Wydarzenia Cieszyn

Żyletka czy cyrkiel

Fot. Pixabay

Na początku był ból. Silny, wydawał się trwać bez końca. Potem pojawił się impuls, aby jakoś od niego uciec. Wtedy wzrok spoczął na kuchennym nożu. Potem zdarzenia potoczyły się błyskawicznie…

– Byłam tego dnia w pracy. Z nudów przeglądałam Facebooka. Nagle zobaczyłam zdjęcie poranionych rąk i nóg. I uświadomiłam sobie, że na zdjęciu jest taka sama pościel, jaką mam w domu. Wtedy do mnie dotarło – to są zdjęcia mojej córki! – wspomina jedna z mam ze Śląska Cieszyńskiego (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Na początku był szok. Jak? Dlaczego? Przecież jeszcze niedawno oglądały razem film. Śmiały się do rozpuku. W szkole także nic nie zwiastowało nadchodzących problemów – żadnych złych ocen, uwag od nauczycieli. Żadnych sygnałów, że jej dziecko może cierpieć. – Wtedy nie wiedziałam, co robić. Szybko zwolniłam się z pracy i w ułamku sekundy pędziłam do domu. Rany na szczęście były powierzchowne. Córka powiedziała mi, że była nieszczęśliwie zakochana. Z tamtymi emocjami nie potrafiła sobie poradzić. Od razu zgłosiłam się po pomoc do specjalisty. Dziś chodzę z córką do psychologa, dużo rozmawiamy. Staram się ją wspierać – mówi kobieta.

Agnieszka Wojtas, psycholog z Zespołu Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych w Cieszynie, przyznaje, że w ciągu kilku ostatnich lat wzrosła liczba przypadków samookaleczeń u nastolatek. Krzywdę najczęściej robią sobie młode dziewczyny do 16. roku życia. Większość przypadków dotyczy ran ciętych przedramion. Nie brakuje jednak pacjentów z obrażeniami ud czy brzucha. Na terapię zapisują się także młodzi ludzie z umyślnymi poparzeniami, zadrapaniami, pogryzieniami, a także tacy, którzy wyrywali sobie włosy czy uderzali głową w ścianę lub tłukli się twardymi przedmiotami. Najbardziej jednak szokuje fakt, że problem dotyczy coraz młodszych osób. W ostatnim czasie po pomoc do psychologa zgłaszają się rodzice jedenastolatków!

– Problem jest złożony. Często okaleczają się dzieci, które mają poczucie samotności i nie radzą sobie z problemami. Nieraz wystarczy błahe z perspektywy rodzica wydarzenie, które przeleje przysłowiową kroplę goryczy. Może to być np. kłótnia z bliskimi czy zła ocena. Oczywiście, problem tkwi dużo głębiej. W okresie dorastania następuje kryzys autorytetów, młodzież poszukuje pomysłu na siebie, często ocenia się w bardzo krytyczny sposób, co wpływa na poczucie wyobcowania. Przeżywając bardzo trudne emocje, młody człowiek chce też zastąpić ból psychiczny bólem fizycznym, „bo wtedy nie myślę o tym, co się stało”. Dziecko karze siebie za coś, co przeżywa. Fizyczne okaleczenie jest redukcją napięcia występującego w organizmie. Bywa, że wchodzi w nawyk, wtedy trudniej sobie z tym poradzić – wyjaśnia Agnieszka Wojtas.

Nie zawsze rany są głębokie, wtedy nie wymagają pomocy lekarza. Nie każdy też nastolatek pochwali się zdjęciami swoich cięć w sieci. Większość schowa płytkie rany pod ubraniem. Wyjdzie z pokoju do rodziców, uśmiechnie się. Dopiero po czasie bliscy znajdują schowany ręcznik czy ubrania ze śladami krwi. Jak wówczas zareagować? – Rozmowa jest konieczna. Dziecko musi dostać informację, że się martwimy jego problemami. Że to nie jest dobry sposób radzenia sobie ze stresem. Że jesteśmy gotowi do rozmowy i pomocy. Jeśli pomimo rozmowy problem się powtarza – warto skorzystać z pomocy psychologa szkolnego lub specjalisty spoza szkoły. Warto, żeby na pierwszą rozmowę z psychologiem przyszedł sam rodzic – w celu rozpoznania sytuacji i podjęcia decyzji, czy jest potrzebna konsultacja lub terapia dziecka bądź konsultacja lekarska – radzi Agnieszka Wojtas.
Problemu nie można bagatelizować. Samookaleczenia mogą być rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Wyrazem złości, niezadowolenia, frustracji i lęku. Próbą zwrócenia na siebie uwagi otoczenia – przyjaciół i rodziców. Czasem jest to wynik dziwnie pojętej „mody”… – Bywa, że samookaleczanie jest jak fala. Jedna dziewczynka zacznie, a do niej dołącza kilka innych z klasy, żeby sprawdzić, jak to jest – dodaje Agnieszka Wojtas.

Temat jest coraz częściej nagłaśniany w szkołach. Wychowawcy podczas zebrań uczulają rodziców, aby dokładnie przyglądać się dzieciom. Zwłaszcza gdy w klasie już doszło do samookaleczenia któregoś z uczniów. – Ochronić dziecko w 100 proc. się nie da, ale im lepszy kontakt z nim, im więcej czasu spędzonego i wspólnych zajęć, gdzie można porozmawiać, ale też obejrzeć jego ciało, im więcej zrozumienia dla trudności okresu dorastania – a naprawdę jest to rozwojowo jeden z najtrudniejszych okresów życia człowieka – tym większe szanse, że dziecko z problemami będzie sobie radzić w konstruktywny sposób. Warto mówić o swoich emocjach, pokazać je, znaleźć wspólnie z dzieckiem sposoby na stres. Może to być sport, rozmowa, książka – radzi Agnieszka Wojtas.

google_news