Co jest największą atrakcją turystyczną Beskidów? Można długo wymieniać beskidzkie szczyty, doliny, schroniska, leśne zakątki. My chcemy jednak polecić wyprawę do wnętrza ziemi.
Taką niewiarygodną przygodę może przeżyć – i to za darmo – dosłownie każdy. Można się poczuć prawdziwym grotołazem eksplorującym podziemne labirynty. Wystarczy wybrać się do jaskini w Malinowie, określanej też jako Jama w Malinowie lub po prostu „Dziura”. Od niedawna jest ona przystosowana tak, aby mogli ją odwiedzać zwykli turyści. Warto z tego skorzystać.
Jaskinia inne niż wszystkie
Ktoś może powiedzieć, że przecież jaskiń, do których mogą bez większego przygotowania wejść zwykli zjadacze chleba i penetrować te ciemne wnętrza jest w Polsce wiele. To prawda, ale tego typu jaskini jak ta w Malinowie nigdzie w kraju zwykli turyści spenetrować nie mogą. Zazwyczaj ludzie kojarzą udostępnione do zwiedzania jaskinie jurajskie czy tatrzańskie (ewentualnie te w górach Słowacji lub Słowenii).
Jaskinie Beskidzkie to jednak coś całkiem innego. Tamte to zazwyczaj tak zwane jaskinie krasowe, czyli podziemne groty „wymyte” w wapiennej skale przez wodę. Beskidy zbudowane są w dużej mierze z twardych piaskowców, których woda nie wymywa. Jaskinie powstają tu w inny sposób. Ruchy górotworu, trzęsienia ziemi, a zwłaszcza procesy osuwiskowe powodują przemieszczanie się względem siebie skalnych pokładów. W ten sposób, w popękanej piaskowcowej skale tworzą się mniejsze i większe szczeliny. Mają czasami rozbudowany niczym labirynt wielopiętrowy układ. Tak właśnie wyglądają „osuwiskowe” jaskinie w Beskidach, które później eksplorują grotołazi.
Są to zazwyczaj jaskinie stosunkowo „ciasne”, niewielkie o bardzo skomplikowanej topografii, gdzie zwykły śmiertelnik bez odpowiedniego przygotowania i wyposażenia nie da sobie rady albo napyta sobie biedy. Nieraz pisaliśmy o akcjach ratunkowych, gdy ratownicy górscy musieli wydostawać z głębin takich grot osoby, które utkwiły w nich na dobre. Takich „osuwiskowych” jaskiń jest w Beskidach bardzo dużo. Niektóre z nich to ciągnące się przez setki metrów podziemne labirynty, inne są bardzo niewielkie.
Jedną z takich jaskiń jest właśnie grota usytuowana pod szczytem Malinowa. To jaskinia średniej wielkości, o ciekawym przestronnym wnętrzu. Jej odwiedzenie daje jednak możliwość posmakowania żółtodziobom, czym jest speleologia i jak wygląda beskidzki podziemny świat.
Kryjówka husytów i zbójów
Jama była znana okolicznym mieszkańcom od zawsze. Jej otwór wejściowy jest duży i dobrze widoczny. Przekazy ludowe i legendy wspominają, iż w dawnych czasach jaskinia służyła najpierw husytom, a później – w trakcie prześladowań religijnych w XVI i XVII – ewangelikom, jako kryjówka i miejsce, gdzie potajemnie odprawiali nabożeństwa. Korzystać z niej mieli beskidzcy zbóje, w tym legendarny Ondraszek. Z kolei w czasie wojny chronili się w niej partyzanci.
Według dawnych przekazów jaskinia miała aż dwie mile długości i ciągnęła się aż do Żywca. Jej główny otwór wejściowy miał być usytuowany w innym miejscu – znacznie niżej – niż ten, który jest wykorzystywany obecnie. Ten obecny miał zostać odkryty dopiero w drugiej połowie XIX wieku, gdy podczas wyrębu lasu nieumiejętnie podcięta jodła wyrwała korzeniami fragment ziemi, zasłaniający wejście do groty. Tych podań i opowieści nie udało się jednak do dziś potwierdzić, mimo że jaskinia była i wciąż jest dość intensywnie penetrowana przez grotołazów.
