Wydarzenia Bielsko-Biała

„Nie mamy sił walczyć dalej”. Koniec znanego bielskiego bistro

Fot. Maciej Chrobak

„Jarmużno”, jeden z najdłużej działających w Bielsku-Białej wegańskich lokali, zakończył działalność. Przegrał nie tylko z covidem i rosnącymi kosztami. Założycielka mówi wprost o powodach zamknięcia.

Pomysł na „Jarmużno” pojawił się dziesięć lat temu. Inspiracja była częściowo ideowa. Marta Meus, która stworzyła to miejsce, chciała doń przyciągnąć osoby o podobnych przekonaniach i wizji świata. Dzięki własnej wegańskiej kuchni mieli zyskać więcej czasu, by móc realizować śmiałe pasje, takie jak permakultura i ekologiczne budownictwo. – Gotowaliśmy od podstaw. Nie używaliśmy półproduktów. Jedynym artykułem kupowanym w sklepach była musztarda – uśmiecha się nasza rozmówczyni.

Wszystko szło dobrze, aż do pandemii. Była ona ciosem, po którym trudno już się było pozbierać. Wojna na wschodzie przyniosła kolejny kryzys. – Rosły koszty, coraz większym obciążeniem stawał się ZUS, podatki i ceny prądu – wylicza. – Zaczęliśmy się zapożyczać, żeby płacić rachunki. Ostatnio znów spadły obroty, wreszcie przyszło zmęczenie. Nie mamy sił walczyć dalej – dodaje z rezygnacją Marta Meus.

Zanik klasy średniej

„Jarmużno” w opinii założycielki przegrało walkę o byt także z innych powodów. – Zanikła klasa średnia, która była naszą naturalną klientelą – uważa Marta Meus. – Osoby zamożniejsze wybierają droższe restauracje, gdzie w menu są także dania wegańskie. Z kolei części naszych dotychczasowych klientów już nie stać, żeby nas regularnie odwiedzać. Zdarza się, że takie osoby zamawiają jedną porcję na pół – zdradza nasza rozmówczyni.

Marta Meus zwraca uwagę, że przed dekadą, kiedy otwierała lokal, markety nie prześcigały się jeszcze w ofercie dla wegan. – Teraz w każdym prawie sklepie spożywczym w lodówkach znaleźć można wiele tanich, wegańskich artykułów – przyznaje.

Wprawdzie bistro zamyka się nieodwołalnie pozostanie po nim jednak ślad. Hitem w jego ofercie był zawsze „Eliksir”, napar korzenno-ziołowy. Dostępny wyłącznie na miejscu, napój był szczególnie ceniony przez klientów. – Od czerwca rozlewany jest do butelek – przybliża Marta Meus. – Zamierzamy rozwijać jego sprzedaż, chcemy żeby był dostępny w wielu punktach Bielska-Białej – deklaruje z nadzieją.

google_news
Kronika Beskidzka prasa