Nowy rok szkolny to początek końca gimnazjów. Jak w nowej rzeczywistości odnajdą się uczniowie i nauczyciele?
Problemy nie znikną
Polscy uczniowie i kadra pedagogiczna powinni już być przyzwyczajeni do ciągłych zmian. -Rewolucje w oświacie mają u nas miejsce co kilkanaście lat. To nie ma żadnego związku z wynikami nauczania, przecież uczniowie naszych gimnazjów świetnie wypadali na tle rówieśników z Europy i świata. Podziwiają nas w świecie i teraz mówią: osiągnęliście tak wiele w tak krótkim czasie, dlaczego to zmieniacie, gdzie przyczyna? Moim zdaniem nie ma przyczyny, po prostu rządzący tak sobie wymyślili i tak ma być – mówi Gabriela Herzyk, prezes oddziału ZNP w Bielsku-Białej.
Związek Nauczycielstwa Polskiego od samego początku bardzo mocno krytykował reformę firmowaną przez Annę Zalewską, nie zostawiając na reformie suchej nitki, a minister wystawiając przysłowiową pałę na świadectwie. Minister i jej stronnicy przekonywali, że to z powodów politycznych: ZNP zawsze był kojarzony z lewicą, nie jest to odkrywcze, tak samo jak fakt, że nauczycielskiej „Solidarności” bliżej do prawicy („Solidarność” nie włączyła się w protesty nauczycieli, co wywołało oburzenie wielu z nich).
Przeciwnicy ZNP, na czele z minister Zalewską, wskazywali również, że związek, który teraz tak zażarcie broni gimnazjów, kiedyś był im przeciwny. –Rzeczywiście, na początku nie byliśmy zwolennikami gimnazjów. Obawialiśmy się, że to będzie zlepek dzieci z różnych środowisk w najgorszym wieku rozwojowym, w okresie buntu. Nauczyciele musieli się wszystkiego uczyć na nowo. To był trudny okres. Media nagłaśniały mnóstwo złych rzeczy, które działy się w gimnazjach. Ale przez kilkanaście lat istnienia tych placówek wykonano wielką pracę i szło to w dobrą stronę. Teraz to wszystko zostanie zmarnowane – uważa Gabriela Herzyk.
Jej zdaniem zlikwidowanie placówek jednego typu, w tym przypadku gimnazjów, nie oznacza zlikwidowania problemów. -Problemy wychowawcze nie znikną, tylko przeniosą się do innego typu szkoły. Pojawią się za to nowe problemy – choćby rozpiętość wiekowa. Kiedyś już tak było, ale rzeczywistość jest dzisiaj zupełnie inna niż kiedyś – mówi prezes lokalnego ZNP, mając na myśli na przykład wszechobecny Internet i przemoc, do której w nim dochodzi.
Nauczyciele do zwolnienia
Minister Anna Zalewska wiele razy zapewniała, że w wyniku reformy nie dojdzie do zwolnień nauczycieli. Jak to wygląda w praktyce? Najpierw pytamy w Miejskim Zarządzie Oświaty w Bielsku-Białej. Dyrektor Janusz Kaps przekonuje jednak, że jest zbyt wcześnie, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Na odpowiedź trzeba poczekać przynajmniej do końca września. Potwierdza to Gabriela Herzyk. –Wtedy dyrektorzy zrobią aneksy do arkuszy organizacyjnych. Ale zwolnienia będą, zresztą już są. Nasi zwolnieni członkowie idą z tym do sądów pracy – mówi, ale dopytywana uściśla, że nie są to nauczyciele z Podbeskidzia.
Jak więc jest u nas? -Na dzisiaj nie ma dużych zwolnień w naszym oddziale, obejmującym miasto Bielsko-Biała i osiem ościennych gmin. Najgorzej będzie w 2019 roku, wtedy będzie czarno na białym widać, ilu nauczycieli straciło pracę w wyniku reformy. A to nie tylko nauczyciele. Proszę też pomyśleć o pracownikach administracji i obsługi. Ci ludzie też pójdą na bruk, a często są to osoby w wieku przedemerytalnym, które już nie znajdą zatrudnienia – mówi Gabriela Herzyk.
