Magiczny to czas, rzeczywiście, kiedy polityków udaje się namówić na garść zwierzeń z życia prywatnego. Zapytaliśmy kilku z nich, jak wspominają święta z czasów, gdy ledwo odrośli od ziemi…
Czy ktoś mógłby dzisiaj, patrząc na Jarosława Klimaszewskiego, prezydenta Bielska-Białej, uwierzyć, że choinka, prezenty, śnieg i pierwsza gwiazdka mogą mu się kojarzyć z… pomarańczami? A tak właśnie jest.
– Pomarańcze, tak – wspomina Jarosław Klimaszewski. – Ich zapach i smak, jakiego dzisiaj trudno się doszukać. Właśnie z tymi owocami kojarzą mi się najbardziej święta, gdy miałem parę lat. Przecież wtedy cytrusy były tylko dwa razy do roku!
Obecny prezydent będąc dzieckiem spędzał święta Bożego Narodzenia u dziadków.
– Jeździliśmy z rodzicami do małej wsi pod Wieluniem, bo stamtąd pochodzi mój tata – tłumaczy Jarosław Klimaszewski. – U dziadków to była taka tradycyjna wigilia. Potrawy te, co trzeba, wolne miejsce przy stole i ten przepyszny barszcz z uszkami…
Mały Jarosław jak każde dziecko, najbardziej cieszył się jednak z prezentów.
– Nie będę pewnie oryginalny, ale prawda jest taka, że dostawałem samochodziki – wspomina obecny włodarz Bielska-Białej. – Miałem nawet taki pojazd na baterię, z kablem do sterowania, i to było coś!
O tak „bogatym” prezencie, w czasach dzieciństwa nie mogła pomarzyć dzisiejsza posłanka Mirosława Nykiel.
– Wtedy była bieda w kraju, nikt nawet nie myślał o drogich prezentach – tłumaczy pani Mirosława. – Cieszyliśmy się z drobiazgów: jakiejś czekolady, paczki ciastek, to nie było aż tak ważne. Radość płynęła głównie z tego, że cała rodzina może być razem.
Dawne święta Bożego Narodzenia to dla Mirosławy Nykiel również wspomnienie śpiewów przy choince z jej babcią, a także niezapomniany smak potraw świątecznych.
– Była kutia na słodko z miodem, barszcz z uszkami i pierogi – wylicza posłanka. – No i pomarańcze! Ich zapach zawsze już kojarzyć mi się będzie właśnie ze świętami i choinką.
Świątecznych pomarańczy nie było tymczasem w domu rodzinnym Janusza Okrzesika, szefa bielskich radnych.
– Była za to tradycja – mówi pan Janusz. – I jak tak dzisiaj o tym myślę, to sądzę, że właśnie ona, tradycja i powtarzalność, to że zawsze te święta nadchodzą, że jest pierwsza gwiazdka, prezenty pod choinką, to właśnie stanowi o wartości tych świąt. Ta zwyczajność jest dla mnie w tym najcenniejsza.
Jest jednak coś z czym Janusz Okrzesik kojarzy święta Bożego Narodzenia z czasów dzieciństwa.
– To śnieg – wzdycha z wyraźną nutką żalu w głosie pan Janusz. – Zawsze był wtedy śnieg. Tak to pamiętam.
Dokładnie tak samo o świątecznych czasach sprzed lat opowiada poseł Mirosław Suchoń:
– Jeśli mam być szczery, to święta z czasów, gdy byłem dzieckiem kojarzą mi się zwłaszcza ze śniegiem. Nigdy go nie brakowało w okresie świątecznym i dla nas, dzieciaków, była to duża frajda.
Mirosław Suchoń pamięta tamte lata poprzez pryzmat rodzinnych spotkań, tradycyjnych potraw i prezentów.
– Za dużo możliwości nie było – wzdycha obecny poseł. – Mnie dostawały się najczęściej skarpety…
Skarpetami był też jako dziecko i młodzieniec obdarowywany z okazji świąt bożonarodzeniowych poseł Przemysław Drabek.
– Ten motyw się powtarzał – śmieje się poseł. – Ale i tak najwspanialszy był dla mnie zapach pieczonych ciast. No i pomarańcze… Nieodłączny wówczas element świąt. Kiedy pojawiały się było wiadomo, że to święta właśnie. A później pasterka. Trzeba było się ciepło ubierać, bo zimy były prawdziwe, nie to co teraz.
Pomarańcze to jeden z symboli świątecznych z zamierzchłych lat również dla wiceprezydenta Przemysława Kamińskiego.
– One chyba każdemu z naszego pokolenia tak się właśnie kojarzą – zastanawia się wiceprezydent. – Dla mnie właśnie one i zupa grzybowa pachą świętami.
Przemysław Kamiński święta spędzał najczęściej z rodzicami wyjeżdżając do babci mieszkającej pod Opolem.
– To były niezapomniane chwile – wspomina teraz. – Ta atmosfera, cała rodzina, choinka. Było po prostu pięknie.
Jako cudowny czas, okres świąt Bożego Narodzenia z lat dziecinnych wspomina też radny Karol Markowski.
– Piękne czasy to były… – wzdycha z utęsknieniem radny. – Była cała rodzina i to było fajne. I oczywiście prezenty. Pamiętam, jak się cieszyłem, gdy dostałem zdalnie sterowany samochodzik.
No cóż… Takie to były czasy, gdy w sklepach mało co było, a pomarańcze i banany pojawiały się wyłącznie dwa razy do roku. Trudno więc się dziwić, że dla większości tych, którym najmłodsze lata przyszło spędzić w tych dziwnych i chudych latach kojarzą się one właśnie z egzotycznym wówczas owocem.
Proszę o pilne włączenie się w modlitwę różańcową w intencji ks. Pawła Miraszewskiego.