Na początku był ból. Silny, wydawał się trwać bez końca. Potem pojawił się impuls, aby jakoś od niego uciec. Wtedy wzrok spoczął na kuchennym nożu. Potem zdarzenia potoczyły się błyskawicznie…
– Byłam tego dnia w pracy. Z nudów przeglądałam Facebooka. Nagle zobaczyłam zdjęcie poranionych rąk i nóg. I uświadomiłam sobie, że na zdjęciu jest taka sama pościel, jaką mam w domu. Wtedy do mnie dotarło – to są zdjęcia mojej córki! – wspomina jedna z mam ze Śląska Cieszyńskiego (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Na początku był szok. Jak? Dlaczego? Przecież jeszcze niedawno oglądały razem film. Śmiały się do rozpuku. W szkole także nic nie zwiastowało nadchodzących problemów – żadnych złych ocen, uwag od nauczycieli. Żadnych sygnałów, że jej dziecko może cierpieć. – Wtedy nie wiedziałam, co robić. Szybko zwolniłam się z pracy i w ułamku sekundy pędziłam do domu. Rany na szczęście były powierzchowne. Córka powiedziała mi, że była nieszczęśliwie zakochana. Z tamtymi emocjami nie potrafiła sobie poradzić. Od razu zgłosiłam się po pomoc do specjalisty. Dziś chodzę z córką do psychologa, dużo rozmawiamy. Staram się ją wspierać – mówi kobieta.
Agnieszka Wojtas, psycholog z Zespołu Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych w Cieszynie, przyznaje, że w ciągu kilku ostatnich lat wzrosła liczba przypadków samookaleczeń u nastolatek. Krzywdę najczęściej robią sobie młode dziewczyny do 16. roku życia. Większość przypadków dotyczy ran ciętych przedramion. Nie brakuje jednak pacjentów z obrażeniami ud czy brzucha. Na terapię zapisują się także młodzi ludzie z umyślnymi poparzeniami, zadrapaniami, pogryzieniami, a także tacy, którzy wyrywali sobie włosy czy uderzali głową w ścianę lub tłukli się twardymi przedmiotami. Najbardziej jednak szokuje fakt, że problem dotyczy coraz młodszych osób. W ostatnim czasie po pomoc do psychologa zgłaszają się rodzice jedenastolatków!
– Problem jest złożony. Często okaleczają się dzieci, które mają poczucie samotności i nie radzą sobie z problemami. Nieraz wystarczy błahe z perspektywy rodzica wydarzenie, które przeleje przysłowiową kroplę goryczy. Może to być np. kłótnia z bliskimi czy zła ocena. Oczywiście, problem tkwi dużo głębiej. W okresie dorastania następuje kryzys autorytetów, młodzież poszukuje pomysłu na siebie, często ocenia się w bardzo krytyczny sposób, co wpływa na poczucie wyobcowania. Przeżywając bardzo trudne emocje, młody człowiek chce też zastąpić ból psychiczny bólem fizycznym, „bo wtedy nie myślę o tym, co się stało”. Dziecko karze siebie za coś, co przeżywa. Fizyczne okaleczenie jest redukcją napięcia występującego w organizmie. Bywa, że wchodzi w nawyk, wtedy trudniej sobie z tym poradzić – wyjaśnia Agnieszka Wojtas.
Nie zawsze rany są głębokie, wtedy nie wymagają pomocy lekarza. Nie każdy też nastolatek pochwali się zdjęciami swoich cięć w sieci. Większość schowa płytkie rany pod ubraniem. Wyjdzie z pokoju do rodziców, uśmiechnie się. Dopiero po czasie bliscy znajdują schowany ręcznik czy ubrania ze śladami krwi. Jak wówczas zareagować? – Rozmowa jest konieczna. Dziecko musi dostać informację, że się martwimy jego problemami. Że to nie jest dobry sposób radzenia sobie ze stresem. Że jesteśmy gotowi do rozmowy i pomocy. Jeśli pomimo rozmowy problem się powtarza – warto skorzystać z pomocy psychologa szkolnego lub specjalisty spoza szkoły. Warto, żeby na pierwszą rozmowę z psychologiem przyszedł sam rodzic – w celu rozpoznania sytuacji i podjęcia decyzji, czy jest potrzebna konsultacja lub terapia dziecka bądź konsultacja lekarska – radzi Agnieszka Wojtas.
Problemu nie można bagatelizować. Samookaleczenia mogą być rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Wyrazem złości, niezadowolenia, frustracji i lęku. Próbą zwrócenia na siebie uwagi otoczenia – przyjaciół i rodziców. Czasem jest to wynik dziwnie pojętej „mody”… – Bywa, że samookaleczanie jest jak fala. Jedna dziewczynka zacznie, a do niej dołącza kilka innych z klasy, żeby sprawdzić, jak to jest – dodaje Agnieszka Wojtas.
Temat jest coraz częściej nagłaśniany w szkołach. Wychowawcy podczas zebrań uczulają rodziców, aby dokładnie przyglądać się dzieciom. Zwłaszcza gdy w klasie już doszło do samookaleczenia któregoś z uczniów. – Ochronić dziecko w 100 proc. się nie da, ale im lepszy kontakt z nim, im więcej czasu spędzonego i wspólnych zajęć, gdzie można porozmawiać, ale też obejrzeć jego ciało, im więcej zrozumienia dla trudności okresu dorastania – a naprawdę jest to rozwojowo jeden z najtrudniejszych okresów życia człowieka – tym większe szanse, że dziecko z problemami będzie sobie radzić w konstruktywny sposób. Warto mówić o swoich emocjach, pokazać je, znaleźć wspólnie z dzieckiem sposoby na stres. Może to być sport, rozmowa, książka – radzi Agnieszka Wojtas.