Zwolnieni to jedna sprawa, inną grupę stanowią ci, z którymi nie przedłużono umowy. Mieli umowy na czas określony, teraz ich nie przedłużono. -To często ludzie młodzi, z pomysłem, kreatywni. Dyrektorzy innych szkół wolą dać godziny swoim pracownikom niż zatrudniać nowych – tłumaczy.
Młoda nauczycielka z jednej z gmin powiatu bielskiego prosi o anonimowość. Pracowała w gimnazjum siedem lat. Nie miała umowy na stałe, co roku przedłużano z nią umowę o rok, w szkołach to zresztą stała praktyka. Dawała z siebie wszystko, była bardzo lubiana przez dzieci. Okazało się, że po reformie nie ma już dla niej miejsca w szkole, nie zaproponowano jej żadnych godzin. Takich przykładów jest mnóstwo.
Wielu nauczycieli będzie miało zniżki godzin, co wiąże się oczywiście z mniejszym wynagrodzeniem. -Opowiadała mi dyrektor jednej ze szkół w okolicy, że ma połowę nauczycieli, którzy łączą etaty w trzech szkołach w gminie. To nie jest proste, bo przecież praca nauczyciela to nie tylko lekcje, ale i przygotowanie się, reprezentowanie szkoły, praca wychowawcza, pomoc uczniom słabszym czy zdolnym – wyjaśnia szefowa oddziału. Dodaje, że z kolei wśród starszych wielu wolało odejść na emeryturę, zniechęconych kolejną zmianą.
Rodzice niedoinformowani
Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego w takim razie nauczyciele tak słabo – mimo wszystko – się bronili? Dlaczego po ich stronie mocniej nie stanęli rodzice? -Rodzice nie są do końca poinformowani o skutkach reformy, nie wiedzą, jak będzie wyglądała. Bielsko sobie jakoś poradzi, bo ma duży budżet, ale w mniejszych gminach będzie znacznie gorzej. Kiedy tworzono gimnazja mocno na nie postawiono, zainwestowano na przykład w hale sportowe. Więc teraz niektóre szkoły podstawowe – te, do których zostaną włączone gimnazja – będą dysponowały nowoczesną bazą, a inne pozostaną z dużo gorszym zapleczem. I będą pytania rodziców: dlaczego moje dziecko idzie do gorszej szkoły? Nigdy nie mieliśmy specjalnie dużo telefonów od rodziców, a w czerwcu było takich telefonów mnóstwo. Rodzice nie mogli się odnaleźć w tym chaosie, chcieli się czegokolwiek dowiedzieć – opowiada Gabriela Herzyk.
A sami nauczyciele są podzieleni. Belfrzy z podstawówek czy liceów niekoniecznie solidaryzują się z tymi z gimnazjów. Tym bardziej, że – co tu się oszukiwać – wielu z nich skorzysta na nieszczęściu kolegów po fachu i ich kosztem dostanie więcej godzin. Część nauczycieli i rodziców niezadowolonych z reformy będzie jeszcze manifestować swój sprzeciw 4 września, a więc w dzień rozpoczęcia roku szkolnego. -Manifestacja, której szczegóły wkrótce poznamy, odbędzie się na pewno w godzinach popołudniowych, po inauguracji roku, więc uczniowie w żaden sposób nie ucierpią z tego powodu. Chcemy pokazać swój sprzeciw wobec reformy, w której nie dostrzegamy żadnych pozytywów – mówi Gabriela Herzyk. Ale oczywiście mleko już się wylało, reformy się nie zatrzyma, skoro nikt nie wziął pod uwagę wcześniejszych protestów.
-Ponad 900 tysięcy podpisów w sprawie referendum wyrzucono do kosza. Wcześniej protestowaliśmy w Warszawie, z Bielska-Białej pojechało pięć autobusów, ze strony rządu nie było żadnej reakcji. A przecież to właśnie obecnie rządzący tak głośno zapowiadali, że będą brali pod uwagę zdanie opinii publicznej… – mówi z żalem Gabriela Herzyk.