Wydarzenia Bielsko-Biała

Bezdomni od lat rządzą pod Klimczokiem. Natarczywie zaczepiają przechodniów o pieniądze

Fot. Marcin Płużek

Okolice domu handlowego Klimczok w Bielsku-Białej opanowali menele, którzy coraz bardziej natarczywie zaczepiają przechodniów o pieniądze. I nie ma na nich mocnych.

Bielszczanka opowiada nam, jak przechodziła w środku dnia obok Klimczoka wraz z dzieckiem. Tuż obok, pod schodami prowadzącymi na górny pasaż domu handlowego, jakiś menel załatwiał potrzebę fizjologiczną… To niestety nie jest wyjątkowy epizod, to raczej norma w tamtym miejscu.

Zostaliśmy sami

„Kierowniku, kup mi coś co jedzenia” – to stały tekst niektórych meneli. – Moją sugestię, że skoro jest głodny to powinien pójść na obiad do „Brata Alberta”, jeden z nich skomentował dosadnym przekleństwem – opowiada nam inny czytelnik.

Upodobali sobie zwłaszcza chodnik położony na południowo-wschodnim narożniku Klimczoka, tam gdzie rozpoczyna się kryty przechód wiodący w kierunku rzeki Białej. Tam można spotkać ich najczęściej, tam dają się najbardziej we znaki.

– To jakiś dramat. Tak jest od lat, nikogo to nie obchodzi, zostaliśmy z tym sami – przekonuje kobieta prowadząca tuż obok punkt gastronomiczny. Wiele już widziała. – Pijany menel wszedł do ogródka gastronomicznego, gdzie siedziała rodzina z dzieckiem i coś konsumowała. Bez obciachu spuścił spodnie w dół, przykucnął i – nie będę mówić co było dalej. Nie ma chyba dnia, abo rano nie trzeba sprzątać z trotuaru odchodów – dodaje z obrzydzeniem kobieta.

Z relacji innej kobiety pracującej w pobliżu wynika, że ludzie ci są coraz bardziej nachalni wobec przechodniów. Zaczepiają klientów okolicznych sklepów i lokali gastronomicznych. I robią to w sposób wręcz rozbójniczy. – Są nieustępliwi i potrafią nagabywać klientów aż do skutku, nie robiąc sobie nic z tego, że ktoś im odmawia. Tymczasem nie wszyscy nagabywani potrafią być stanowczy. Niektórzy fundują im przekąski z potrzeby serca. Pamiętam, jak raz jakaś pani zlitowała się nad takim człowiekiem i postanowiła kupić mu coś na obiad. Gdy wyjęła pieniądze, aby zapłacić i położyła je na ladzie, ten porwał kasę i uciekł – tłumaczy.

Bezradne służby

Co na to policja i straż miejska? – Już nawet nie przyjmują od nas zgłoszeń – twierdzi ekspedientka. Dodaje, że raz za czas pojawi się tu jakiś patrol, czasami nawet policjanci kogoś spiszą, lecz sami przyznają, że za wiele zrobić nie mogą. Nie można bowiem ukarać kogoś mandatem tylko za to, że przebywa na trotuarze. Strażnicy miejscy pojawiają się kilka razy dziennie, lecz – jak relacjonują nasi rozmówcy – zazwyczaj tylko przejeżdżają i nawet nie wychodzą z samochodu, a całe podejrzane towarzystwo niewiele sobie z tego robi. Widząc nadchodzący czy nadjeżdżający patrol po prostu zachowują się spokojniej.

Miejsce ich urzędowania położone jest na terenie należącym do PSS Społem (DH Klimczok jest własnością spółdzielni). – Nasza ochrona nie może ich przeganiać, nie może użyć wobec nich siły czy innych środków przymusu, bo nie ma do tego uprawnień – przyznaje otwarcie Karol Gońka, prezes PSS Społem. Jedyne, co pracownicy ochrony mogą zrobić w takich sytuacjach, to przekonywać te osoby, aby opuściły teren. – I nasi ochroniarze cały czas to robią – podkreśla. Przeganiani mają jednak swoje sposoby. Kupują coś najtańszego w którymś z okolicznych punktów gastronomicznych i – jako klienci – całymi godzinami przesiadują w ogródkach (zwłaszcza w pobliskim KFC) i nic im nie można zrobić. Prezes Gońka mówi, iż pomocy w walce z tym procederem ze strony straży miejskiej w praktyce nie ma żadnej.

– Zwracamy się do straży miejskiej czy policji, ale oni uważają, że jest to teren prywatny i oni nie mają tu nic do roboty. To my mamy utrzymywać tu porządek. Bezdomni mają tego świadomość – mówi prezes. A pracownicy ochrony mają wiele innej roboty i nie mogą się zajmować na okrągło menelami zaczepiającymi przechodniów.

