Nie tak wyobrażali sobie oświęcimscy fani hokeja wznowienie rozgrywek po reprezentacyjnej przerwie. I nie chodzi już o wygraną gdańskiej Automatyki, gdyż tę należało brać pod uwagę. Znów zawód sprawili ich ulubieńcy, którzy jeśli już nie mogli podgonić ekipy znad morza, to przynajmniej powinni nie stracić do niej dystansu bo rywalizowali z niżej notowanym Naprzodem Janów.
Spotkanie miało dla Unitów nie tylko spory ciężar gatunkowy, ale i smaczek. Od niedawna trenerem katowickiej ekipy jest bowiem nie kto inny, jak Josef Doboš, czyli szkoleniowiec, który jeszcze na początku sezonu prowadził oświęcimian. Początkowo wydawało się, że wiedza o byłych zawodnikach nic mu nie dała. Po pierwszej bezbramkowej tercji, w drugiej goście koncertowo wykorzystali dwa okresy gry w przewadze, zdobywając bramki po strzałach Martina Kasperlíka i Radima Haasa. Cóż z tego, gdy jeszcze w tej odsłonie Naprzód z nawiązką odrobił straty, a tuż po rozpoczęciu trzej tercji podwyższył na 4:2. Do dogrywki, która już oznaczała stratę punktu, doprowadził Jan Daneček. W dodatkowym czasie bramki już nie padły, a i w konkursie rzutów karnych krążek do bramki posłał tylko Jan Šeda, dając katowiczanom wygraną za dwa punkty, a Unii na otarcie łez pozostał tylko punkt, ale po prawdzie oznaczający stratę dwóch.
Naprzód Janów – Unia Oświęcim 5:4 ((0:0, 3:2, 1:2, d. 0:0, k. 1:0)