Za co wstydzi się burmistrz Czechowic-Dziedzic? WIDEO

Marian Błachut, burmistrz Czechowic-Dziedzic, będzie się ubiegał o piątą kadencję i mówi się, że nie ma z kim przegrać. W studiu Beskidzkiej TV zapewnia o tym, że nie traci młodzieńczej energii, a najbliższe lata mogą być przełomowe dla gminy za sprawą wielkich inwestycji w śródmieściu. Zapraszamy do obejrzenia wywiadu.

Ubiega się pan już o piątą kadencję. Dlaczego?

Marian Błachut, burmistrz Czechowic-Dziedzic: Cykl przygotowania zadań inwestycyjnych i ich wdrożenia często nie zawiera się w jednej kadencji. Jest jeszcze dużo zadań, za które czuję się odpowiedzialny i które chciałbym doprowadzić do końca, mając pełne rozpoznanie tematu, przygotowanie i możliwość szybszej realizacji.

Słyszę, że nie ma pan z kim przegrać, bo opozycja jest niezorganizowana. Czy może wie pan więcej i obawia się któregoś z kandydatów?

Sprawy opozycji nie mój problem. Każdego jej kandydata szanuję. Ale moje kandydowanie różni się od innych tym, że pracując mogę sobie zasłużyć na urząd burmistrza. Na pewno nie ilością plakatów i banerów. Z innym dorobkiem i przesłaniem staję więc do tej konkurencji.

Nie pan poczucia, że po czterech kadencjach część mieszkańców czuje się już zmęczona obecną władzą? Że chciałaby zmiany, kogoś z nową energią i pomysłami?

Jeśli chodzi o moje zaangażowanie i dynamikę, to są takie same. Świadom tego, że upływa czas, jeszcze chcę przyspieszyć. Mam świadomość, że niektórzy mogą być zmęczeni moją osobą, ale to, z czym przychodzę, co oferuję i co chcę zrobić, to mój atut. Gwarantuję, że przez 17 lat nie zwolniłem i nie zwolnię.

Zdziwiło mnie, gdy usłyszałem od niektórych radnych, że chcieliby utworzenia w centrum płatnych miejsc postojowych. Tłumaczyli, że jest problem z kierowcami, którzy zostawiają samochody na cały dzień i przenoszą się do pociągów.

Mamy z tym problem. Rozważaliśmy petycję, by stworzyć centralny parking koło biblioteki. Uważałem to za zadanie nie do końca właściwe w stosunku do potrzeb i możliwości rozwiązania problemu. Takiego miejsca trzeba szukać w obrębie dworca i ścisłego centrum. Myślimy o tym od dłuższego czasu. Nasza spółka komunalna zakupiła ponad pięć hektarów po starej Walcowni w ścisłym centrum miasta. Tam na pewno stworzymy miejsca parkingowe, by rozwiązać problem.

Co tam jeszcze powstanie?

Sprawa jest otwarta. Chcemy to tak zagospodarować, aby służyło miastu. Tak należy rozumieć rewitalizację, by wprowadzała funkcje miastotwórcze, by mieszkańcy chętnie odwiedzali to miejsce, przebywali tam, realizowali różne zadania i cele społeczne, z elementami drobnej komercji. Dzisiaj nie jest to jeszcze skonkretyzowane. Wiele zależy od wymagań dotyczących pozyskania środków zewnętrznych na inwestycje.

Biorąc ponadto pod uwagę przebudowę infrastruktury kolejowej i trwający remont zabytkowego dworca, to ta część miasta przestanie być jego wstydliwą wizytówką.

To jedno z największych wyzwań, jakie przed sobą stawiam. To długoterminowy plan. Ta część miasta zaczyna zupełnie inaczej wyglądać, ale to zobowiązuje dodatkowo do uporządkowania zabudowy śródmiejskiej. Mamy już koncepcję, jakby to śródmieście mogło wyglądać. Trzeba więc zadbać i o otoczenie dworca, i o teren po Walcowni. Wtedy, mógłbym to tak nazwać, miasto będzie oddychać dwoma płucami. To cel, by te dwie części miasta po obu stronach torów przybrały zupełnie nowy charakter.

Czy rozmrozi pan leżący od tylu lat na półce projekt budowy nowej siedziby Urzędu Miejskiego? Mogłaby to być niepopularna decyzja.

Myślę, że dziś jest już inne myślenie. Wszyscy widzą, że standardy, jakie możemy zaoferować, daleko odbiegają od współczesności. Jest mi trochę wstyd z tego powodu. Wydziały są porozrzucane po najbliższej okolicy, co utrudnia komunikację i zarządzanie oraz dostępność dla mieszkańców. To nie luksus, ale konieczność, by w jednym miejscu powstał jeden urząd, pozwalający na przyjazną obsługę. Jednak wszystko zależy od możliwości finansowych.