Wydarzenia Wadowice

Niedostępny dom

Jeszcze kilka lat temu wiodła tędy otwarta dla wszystkich droga. Dziś przecinają ją dwie bramy. Fot. Edyta Łepkowska

Trudno wyobrazić sobie sytuację, w jakiej znalazła się rodzina Ostafinów z Woźnik. To, czy ktoś dostanie się do jej domu lub go opuści, zależy od łaski i niełaski sąsiada, nota bene sołtysa wsi. Przez jego podwórko prowadzi bowiem dojazd na posesję Ostafinów, niegdyś otwarty i dostępny dla każdego, dziś strzeżony przez dwie bramy…

Adres, pod którym mieszka woźniczanka Elżbieta Wojciechowska oraz jej córka Monika Ostafin z mężem i dziećmi bardzo trudno jest odnaleźć. – Przed domem sołtysa trzeba skręcić w lewo – tłumaczy jeden z mieszkańców ulicy Zacisze w Woźnikach. Jego sąsiadka przytakuje i wskazuje ręką kierunek. Ale przed posesją sołtysa nie ma żadnej drogi, w którą można by było skręcić. Jest tylko ogrodzona nieruchomość znanego woźnickiego wikliniarza. W głębi widać jakieś zabudowania, lecz nie wiadomo, jak się do nich dostać. – To nie jest takie proste. Trzeba sforsować dwie bramy, które postawił sołtys – mówi kolejny zagadnięty mężczyzna.

76-letnia Elżbieta Wojciechowska podkreśla, że nie zawsze tak było. Do działki, która kiedyś należała do jej dziadków, potem rodziców, następnie do niej i jej męża, a wreszcie przeszła na własność córki, zawsze prowadził swobodny dojazd przez sąsiednią parcelę, przylegającą do ulicy Zacisze. – Sto lat temu obie nieruchomości stanowiły jedną całość. Z opowiadań mojej mamy wiem, że jej ówczesny właściciel podzielił ją pomiędzy dwie córki. Jedna z nich była bezdzietna, nie miała spadkobierców, więc swoją część działki przekazała Kościołowi. Przez wiele lat użytkował ją organista, ale w końcu kuria zadecydowała o sprzedaży tego gruntu. Kupili go rodzice obecnego sołtysa, Jerzego Rzepy – opowiada Elżbieta Wojciechowska.

BLOKUJE PRZEJAZD

Jak relacjonuje kobieta, podział dużej działki na dwie mniejsze spowodował, że tylko jedna z nich ma dostęp do drogi publicznej. Ale właściciele i użytkownicy drugiej mogli bez przeszkód przejeżdżać oraz przechodzić przez sąsiednią. Wydzielonym z niej traktem przewozili płody rolne, opał, materiały budowalne. – Najpierw moja mama wybudowała tutaj drewniany dom, potem ja z mężem postawiłam nowy, murowany – ten obecnie istniejący. Żyliśmy tu spokojnie, dopóki Rzepa nie zaczął nam robić problemów – wspomina seniorka. Kobieta twierdzi, że od kilku lat sołtys coraz bardziej utrudnia im korzystanie z drogi przecinającej jego działkę. Zwłaszcza wtedy, gdy chcą przejechać przez nią cięższymi pojazdami, choć czasem nie przepuszcza również samochodów osobowych.

Mamy ciągnik i własne maszyny rolnicze, ale nie możemy nimi wyjechać z obejścia. Muszę najmować inne do prac polowych, a to dla mnie ogromny wydatek, bo mam tylko tysiąc sto złotych renty. A jak nawet Rzepa wypuścił nas traktorem do wykopków, to już z ziemniakami nie pozwolił nam wrócić. Stanął samochodem w poprzek drogi. Musieliśmy wzywać na pomoc policję, ale mundurowi powiedzieli, że nie mogą nic zrobić, dopóki nie mamy wyroku sądowego dającego nam prawo przejazdu tą drogą – z płaczem mówi Elżbieta Wojciechowska.

JAK TU ŻYĆ?