Od dawien dawna jama w Malinowie przyciągała eksploratorów podziemi. Wzmianki o niej można znaleźć już w XIX-wiecznych publikacjach. Po raz pierwszy pojawiła się w literaturze w 1850 roku, w opisie podróży Ludwika Zejsznera do źródeł Wisły – odwiedził to miejsce w 1849 roku. Opisał ją jako jamę w piaskowcu, właściwie szczelinę, o kierunku południowo-wschodnim. „12 kroków długa, 4 szeroka, a znajdująca się 30 kroków głęboko” – zanotował (opis ten nie końca odpowiada prawdzie, co może świadczyć, iż autor niezbyt dokładnie spenetrował grotę).
W 1888 roku o jaskini pisał – dość ogólnie – Bogumił Hoff, skupiając się jednak bardziej na legendach krążących na jej temat. Bardziej naukowe opisy pojawiły się dopiero w następnym stuleciu. W 1910 roku Wilhelm Friedberg jako pierwszy opublikował szczegółowy opis jaskini, w tym jej plan wraz z przekrojami. W 1933 roku badał ją, mierzył i szkicował Władysław Milata, a w 1948 roku o „jaskini w górze Malinowa na Śląsku Cieszyńskim” pisał szeroko Alojzy Szupina. Jego tekst opatrzony był naszkicowanym planem wraz z przekrojami rozwiniętymi. Pełnego inwentarzu jaskini dokonał w 1954 roku Kazimierz Kowalski. Sporządzony przez niego plan wraz przekrojami poprzecznymi obejmował 132 metry korytarzy i do dziś jest aktualny, choć grota była od tego czasu wielokrotnie badana i opisywana przez speleologów.
Nietrudna, ale nie dla każdego
Przez wiele lat od czasu początków eksploracji grota – choć niezbyt trudna do spenetrowania – nie była ogólnodostępna i raczej nie odwiedzali jej zwykli turyści. Wszystko przez jej budowę geologiczną. Poniżej otworu wejściowego znajduje się głęboka na kilkanaście metrów pionowa studnia. Aby wejść do wnętrza jaskini potrzebna była lina i podstawowe umiejętności alpinistyczne. Dlatego też eksplorowali ją raczej grotołazi (zwłaszcza ci początkujący) oraz osoby mające jakieś pojęcie o wspinaczce i korzystaniu z technik linowych. Odwiedzając ją w tamtych czasach można było odnieść wrażenie, iż „dziura” służy osobom chcącym zobaczyć wejście do jaskini (już wtedy prowadził do niej szlak turystyczny) także za wysypisko śmieci. Na dnie wspomnianej studni walało się zazwyczaj mnóstwo odpadów.
Wszystko zmieniło się w 2019 roku, kiedy to jaskinia została przystosowana dla ruchu turystycznego. Zamontowano sztuczne ułatwienia w postaci metalowych drabin i klamer, umożliwiające bezpieczne wejście do studni. Prace te, współfinansowane przez samorząd Wisły (wejście do jaskini usytuowane jest na terenie tej miejscowości, choć wielu utożsamia ją z sąsiednim Szczyrkiem) wykonali goprowcy oraz speleolodzy. Metalową kratą zabezpieczono szeroki otwór wejściowy. Obok pojawiła się tablica poglądowa z informacjami o jaskini oraz jej schematem. Od tego czasu jamę w Malinowie można już bezpiecznie zwiedzać i nie potrzeba do tego jakichś specjalnych umiejętności.
Przy czym trzeba pamiętać, że wciąż jest to prawdziwa jaskinia. Osoby z klaustrofobią nie powinny się do niej zapuszczać. Także ci, którzy mają lek wysokości raczej powinni zrezygnować z eksploracji. Na początku trzeba bowiem zejść (a potem wyjść) do ciemnej czeluści, po pionowo zawieszonej długiej drabinie. Poza tym w jaskini nie ma sztucznego oświetlenia i aby ją spenetrować potrzebne jest jakieś światło. Najlepiej latarka, tak zwana czołówka, aby mieć wolne ręce. Korzystanie z latarki w telefonie to zły pomysł.
