Gdy Jan zobaczył w progu drzwi policjantów nie był ani zaskoczony, ani zbyt wystraszony. W końcu to on chwilę wcześniej dzwonił do stróżów prawa. Widząc więc mundurowych westchnął i beznamiętnym głosem oznajmił: – Zabiłem żonę.
Był sierpień 2004 roku. Nad małą wioską niedaleko Bielska-Białej słońce zdążyło już wzejść na tyle, że miało się wrażenie, iż mały pokój zamienił się w piekarnik. Przesłuchiwany wstępnie przez policjantów Jan łamiącym się głosem opowiedział, co się stało.
– Od godziny 11 piłem z kumplami, aż do 22. Tak jakoś – tłumaczył śledczym. – Później wróciłem do domu, ale żony w nim nie było, więc położyłem się spać.
Zanim Jan na dobre zasnął usłyszał pukanie do drzwi.
– To było gdzieś około 23 – kontynuował zeznania. – Przyszedł mój kumpel i powiedział, że moja żona leży niedaleko domu, gdzieś w polu.
Wkurzony mężczyzna ubrał się i razem z sąsiadem poszedł po żonę. Kiedy tak szedł, wzbierała w nim fala złości. Był przekonany, jak stwierdził, że jego żona „znowu się puszczała”.
– Znaleźliśmy ją jakieś czterysta metrów od domu – wyjaśniał.
Jadwiga siedziała na poboczu szutrowej drogi, z podciągniętymi pod brodę kolanami i opartą na nich głową. Spała.
– Janek podszedł do niej i z miejsca zaczął ją okładać pięściami – powie później w sądzie sąsiad Jana. – Mówiłem, żeby przestał, ale on nie słuchał. Więc poszedłem, bo nie chciałem mieć z tym nic wspólnego.
Jan tymczasem wpadł w prawdziwą furię. Już nie tylko bił żonę po głowie, ale i kopał na oślep. – Mówiła, żebym przestał, bo ją zabiję, ale ja dalej biłem – opowiadał policjantom.
W końcu przestał. Chciał wrócić do domu. Kobieta nie miała jednak siły, aby iść. – Najpierw więc niosłem ją pod pachą, a jak mi wypadła, to ciągnąłem ją za włosy, a ona nogami powłóczyła po ziemi – relacjonował drastyczny przebieg zdarzenia.
Po kilkudziesięciu minutach oboje dotarli wreszcie do domu. Tu rozegrał się dalszy ciąg dramatu. Jan rozebrał żonę, położył do łóżka i znowu zaczął wymierzać sprawiedliwość pięścią i nogą. Wreszcie poczuł się na tyle zmęczony, że zasnął. Rano z przerażeniem stwierdził, że leżąca obok niego, zakrwawiona kobieta, nie daje znaku życia. Zadzwonił więc na policję i pogotowie ratunkowe.
Autopsja wykazała, że Jadwiga zmarła na skutek obrażeń organów wewnętrznych, między innymi pękniętej śledziony. Na ciele kobiety ujawniono liczne siniaki, otarcia skóry i rany. Naliczono w sumie dwanaście złamanych żeber i mocne stłuczenia okolicy krocza, spowodowane między innymi silnymi kopnięciami.
Sąd nie miał wątpliwości uznając winę Jana i wymierzając mu karę 15 lat pozbawienia wolności. Była to zbrodnia popełniona ze szczególnym okrucieństwem…
Po prostu skandal, ten Jan już cieszy się wolnością i tylko czekać aż znowu kogoś zatłucze w pijackiej malignie. W cywilizowanym świecie siedzialby dożywocie. Nie mieści mi się w głowie, że wypuszcza się na wolność osoby zdolne do takiego bestialskiego morderstwa, żeby żyli pośród zwykłych ludzi.