Strażnicy mają świadomość

Co na to straż miejska? – Mamy świadomość, że niestety w centrum miasta, zwłaszcza w okolicach Klimczoka gromadzą się i przebywają bezdomni – przyznaje Krystian Kowalczyk, zastępca komendanta bielskiej straży miejskiej. Podkreśla jednak, że do momentu, gdy takie osoby nie popełniają wykroczenia, straż miejska nie ma żadnych uprawnień, aby je przepędzać czy dyscyplinować w inny sposób. Z jego wypowiedzi wynika, że strażnicy mogą podjąć interwencje dopiero wtedy, gdy dochodzi do wykroczenia, np. picia alkoholu w miejscu publicznym, zaśmiecania terenu czy zachowań nieobyczajnych.

O tym, że straż miejska nie bagatelizuje problemu, ma świadczyć m.in. fakt, iż dla obszaru, o którym mowa, została założona tak zwana karta zadania doraźnego. Takie miejsca są kontrolowane przez strażników w sposób szczególny. Stąd wzmożona ilość patroli, o których wspominała nasza rozmówczyni.

Jeśli tylko zachodzą do tego przesłanki, strażnicy – zapewnia komendant – zawsze podejmują pod Klimczokiem interwencje. I podkreśla, że nie ma tu znaczenia, iż jest to teren prywatny. Traktowany jest bowiem jako miejsce publiczne ogólnodostępne. Dość często ujawniane są tam przypadki spożywania alkoholu lub – jak określa to prawo – żebractwa oszukańczego lub natarczywego. A takie tylko traktowane jest jako wykroczenie. Pierwsza z tych przesłanek zachodzi, gdy osoba żebrząca posiada środki do egzystencji i jest zdolna do pracy, a mimo to próbuje zdobywać w ten sposób pieniądze. Za natarczywe uznaje się z kolei, kiedy osoba żebrząca łapie kogoś za rękę, zastępuje mu drogę, uniemożliwiając przejście czy używa wobec niego wulgarnych słów i zaczepek. Strażnicy podejmują w takich przypadkach interwencje i rozliczają sprawców zgodnie z kodeksem wykroczeń. – Możemy taką osobę pouczyć lub ukarać mandatem albo skierować wniosek o ukaranie do sądu – wyjaśnia Krystian Kowalczyk.

Niektórzy wolą kebaba

Strażnik może ukarać taką osobę mandatem w wysokości maksymalnie 500 zł. Może to być mandat gotówkowy lub kredytowany. Czy jednak ktoś jest w stanie wyegzekwować te należności? – Można się zdziwić, bo zdarza się, iż takie osoby, przyłapane na wykroczeniu i ukarane mandatem, bez szemrania płacą od razu nałożoną na nich karę – mówi Krystian Kowalczyk. W przypadku wniosków do sądu czy mandatów kredytowych, straż miejska nie zajmuje się windykacją tych należności.

Pytamy więc w Urzędzie Miejskim w Bielsku-Białej. W ubiegłym roku straż miejska wystawiła łącznie 1399 mandatów za spożywanie alkoholu w miejscach publicznych (na kwotę 116 160 złotych), 35 mandatów za zakłócanie porządku (na kwotę 6150 zł), 12 mandatów za żebranie (na kwotę 1370 zł) i 10 mandatów za nieobyczajne zachowanie (na kwotę 1150 zł). Ściągalność należności w 2022 roku z tytułu mandatów nałożonych za zakłócania porządku kształtowała się na poziomie 22 proc., za żebranie na poziomie 7,3 proc., a za nieobyczajne zachowanie na poziomie 35 proc. – takie dane przekazał nam rzecznik bielskiego Ratusza Tomasz Ficoń. Dodał, że w przypadku mandatów karnych nałożonych za spożywanie alkoholu w miejscach publicznych nie da się podać konkretnej informacji o ściągalności z uwagi na ilość tych mandatów.

Brak skuteczności w działaniach często wynika z nieobecności ukaranego w miejscu zamieszkania, niezgłaszania się na wezwanie oraz z faktu, że zobowiązani posiadają znaczne zaległości na rzecz innych wierzycieli, którym przysługuje pierwszeństwo zaspokojenia. Rzecznik zapewnia jednak, że żaden taki przypadek nie jest pozostawiony bez dalszego biegu i należności są bezwzględnie ściągane, gdy tylko pojawi się taka możliwość.

– To sami ludzie doprowadzili do sytuacji, że teraz nie da się przejść obok Klimczoka nienagabywanym przez bezdomnych. Przechodnie dają im pieniądze albo kupują jedzenie, więc ci korzystają z nadarzającej się okazji – przekonuje nasza rozmówczyni. Zaznacza, że ludzie może i robią to w odruchu zwykłej dobroci, lecz wszystko to obraca się w końcu przeciwko nim. – Nie jest tak – podkreśla – że oni głodują i nie mają na nic pieniędzy. Wolą jednak przeznaczyć je na alkohol. Jedzenia też im nie brakuje, a są w tej kwestii bardzo wybredni. Gdy w stołówce Brata Alberta serwują coś mniej atrakcyjnego, wolą stać pod Klimczokiem i żebrać o zapiekankę, kebaba lub obiad w pobliskiej stołówce.

google_news