Problem polega bowiem na tym, iż działka Jerzego Rzepy nie jest obciążona służebnością przechodu i przejazdu. Dopóki sąsiedzi mogli z niej bez ograniczeń korzystać, nie myśleli o tym, by sprawę uregulować. Zaczęła się o to starać dopiero córka Elżbiety, Monika Ostafin, na którą matka przepisała nieruchomość. – Najpierw chcieliśmy od sołtysa odkupić ten kawałek drogi albo zamienić go na część naszej działki. Niestety na żadną propozycję nie przystał, więc w końcu złożyłam do sądu wniosek o zasiedzenie – wyjaśnia młoda kobieta. Tymczasem sołtys ogrodził swoją własność, a na drodze wiodącej do domu Ostafinów wyrosły dwie bramy. Rok temu, gdy istniała jeszcze tylko jedna, sąd nakazał Jerzemu Rzepie natychmiastowe zdemontowanie jej na czas trwania sprawy o zasiedzenie. Ten jednak nakazem się nie przejął.

Czasem mam już dość wszystkiego. Jak przetrwamy zimę bez opału, jeśli sąsiad nie pozwoli nam go przewieźć? Mam trójkę dzieci, najmłodsze zaledwie czteromiesięczne i chorowite od urodzenia. Sprzedałabym ten dom, ale przecież nikt go nie kupi, skoro nie ma dostępu do drogi publicznej i w dodatku znajduje się na terenie zalewowym. Albo przeprowadziłabym się z mężem i dziećmi do teścia, który mieszka w Wyźrale, gdybym nie bała się zostawić tutaj mamy. Ma chore serce i te wszystkie problemy szybko by ją wykończyły, gdyby musiała się z nimi borykać sama. A sprawa w sądzie pewnie jeszcze nieprędko się zakończy – mówi zdesperowana Monika Ostafin.

NIECH SPZĄTAJĄ I ZAMYKAJĄ

Jerzy Rzepa i jego żona Kazimiera zarzekają się, że ani Elżbieta Wojciechowska, ani jej córka nie zwróciły się do nich z prośbą o wykupienie czy zamianę na inny kawałka działki, który chcą wykorzystywać jako dojazd do swojej posesji. – Kompletnie nikt z nami na ten temat nie rozmawiał. Gdy zobaczyliśmy wezwanie do sądu, dosłownie oczy nam na wierzch wyszły. Z początku w ogóle nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Gdyby Ostafinowie przyszli i grzecznie z nami porozmawiali, na pewno byśmy się dogadali. Na razie jednak żadnej drogi tutaj nie ma – podkreśla sołtys, pokazując mapę, na której żaden trakt rzeczywiście nie przecina jego gruntu. – Wojciechowska miała drogę do domu z innej strony. Ale sprzedała ją sąsiadom w siedemdziesiątym dziewiątym roku – twierdzi. Jednak droga, o której wspomina Jerzy Rzepa, również nie figuruje na mapie. Zaś Elżbieta Wojciechowska zapewnia, że nigdy jej nie było. – Mamy przecież adres przy ulicy Zacisze. Nie przypisano by nas do niej, gdybyśmy mieli dojazd od innej – argumentuje kobieta.

Sołtys wyjaśnia, że nie pozwala na przejazd przez swoją posesję pojazdami powyżej 1,5 tony, ponieważ takie ograniczenie obowiązuje na całej ulicy Zacisze. A innych utrudnień sąsiadom by nie czynił, gdyby tylko zamykali bramy wjazdowe na teren jego ogródka i sprzątali po sobie błoto i śmieci, które zostawiają przejeżdżając przez utwardzone podwórko. – Ale powiedzieli mi, że u nas sprzątać nie będą. A kiedy nie zamykają bramy od strony ulicy, co bardzo często się zdarza, nasze kury wychodzą na drogę. Już trzy zginęły pod kołami samochodów. Jak tak dalej pójdzie, to wyjeżdżając z domu będę musiał zamykać bramę na kłódkę – denerwuje się Jerzy Rzepa. Jak dodaje, nie respektuje sądowego nakazu usunięcia bramy, ponieważ został on wydany bez jego udziału, na posiedzeniu niejawnym. – Poza tym, ponoć miał tu przyjechać komornik, żeby ją zdemontować. Dlaczego tego nie zrobił? – dziwi się sołtys.

