Jego obrazy są dopracowane, wyraziste i pulsują jasnymi, pięknymi barwami. – Bardzo rzadko używam czarnej farby – mówi Mikołaj Kastelik. Tymczasem jego życie bynajmniej nie jest kolorowe. Twórca z Rychwałdu maluje ustami, bo od urodzenia ma niesprawne ręce i nogi.
Niemal cały jego świat to biurko przy oknie, zza którego słońce pada na ustawioną obok elektryczną sztalugę. Mikołaj Kastelik może ustawiać wysokość położenia obrazu, chwytając ustami za niewielki przełącznik. Na biurku leżą paleta do mieszania farb, z której można odrywać zużyte już folie, a także pojemnik pełen pędzli. Każdy z nich wyposażony jest w drewnianą przedłużkę, dzięki której pan Mikołaj może tworzyć obrazy ustami. Malując pędzlem bez takiego przedłużenia, nie miałby odpowiedniej perspektywy i bolałyby go oczy. – Zresztą i tak nie jestem w stanie malować więcej niż dwie, trzy godziny dziennie, bo gdy pracuję dłużej, zaczynają mnie boleć oczy – mówi.
Pasja i satysfakcja
Naprzeciw jego małej pracowni znajduje się duży telewizor, do którego podłączony jest komputer. Na ekranie – zdjęcie kolejki linowo-terenowej na Żar, które twórca właśnie przenosi na płótno. – Najczęściej maluję na podstawie różnych fotografii. Przy wózku mam uchwyt na telefon, dzięki któremu mogę robić zdjęcia, gdy czasami rodzina zabiera mnie w plener. Niekiedy odwzorowuję na płótnie krajobraz z danej fotografii, a czasami tworzę własne kompozycje – opowiada. Po chwili zaczyna szukać czegoś na Facebooku, sprawnie obsługując myszkę… brodą i ustami. Gdy po kilku minutach dzwoni smartfon, odbiera rozmowę, klikając w zielone kółeczko nosem.
Ulubione tematy jego twórczości malarskiej to krajobrazy, zwłaszcza zachody słońca, a także zwierzęta, kwiaty czy postacie świętych. Mama pana Mikołaja, 86-letnia Maria Kastelik, pokazuje szafy wypełnione obrazami syna i wyciąga kilka z nich. Na jednym Zamek Książ, na innym legendarny zamek Draculi w rumuńskim Branie, na kolejnych sikorka modraszka, barwna papuga, klimatyczny mostek, szopka bożonarodzeniowa…
Mikołaj Kastelik maluje farbami olejnymi, wcześniej tworzył także akrylami. – Praca nad jednym obrazem trwa przeważnie kilka tygodni – mówi.
Malarstwo to dla niego ulubione zajęcie, wielka pasja, możliwość wyrażenia siebie i sposób na oderwanie od trudnej codzienności. – Najbardziej cieszy mnie jednak to, że moje obrazy podobają się innym – stwierdza.
Siedem operacji
Mikołaj Kastelik 5 grudnia obchodził okrągłe, 60. urodziny. Przyszedł na świat w Rychwałdzie, z wrodzonymi wadami i niedowładem kończyn górnych i dolnych. – Do piątego roku życia przeszedł siedem operacji nóg – w biodrach i w kostce – wspomina Maria Kastelik. – Jeździliśmy z nim na leczenie do Bytomia, gdzie powiedziano nam, że najlepsi specjaliści od operacji rąk są w Poznaniu. Niestety, tamtejsi lekarze stwierdzili, że w przypadku Mikołaja nie da się nic zrobić, bo ma stawy zrośnięte z łopatkami. Dzięki operacjom nóg, do około czterdziestego roku życia mógł samodzielnie chodzić. Był nawet w stanie pójść kupić mi coś w sklepie. Ale od tego czasu porusza się już tylko po domu, a na prawej nodze z powodu przeprostu nosi ortezę.
W codziennym życiu panu Mikołajowi pomagają mama oraz przychodząca co jakiś czas pielęgniarka. Natomiast w wyjazdach czy innych potrzebach udzielają się dwaj starsi bracia, którzy również mieszkają w Rychwałdzie. To właśnie jeden z nich jest autorem domowego „wynalazku” w postaci elektrycznego silniczka sterującego wysokością sztalugi.
Pani Maria sama jest już jednak schorowana i wiekowa. Porusza się o kulach, ma też problem z ręką. Dlatego coraz trudniej przychodzi jej wspomagać syna.
AMUN jak rodzina
Przygoda Mikołaja Kastelika z malarstwem zaczęła się w 1993 roku, kiedy zaczął uczęszczać na dopiero co otwarte Warsztaty Terapii Zajęciowej w Gilowicach. – Na początku chodziłem na zajęcia w stolarni, gdzie uczyliśmy się projektować zabawki. Potem zapisałem się na kurs komputerowy, który bardzo dużo mi w życiu pomógł – opowiada. – Ale później spróbowałem zajęć malarstwa i to wciągnęło mnie najbardziej. Prowadząca je plastyczka wiele mi pokazała i podpowiedziała. Jeździłem na te warsztaty przez trzynaście lat.
Później artysta z Rychwałdu dowiedział się o Światowym Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami (VDMFK) w Liechtensteinie, którego polską placówką jest Wydawnictwo AMUN z siedzibą w Raciborzu. – Wysłałem do nich trzy obrazy i w 2006 roku mnie przyjęli. Obecnie w AMUN-ie jest 26 twórców, ale liczba ta się zmienia, bo dochodzą nowi członkowie, a kilka osób odeszło niestety na zawsze. Na podstawie naszych obrazów tworzą oni kalendarze czy kartki świąteczne, które sprzedają, a my dostajemy z tego tytułu stypendium, które pomaga w malowaniu i rozwijaniu się – wyjaśnia. – Co pewien czas trzeba do nich wysyłać swoje obrazy, które oni oceniają i na tej podstawie przedłużają członkostwo.
Organizowane przez AMUN spotkania i plenery są dla Mikołaja Kastelika bardzo ważne. – Znamy się nawzajem z tymi artystami z całej Polski, mamy wspólne tematy rozmów, pasje i problemy. Jesteśmy jak rodzina, utrzymujemy kontakty na Facebooku. Na przykład w ubiegłym roku zostaliśmy zaproszeni na 30-lecie Wydawnictwa, zorganizowane w hotelu w Wiśle. Przyjechała większość zrzeszonych w AMUN-ie artystów, wraz z opiekunami. Ja pojechałem z mamą i bratem. Godzinami siedzieliśmy razem i opowiadaliśmy – wspomina twórca z Rychwałdu.
Każda wystawa, wernisaż czy plener to dla niego radość ze spotkania z ludźmi i możliwości pokazania im swoich dzieł. Na przykład w ostatnich miesiącach miał trzy wystawy nad morzem, co zawsze było jego marzeniem. Odbyły się one w Stacji Morskiej im. prof. Krzysztofa Skóry Uniwersytetu Gdańskiego na Helu, w Centrum Kultury i Bibliotece w Gniewinie oraz w sali Nadbałtyckiego Uniwersytetu Lubelskiego we Władysławowie.
Dobry polski rock
Podczas pracy przy sztaludze Mikołaj Kastelik często słucha muzyki. Najchętniej wybiera stare kawałki polskiego rocka, na przykład Budkę Suflera czy Lombard. Lubi także pooglądać filmy, czasami urozmaica sobie czas różnymi grami. Wszystko to pozwala mu choć na chwilę przenieść się w rzeczywistość inną niż ta, którą zgotował mu los…