Górale nie byli gościnni dla outsidera z Polkowic. Choć wynik 4:0 może świadczyć, że był to mecz do jednej bramki, jednak to tylko pozory, a zwycięstwo nie przyszło Podbeskidziu tak łatwo.
Pierwsi do głosu doszli piłkarze gości, którzy za sprawą Szmyta mogli objąć prowadzenie już 2-giej minucie meczu. Na posterunku jednak był Polacek. Na odpowiedź Podbeskidzia zgromadzeni na stadionie miejskim kibice nie czekali długo. Na zegarze była 8. minuta meczu, a precyzyjnym strzałem, nie dającym żadnych szans bramkarzowi gości popisał się Scalet. Dwie minuty później strzelec pierwszej bramki popisał się kapitalną asystą do Bierońskiego, który wykończył akcje po profesorsku. Po analizie VAR bramka nie została jednak uznana, gdyż w akcji tej arbiter dopatrzył się zagrania ręką przez Goku. Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ zmianie.
Po zmianie stron Podbeskidzie od razu ruszyło do przodu. W 50. minucie piłka znalazła się w siatce po sporym zamieszaniu, w którym udział miał kapitan TSP Kamil Biliński. Do akcji wkroczył VAR, który niestety gola anulował ze względu na zagranie ręką przez napastnika gospodarzy. Co nie udało się Bilińskiemu, powiodło się Scalet, który ogrywając trzech rywali wpadł w pole karne i umieścił piłkę w siatce. Chwilę później za drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę z boiska wyleciał Magdziak i jasne stało się, że Górale tego meczu przegrać już nie mogą. W 77. minucie najlepiej w polu karnym zachował się Biliński i wpakował piłkę do bramki, a trzy minuty później do siatki trafił Milasius.
TS Podbeskidzie 4:0 KS Polkowice
Foto:. A. Grabski