WÓJT WIDZI ŚWIATEŁKO

Włodarz gminy Tomice Witold Grabowski mówi, że jeszcze niedawno z drogi wiodącej przez posesję Rzepy korzystali również sąsiedzi z innego domu, którzy jednak są w o niebo lepszej sytuacji niż Wojciechowska i Ostafinowie, ponieważ ich działka graniczy z drogą gminną. Gdy zaczęły się problemy ze swobodnym przejazdem, wybudowali sobie własny dojazd, dzięki czemu nie są już zdani na łaskę i niełaskę sołtysa. – Jakiś czas temu próbowałem prowadzić mediacje między Rzepami i Ostafinami. Zaproponowałem przejęcie spornej części działki na rzecz gminy. Jedni i drudzy by na tym skorzystali, bo utwardzilibyśmy drogę i utrzymywalibyśmy ją, ale państwo Rzepowie odmówili. Jednak ta oferta jest nadal otwarta, w każdej chwili mogą z niej skorzystać – zapewnia wójt, dodając z nadzieją: – Wciąż liczę na to, że obie strony dojdą do kompromisu, dzięki czemu będą stanowić wzór dla innych. Jest w gminie niejeden podobny konflikt, znacznie bardziej zaogniony. Ale w tym przypadku widzę światełko w tunelu.

W domu, którego właścicielką jest obecnie Monika Ostafin, mieszka również jej mąż i trójka dzieci, matka, a okazjonalnie także brat. Fot. Edyta Łepkowska
Elżbieta Wojciechowska argumentuje, że nie dostałaby adresu przy ulicy Zacisze, gdyby miała dojazd od innej. Fot. Edyta Łepkowska
navigate_before
navigate_next

google_news
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Franuś
Franuś
6 lat temu

Czy czasem nie było tak, że przed końcem roku 2015 radni z komisji rewizyjnej pozbyli się tematu rozpatrzenia skargi Ostafinów na rzecz wójta? Podjęto uchwałę bez żadnych wskazań czego dotyczy sprawa, bez bliższego uzasadnienia, że to nie komisja rewizyjna ma rozpatrzyć skargę lecz wójt. W ciągu dalszym potrzeby ujawnienia losu skargi – już nie ujawniono jak ją załatwiono przez wójta. A chyba nie jest tak, że jak jest podjęta uchwała w sprawie skargi, którą rozpatrywała wcześniej komisja rewizyjna i trafia do wójta to jest to dalej prywatna sprawa między wójtem i skarżącym. Bo skargi standardowo ma rozpatrywać komisja rewizyjna i… Czytaj więcej »

Franuś
Franuś
6 lat temu

Według przysięgi, którą składają radni, mają oni działać także na rzecz dobra mieszkańców a nie tylko na rzecz dobra gminy w pojęciu urzędu. Należy przez to rozumieć, że powinni pochylać się nad takimi sprawami jak ta, brać czynny udział w jej rozwiązaniu.

Franuś
Franuś
6 lat temu

Co na to przewodniczący rady gminy, radni w sołectwie Woźniki? Rada gminy ma nadzór nad sołectwami.

Franuś
Franuś
6 lat temu

Chyba nie taki powinien być standard aby gmina przejmowała (wykupywała), utwardzała i później utrzymywała prywatną drogę jako ślepą drogę gminną prowadzącą do 1 posesji. Płonne to nadzieje liczyć na to, czekać, że zwaśnione strony, gdzie Ostafinowie wystąpili na drogę sądową – dogadają się. Może tak do mediacji włączyć innych sołtysów tworzących komitet wyborczy dla wójta lub włączyć proboszcza. Wzoru dla innych już nie będzie w tym przypadku bo jest to już antywzór gdzie w konflikcie występuje w sposób czynny sołtys. Nie ma tu nic do rzeczy, że w gminie jest niejeden podobny konflikt bardziej zaogniony. Jeśli takie są – trzeba… Czytaj więcej »