W Urzędzie Gminy Radziechowy-Wieprz zapachniało buntem… Poszło o podwyżki, które miały być i w ubiegłym, i w tym roku. Mocno zdenerwowani pracownicy pojawili się na komisji radnych gminnych, których posądzono o blokadę podwyżek. Ale w dyskusji wyszło na jaw zupełnie coś innego, i to mocno zaskakującego!
W piątek, 12 stycznia, radni mieli przyjąć uchwałę budżetową na 2018 rok. Przed sesją odbyła się Komisja Budżetu, Finansów i Rozwoju Gospodarczego Gminy. Przyszło na nią kilkunastu pracowników urzędu. Twierdzili, że poinformowano ich, iż radni dokonali drastycznych cięć w budżecie i przez to brakuje pieniędzy na ich 5-procentowe podwyżki w tym roku.
– Wszystko wokół drożeje. Od dłuższego czasu nie mieliśmy podwyżki. Nasze płace, w jednej z największych gmin na Żywiecczyźnie, są jednymi z najmniejszych. Tymczasem mieszkańcy coraz częściej chwalą nas za profesjonalną obsługę. Prosimy o zabezpieczenie odpowiedniej kwoty w budżecie – powiedzieli.
Zaskoczenia nie kryli radni.
– Uważamy, że podwyżki jak najbardziej się należą. W budżecie na 2017 rok zabezpieczono około 40 tysięcy złotych na 3-procentowe podwyżki. Co więcej, na ten rok zaplanowano około 74 tysięcy na 5-procentowe podwyżki, i to nie tylko dla pracowników urzędu, ale i jednostek podległych! – stwierdził radny Stanisław Orliński.
Na komisji nieobecny był wójt Maciej Mika i pytania od radnych skierowano do skarbnik gminy Barbary Pietrysko.
– Podczas wcześniejszej komisji w budżecie obcięto 105 tysięcy złotych na płace. Tym samym pieniędzy jest mniej i zabraknie na podwyżki i premie – stwierdziła skarbnik.
Radny Stanisław Orliński zaznaczył, że ograniczenie dotyczyło tylko pensji dla odchodzącej na emeryturę w marcu tego roku sekretarz gminy Jadwigi Górnej.
– Uznaliśmy, że jak przyjdzie nowy sekretarz, to na pewno nie będzie zarabiać rocznie po 80-90 tysięcy złotych jak obecnie. Pensja nowego sekretarza musi być niższa od uposażenia wójta. To, co się teraz dzieje, że ktoś chce kłamliwie wskazać na radnych, że blokują podwyżki dla urzędników, to nic innego jak próba skłócenia pracowników z nami! – powiedział przewodniczący Piotr Piela.
W trakcie dyskusji wyszło na jaw, że pracownicy w 2017 roku nie dostali 3-procentowej podwyżki, mimo że były na to pieniądze w budżecie!
– Dla mnie to jest szok! Nie możemy o to zapytać wójta Macieja Miki, bo po raz kolejny nie przyszedł na komisję. Próbuje się z nas robić idiotów! – mówił radny Stanisław Orliński.
Z kolei skarbnik Barbara Pietrysko odpowiedziała, że nie wierzy w to co słyszy.
– Radni obcięli pieniądze w budżecie, a ja ostrzegałam, że nie będzie na podwyżki i premie. To jest obłuda. Czy mamy kogoś zwolnić? Nie można tak robić. Nie mamy nic przeciwko podwyżkom dla pracowników, ale czy potem rada przesunie w budżecie pieniądze, gdy ich zabraknie? – zapytała skarbnik.
– Przecież wiadomo, że tak zrobimy! Nas interesuje, skąd pracownicy mają informację, że w budżecie nie ma dla nich podwyżek? – dociekał radny Aleksander Juraszek.
Początkowo pracownicy nie chcieli ujawnić, kto im powiedział o cięciach w budżecie. Dopiero po chwili przyznali się, że był to wójt Maciej Mika.
– Jeszcze raz podkreślamy, że chcemy, aby były te podwyżki! Ja się nawet zastanawiam, czy urzędnicy nie powinni otrzymać 8 procent podwyżki, w tym tych 3 procent należnych im za 2017 rok – powiedział przewodniczący Piotr Piela, a po jego wypowiedzi znaczna część pracowników biła mu brawo.
Po chwili urzędnicy wyszli z sali. Dlaczego nie dostali 3-procentowej podwyżki w 2017 roku i skąd stwierdzenia, że w tym roku nie będzie podwyżki o 5 procent? O stanowisko w tej sprawie poprosiliśmy wójta Macieja Mikę. Potwierdza on, że w budżecie na 2018 rok zaplanował ponad 74 tys. zł na podwyżki i 28 tys. zł na premie dla pracowników. Podkreśla, że radni dokonali cięcia o 105 tys. zł z wynagrodzenia dla odchodzącej sekretarz.
– Ale według moich wyliczeń, po odjęciu pensji dla jeszcze pracującej sekretarz i ekwiwalencie za urlop, wychodzi, że pozostanie 62,6 tys. zł, a nie 105 tys. zł. Tym samym braknie na podwyżki. W tym przypadku radni nie wzięli pod uwagę, że trzeba będzie zatrudnić nowego sekretarza. A musimy to zrobić obowiązkowo najpóźniej do trzech miesięcy po odejściu poprzedniego. Dlatego przyznanie podwyżek od początku 2018 roku byłoby naruszeniem ustawy o finansach publicznych. Skoro radnym tak bardzo leżą na sercu podwyżki dla pracowników, proponuję, aby czym prędzej wygospodarowali w budżecie odpowiednie pieniądze. Osobiście wnioskuję, aby były to podwyżki nie o 5 proc., ale o 8–10 proc. Podczas komisji niektórzy radni twierdzili, że nie mieli świadomości, iż dokonując cięcia w budżecie o 105 tys. zł, realnie pozbawiają pracowników podwyżki w 2018 roku. Jak widać, pamięć niektórych jest nad wyraz ulotna. Na szczęście wszystkie komisje i sesje są nagrywane i można sprawdzić, ile razy skarbnik o tym mówiła. W grudniu 2016 roku przy pracach nad budżetem na 2017 rok radni również obcięli plan wynagrodzeń o 175 tys. zł. Przez to nie mogłem przyznać podwyżek. Jak mam je dawać, skoro corocznie radni obcinają przeznaczone na to pieniądze? Ktoś tutaj robi kogoś w przysłowiowego konia, a troska niektórych radnych o zarobki pracowników jest moim zdaniem tylko pozorna, na pokaz przed mediami – uważa wójt Maciej Mika. Nie odpowiedział jednak, dlaczego w budżecie na 2017 rok pozostało 40 tys. zł, czyli kwota, która miała być przeznaczona na 3 proc. podwyżki.