Poza tym w jaskini jest wilgotno. Na jej dnie – zwłaszcza po deszczach – stoi woda, kapie też z góry, ze stropu. Na dnie leży sporo kamiennego gruzu i głazów. Solidne buty to podstawa. Trzeba też pamiętać, że nawet latem, gdy z nieba leje się żar, wewnątrz jest bardzo chłodno (około 6 stopni Celsjusza). Do tego dochodzi błoto i wspomniana wilgoć, więc lepiej mieć ze sobą jakieś dodatkowe ubranie. Przydadzą się też „robocze” rękawiczki, zwłaszcza podczas pokonywania drabin i klamer. Na głowę warto założyć kask (szczególnie dotyczy to dzieci), bo w każdej chwili coś może spaść z góry. Trzeba zachować szczególną ostrożność, bo o wypadek nietrudno. W ubiegłym roku jeden z turystów poślizgnął się na mokrej drabinie i spadł na skalne podłoże. Mocno się połamał. Akcja ratunkowa, podczas której goprowcy ewakuowali nieszczęśnika z wnętrza jaskini na specjalnych noszach, trwała wiele godzin.
Trenują ratownicy i żołnierze
Jaskinia nie jest duża. Po zejściu na dół do pokonania pozostaje jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów korytarzy na tyle szerokich i wysokich, iż nigdzie nie trzeba się specjalnie przeciskać. Największe wrażenie robi tak zwana „Galeria”, czyli wysoki na prawie 10 metrów, szeroki na około 1,5 metra i długi na ponad 13 metrów fragment jednego z korytarzy. W jaskini nie da się zgubić, więc może ją bezpiecznie penetrować nawet ktoś, kto pierwszy raz w życiu zapuścił się w takie miejsce. Zwiedzenie zajmuje około 15 minut, choć czasami przed wejściem tworzą się kolejki i trzeba nieco poczekać, aby wejść do środka. Jaskinię odwiedzają nie tylko turyści. Trenują i szkolą się w niej ratownicy górscy, a także żołnierze.
Jak dotrzeć do jaskini? Najszybszą trasą dojścia jest czerwony szlak prowadzący z oddzielającej Szczyrk od Wisły Przełęczy Salmopolskiej. Trzeba ruszyć w kierunku południowym, w stronę Malinowa. Na szczyt góry dotrzemy w około pół godziny, po pokonaniu niezbyt trudnego, lecz miejscami nieco stromego górskiego duktu. Wejście do jaskini położone jest już za wierzchołkiem (po stronie południowej) i prowadzi do niego oznaczona ścieżka odchodząca od szlaku w kierunku zachodnim. Idąc nią, po pokonaniu kilkudziesięciu metrów, stajemy przed otworem wejściowym.
Bardziej ambitnym polecamy mniej uczęszczaną, ale nieco dłuższą trasę, która wiedzie niebieskim szlakiem ze Szczyrku Soliska. Prowadzi leśnym traktem, wschodnim zboczem Malinowa. Ścieżka jest urokliwa, lecz niestety ostatnio dość mocno zniszczona przez leśników. Niebieski szlak doprowadzi nas do siodła położonego pomiędzy Malinowem a Malinowską Skałą, gdzie krzyżuje się ze szlakiem czerwonym. Do jaskini jest stamtąd około 15 minut – pod górę szlakiem czerwonym, tym razem na północ.
Odwiedzenie jaskini w Malinowie – zwłaszcza dla tych, którzy jeszcze w niej nie byli – to wspaniała przygoda i nietuzinkowa propozycja na krótki wypad w Beskidy. Po zwiedzeniu jaskini warto pójść nieco dalej i odwiedzić też wspomnianą Malinowską Skałę. Dotarcie na jej szczyt spod jaskini zajmie nam jakieś 30-40 minut. Tam czeka kolejna beskidzka atrakcja. Rozległa i wysoka miejscami na 8 metrów wychodnia skalna. Z Malinowskiej Skały roztaczają się wspaniałe widoki na okoliczne pasma górskie, a także na Babią Górę, Pilsko, a przy dobrej widoczności nawet na Tatry.