Wydarzenia Sucha Beskidzka Wadowice

Postawić Szczepana na nogi

Fot. Wojciech Ciomborowski

Szykował się do zaręczyn i budowy domu, by z przyszłą żoną wić w nim swoje gniazdko. Los okazał się jednak dla niego brutalny. Z niewiadomego powodu 28-letni mieszkaniec Bieńkówki, Szczepan Kachnic doznał udaru niedokrwiennego pnia mózgu i świat dla niego i jego najbliższych wywrócił się do góry nogami. Od kilkunastu miesięcy mozolnie walczy o powrót do zdrowia, ale w tym nierównym boju musi pokonywać nie tylko swoje słabości, ale i radzić sobie z kłopotami finansowymi.

8 maja 2017 roku. Ta data na zawsze zostanie w pamięci Szczepana Kachnica i jego najbliższych. – Syn znalazł sobie nową pracę, kupił samochód. W wakacje miał się oświadczyć. I nagle wszystko posypało się jak domek z kart – mówi Grażyna Kachnic, mama dzisiejszego 29-latka. Wspomina, że początkowo nic nie zapowiadało dramatu. – Syn źle się poczuł w pracy. Myślał, że to jogurt mu zaszkodził bo potem dolegliwości ustąpiły. Przyjechał ze Śląska do domu i poszedł spać – opowiada. Niedługo później znalazła go leżącego na podłodze. Do dziś podejrzewa, że syn chciał dojść do łazienki i wówczas jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Mężczyzna nie mógł jej tego powiedzieć, bo stracił mowę, a na jego twarzy rysowało się śmiertelne przerażenie. – Nie mogliśmy mu z żaden sposób pomóc. Gdy przyjechała karetka, nie mógł już ruszać nogami – mówi mama Szczepana.

DŁUGA DIAGNOZA

Choć od tamtych dni minął już ponad rok najbliżsi bieńkowianina nadal pamiętają o długich godzinach jakie spędzili w suskim szpitalu. Wspominają, że choć stan ówczesnego 28-latka był poważny, to lekarze zdawali się być spokojni i pewni, że życiu i zdrowiu Szczepana nie zagraża niebezpieczeństwo. – Podejrzewali, że Szczepan był pod wpływem narkotyków, ale tomografia, jak i toksykologia niczego nie wykazały. Mijały kolejne godziny i nadal nic nie było wiadomo, a stan zdrowia syna wciąż się pogarszał. Wszystko rozumiał i był świadomy, ale nic nie mówił.  Do rana całkowicie stracił władzę nad ciałem – wspomina Grażyna Kachnic. Z jej słów wynika, że dopiero po licznych konsultacjach ustalono, że syn doznał udaru mózgu. Po południu, czyli kilkanaście godzin po przyjęciu do suskiej lecznicy został przewieziony do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. – Lekarz od razu, jeszcze bez badań, postawił potworną diagnozę – udar niedokrwienny pnia mózgu. Niestety, po kilku godzinach się ona potwierdziła. Syn był już w bardzo złym stanie. Nie dawano mu dużych szans na przeżycie. Powiedziano nam,  że trzy kolejne dni będą decydujące – wraca do wydarzeń sprzed roku mama dzisiejszego 29-latka. – Ciężko rozmawiać z najważniejszą osobą w swoim życiu i nie móc jej powiedzieć, czemu to się stało i czy to wszystko skończy się dobrze, podczas gdy ta osoba potrafi jedynie ruszać oczami i raz na jakiś czas uronić łzę, szybko niknącą na rozpalonym policzku – mówi narzeczona bieńkowianina Kinga Burliga, która gdy ich marzenia waliły się w gruzy stanęła na wysokości zadania. Nie zostawiła swojego wybranka serca. Wręcz przeciwnie, rzuciła pracę i z Grażyną Kachnic przez wiele miesięcy całymi dniami opiekowały się Szczepanem.

