Teresa i Józef Wójcigowie z Tarnawy Górnej należą do tych szczęśliwych par, które prócz uczucia łączy także wspólna pasja. Wprawdzie każde z nich ma nieco inne pomysły na jej realizację, ale zawsze udaje im się dojść do kompromisu. Dzięki temu z jednakową radością patrzą na swe wspólne dzieło – ogród, w którym tradycja łączy się z nowoczesnością.
Z początku Teresa i Józef Wójcigowie z Tarnawy Górnej mieli za domem jedynie podmokłą łąkę, na której wypasali krowy. – Gdy kupiliśmy pierwszy samochód i wjechaliśmy nim na podwórko, to już tam został. Tak grząska była ziemia – wspominają małżonkowie ze śmiechem. Z czasem zrezygnowali z hodowli bydła i zaczęli upiększać działkę. Najpierw posadzili jodłę koreańską, a następnie kilka skromnych krzaczków róż. Szybko jednak doszli do wniosku, że bez osuszenia i wyrównania gruntu nie będą mogli sobie pozwolić na ogród z prawdziwego zdarzenia. A już wtedy żarliwie o nim marzyli.
– Kocham kwiaty, zawsze miałam ich pełne okna. Toteż oczyma duszy widziałam za domem wielobarwne rabatki kwitnące od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Dokładnie takie, jakie mam teraz – wyznaje Teresa. Z kolei Józef potrzebował miejsca na drzewka i krzewy, które mógłby formować w przeróżne kształty. – Nieraz się sprzeczamy o moje upodobanie do cięcia roślin, bo Tereskę zawsze serce boli, gdy z okazałej tui zostaje na przykład tylko wąski, spiralnie skręcony pasek – mówi mężczyzna. Kobieta przytakuje: – To prawda. Lubię, gdy wszystko bujnie się rozrasta. Ale z drugiej strony wiem, że przycinanie jest konieczne.
Działka pochłonęła 20 ton kamieni i kilka ciężarówek ziemi, zanim stała się miejscem przyjaznym dla roślin ozdobnych. – Problemem był nie tylko nadmiar wody, ale również skład tutejszej gleby. W wielu miejscach to niemal czysta glina, z której można by było garnki lepić. Gdy wykopaliśmy nieckę stawu, to wystarczyło ją tylko uklepać. Nie trzeba było uszczelniać, bo woda przez to nie przechodziła – śmieje się kobieta. Kiedy już udało się stworzyć odpowiednie podłoże, małżonkowie zaczęli realizować swoje ogrodnicze fantazje.
Co roku na działce przybywało drzewek, krzewów i bylin, które Wójcigowie zdecydowanie wolą od kwiatów jednorocznych. A wśród roślin pojawiły się różne elementy architektury ogrodowej – altana, murowany grill z wędzarnią, oczko wodne, szklarnia. Józef wszystkie wybudował sam. – Zrobiłem też armatę i wóz drabiniasty, ponieważ fascynują mnie wszelkie starocie. Zbieram dawne maszyny rolnicze i sprzęty gospodarstwa domowego. Większe z nich również służą jako ozdoba ogrodu, mniejsze zamierzam wyeksponować na ścianie pamięci, jak ją sobie nazwałem – mówi.
Małżonkowie kilka razy startowali w organizowanym przez suskie starostwo konkursie na najpiękniejszy ogród przydomowy, ale dopiero w tym roku udało im się dotrzeć do etapu powiatowego. I od razu go wygrali. – Wciąż jeszcze nie możemy w to uwierzyć – wyznają.