Ilona Janyst, aktorka znana miłośnikom seriali telewizyjnych z roli Anety w kultowym “M jak miłość”, była gościem pikniku rodzinnego, który odbył się w Wiśle. Aktorka opowiadała nie tylko o serialu, ale też otworzyła się na temat wiary i życiowych wartości. Jak przyznaje, stara się zawsze widzieć szklankę do połowy pełną.
Bije od Ciebie radość, ciepło i masa pozytywnej energii.
– Bardzo miło mi to słyszeć. W pewnym sensie jest to mój świadomy wybór, ponieważ staram się zawsze widzieć szklankę do połowy pełną.
Jak na co dzień dbasz o swoją pozytywną powierzchowność?
– Jestem osobą wierzącą, co jest dla mnie wyznacznikiem tego, że czuję wewnętrzny spokój. W momentach kryzysowych oddaję się Górze. Kocham swoje życie. Mam świetnego męża, cudne dzieciaki, bardzo lubię swoją pracę, więc już z tego tytułu jest mi łatwiej. Kiedy pojawiają się w moim życiu jakieś trudności, wracam do tego, że jednak mam szczęście.
Nie sposób krótko nie porozmawiać o serialu “M jak miłość”. Czy zanim w 1286 odcinku dołączyłaś do obsady, zdarzało Ci się go oglądać? Miałaś swoje ulubione wątki, ulubionych bohaterów?
– No, pewnie! Jak pewnie większość z nas, ja też, jako dziecko, oglądałam ten serial. W czasie studiów, kiedy wyprowadziłam się z domu, nie miałam już możliwości, bo nie miałam telewizora.
Jesteś kolejną aktorką, która przyznaje się, że był czas, kiedy nie miała telewizora (śmiech).
– Aktor może żyć bez telewizora, a czasami nawet powinien (śmiech).
Z Maurycym Popielem, który w “M jak miłość” gra Twojego męża, pierwszy raz spotkałaś się właśnie na tym planie?
– Tak. Z tym wiąże się zabawna historia, ponieważ spotkaliśmy się pierwszego dnia i od razu mieliśmy do zagrania scenę miłosną (śmiech).
W czym, w Twoim odczuciu, zawarty jest fenomen kultowej “Emki”? Niezmiennie, od prawie dwudziestu trzech lat, każdy odcinek zrzesza kilkumilionową publiczność.
– Fenomen kultowego serialu “M jak miłość” jest zawarty w rodzinnych wartościach i w ukorzenieniu. Czytam czasami komentarze widzów i muszę przyznać, że żalą się czasem na to, że w „Emce” pojawiają się zdrady i inne mało przyjemne wątki, ale z drugiej strony, trzeba jednak pamiętać, że to serial, w którym cały czas musi coś się dziać. Przedstawiamy też sytuacje z życia wzięte.
W 1696 odcinku do obsady dołączył również twój mąż, Paweł Janyst. Wciela się w kleryka Grzegorza, który jest zawodowym pechowcem. Co ciekawe, wasze wątki się przecinają. Jak wam się razem pracuje?
– Bardzo dobrze pracuje nam się razem. Produkcja jakiś czas temu wymyśliła, że Paweł pojawi się w roli byłego partnera Anety, ale wtedy ten pomysł nam się nie spodobał. Nie chcieliśmy grać pary, ale teraz jest inaczej. Graliśmy razem już w różnych produkcjach, choć faktycznie, po raz pierwszy spotykamy się na małym ekranie. To ciekawe doświadczenie.
Pamiętam artykuł, który pojawił się w jednym z serwisów poświęconych serialom, gdzie sugerowano, że w serialu gra również twój syn. Jak zareagowałaś na te rewelacje?
– Ja już nie reauguję na tego typu rewelacje (śmiech). Czasami to, co czytam w internecie na swój temat, powoduje, że mam ciarki. Niektóre rzeczy wymyślone są od podstaw. W postać mojego serialowego synka wciela się uroczy Tymek Szkopek.
Jestem zwolenniczką kufla do połowy pełnego, musi się znaleźć miejsce na piankę. Przy kuflu też bije ode mnie pozytywna energia.