Gdy bieńkowianin wygrał pierwszą bitwę o życie i wydawało się, że można zacząć myśleć o solidnej rehabilitacji jego organizm ponownie został wystawiony na wielka próbę. Złapał zachłystowe zapalenie płuc, które w jego sytuacji stwarzało ogromne zagrożenie dla życia. Znowu został przewieziony na oddział intensywnej terapii. Antybiotyki z jednej strony chroniły organizm, ale zarazem go osłabiały. To wszystko uniemożliwiało lub mocno ograniczało podjęcie szybkiej rehabilitacji.

Osoby, które chcą wesprzeć leczenie Szczepana Kachnica mogą dokonać wpłaty na konto: 32 1500 1067 1210 6008 3182 0000 z dopiskiem: dla Szczepana Kachnica. Na jego rzecz można również przekazać 1 proc. podatku (KRS: 0000272272, wpisując w rubryce „cel szczegółowy: dla Szczepana Kachnica.

SZPITALE ZAMYKAŁY PRZED NIM DRZWI 

Po jakimś czasie stan Szczepana Kachnica poprawił się na tyle, że mógł opuścić szpital specjalistyczny. Tyle tylko, że nadal był on tak zły, że żaden szpital nie chciał go przyjąć. – Znaleźliśmy prywatny Ośrodek Rehabilitacyjny w Krakowie, ale miesięczny pobyt w nim kosztuje co najmniej 19 tys. zł, a wraz z niezbędnymi zabiegami waha się w granicach 21 tys. zł. Co było robić. Sprzedaliśmy działkę, samochód. Liczy się tylko postawienie syna na nogi – mówi mama Szczepana. Podkreśla, że z pomocą przyszli sąsiedzi i nie tylko. Na rzecz Szczepana zorganizowano dwa festyny, a i sporą sumę przekazali darczyńcy, pragnący pozostać anonimowi. – Na początek pieniądze były, ale z miesiąca na miesiąc będzie coraz ciężej – zauważa Grażyna Kachnic, która niedawno znalazła w Krakowie rehabilitanta, który zapewnia zabiegi o kilka tysięcy taniej niż ośrodek. Teraz Szczepan każdego dnia przecz cztery godzinny dziennie ma tzw. ćwiczenia funkcjonalne, a ponadto godzinne zajęcia z logopedą, a ponadto przez dwie godziny tygodniowo pracuje z nim logopeda komunikacyjny. Rehabilitant zorganizował także seanse w komorze hiperbarycznej, mające na celu poprawienie dotlenienia mózgu. – Żebym mogła zabrać syna do domu to trzeba najpierw przystosować dom do jego potrzeb. Przede wszystkim Szczepan musi zacząć mówić. Już rusza ustami, ale jeszcze nie wydaje głosu. Ponadto czeka jeszcze operacja gardła – mówi mama 29-latka, spędzająca z nim niemal każdą chwilę pomiędzy zajęciami rehabilitacyjnymi. Gdy tylko może stara się ją odciążać Kinga Burliga, która niedawno na nowo podjęła pracę, ale wciąż regularnie odwiedza narzeczonego. – Trzeba spiąć pośladki i do przodu. Szczepanek nie może zostać sam. Cały czas czyni postępy. Małe, ale jednak, więc jest optymizm. Żaden lekarz nie powie wprost, czy się uda, czy też nie. Jeden powiedział nam, że rehabilitacja po takim udarze trwa do pięciu lat. Jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle samodzielnie nie pił, a tym bardziej nie jadł. Teraz już sam przełyka, więc może pić i jeść. Ma kartkę z alfabetem i pokazując kolejne litery może się z nami komunikować. Nie mówi, ale wszystko rozumie, rozpoznaje znajomych, choć ci czasem tego nie dostrzegają – opisuje postępy czynione przez narzeczonego. Podkreśla, że ustalenia wymaga przyczyna udaru. Zachodzi podejrzenie, że powstał skrzep i zatamował przepływ krwi. – Szczepan pracował na budowie. Mógł się o coś uderzyć i nawet tego nie poczuł. Tylko tyle i aż tyle mogło wystarczyć – mówi.

Fot. Wojciech Ciomborowski
Fot. Wojciech Ciomborowski
Fot. Wojciech Ciomborowski
Fot. Wojciech Ciomborowski
Fot. Wojciech Ciomborowski
Fot. Wojciech Ciomborowski
navigate_before
navigate_next

google_news