cieszyna dzieliło ich ponad 300 km.
– Mówią, że wiara czyni cuda. Po zwiedzeniu tych okolic przyznajemy, że w tym twierdzeniu jest sporo prawdy. No i jeszcze wisienka na torcie. W drodze do Puław, w miejscowości Rudawka Rymanowska, obejrzeć można malowniczy przełom Wisłoka, objęty rezerwatem przyrody o swojsko brzmiącej nazwie „Olzy”. Podsumowując nasze doświadczenia, uważam że układając plany urlopowe należy wziąć pod uwagę wypoczynek w tych przepięknych okolicach „kaj ludzie godajóm po naszymu” – kwituje swoje wakacyjne wspomnienia Zbigniew Pawlik.
Razem po wiedzę o świecie
Jak już wspominaliśmy, wyprawa w okolice Rymanowa świetnie wpisywała się w charakter działalności Turystycznego Klubu Kolarskiego PTTK „Ondraszek”, klubu – jak dowiadujemy się przy okazji rymanowskich wspominek – o całkiem ciekawych dziejach i otwartości na nowych członków.
– Nasz klub ma już całkiem długą historię. Założony był w 1966 roku przez inż. Władysława Sosnę, który może być kojarzony jako autor przewodników, map i opisów map. To był cieszynianin, który zaszczepiał w swoich podopiecznych, często późniejszych przewodnikach turystycznych, zainteresowanie nie tylko krajobrazami, ale i ludźmi. Klub obecnie skupia 70 członków i mamy tendencję wzrostową w tej kwestii. Działa jako jedno z ogniw turystyki kwalifikowanej zrzeszonych w Oddziale PTTK „Beskid Śląski” w Cieszynie. Korzenie tej organizacji sięgają roku 1910 r. i miała ona ogromny wpływ na rozwój polskiego ruchu turystycznego. Jak najbardziej jesteśmy otwarci na nowych członków. My działamy w ramach PTTK, a więc mamy wiedzę, jak to organizować. Gdzie jechać, dokąd dojechać, gdzie się zatrzymać, w przypadku turystyki rowerowej to istotne informacje – kwituje Pawlik.
Zdjęcia: Zbigniew Pawlik
“Wiara czyni cuda” – zaskakująca teza. zwłaszcza na tym portalu.