Developerzy nie mają litości i pożerają tereny znajdujące się coraz bliżej gór. Ale takie ich zbójeckie prawo, powstałe m.in. dzięki uchwałom radnych – kolejne dwa tzw. aparthotele powstać mają tym razem w pobliżu ronda Nila przy ulicy Karbowej w Bielsku-Białej.
Stąd już tylko rzut przysłowiowym beretem i jesteśmy w górach. Bielszczanie zastanawiają się, jeszcze półżartem, pół serio, czy przyjdzie czas, że developerka zakwitnie już na samych zboczach. Oby nie. Tymczasem jednak faktem jest, że znany bielski developer nosi się z zamiarem budowy tzw. aparthoteli przy ulicy Karbowej.
– To mogą być dwa obiekty, jeden duży, albo trzy małe – słyszymy w Bud-Maxie. – Tego jeszcze do końca nie wiadomo. – Wolelibyśmy, aby stanęła tam mieszkaniówka, ale z planu zagospodarowania przestrzennego wynika, że tak być nie może. To dla nas też gorsze rozwiązanie, bo klient musi zapłacić znacznie więcej (aparthotele obłożone są 23 procentowym vatem).
To po co tam budować? Odpowiedź jest, jak się okazuje prosta i logiczna.
– My jesteśmy od inwestowania i zarabiania na tym – tłumaczy nasz rozmówca z Bud-Maxu. – Szukamy terenu, kupujemy go i budujemy. Tereny pod Szyndzielnią są atrakcyjne więc skoro przepisy nam tego nie zabraniają, to dlaczego mielibyśmy tego nie robić? Kiedyś radni uchwalili taki, a nie inny plan i dzisiaj jest określony efekt.
Nikt nie jest wróżką
To prawda. Teren, na którym powstać mają aparthotele objęty jest planem zagospodarowania przestrzennego uchwalonego jeszcze w 2005 roku za prezydentury Jacka Krywulta i radnych, z których tylko kilku zasiada w radzie miejskiej również dzisiaj. Trudno mieć więc pretensje do inwestora, który wykorzystuje jedynie sytuację stworzoną kiedyś przez władze miasta. Jednak i do ówczesnych włodarzy i radnych pretensji być nie powinno. Dlaczego?
– Bo kiedy uchwalano wspomniany plan nikomu do głowy nie przyszło, że kiedyś, za ponad dziesięć lat, w naszym obrocie prawnym występować będzie coś takiego, jak aparthotel – tłumaczy Roman Matyja, bielski radny.
Uchwalony wówczas plan zagospodarowania przestrzennego m.in. podstocza wykluczył na terenie tym zabudowę mieszkaniową, dopuszczając usługi, w tym hotelarstwo.
– Zapewne miano na myśli jakieś małe hoteliki typu pensjonat, dla turystów chcących korzystać z uroków Szyndzielni, czy Dębowca – uważa Matyja.
Wyrosną jak grzyby po deszczu
Przyszedł jednak taki czas, kiedy w Polsce pojawiło się pojęcie aparthotelu, którego ideą jest obiekt spełniający standardy hotelowe, ale posiadający w swoim zasobie apartamenty. Mogą go kupować osoby na przykład fizyczne, po to, aby później taki lokal wynajmować na krótkie okresy czasu, na przykład turystom. Nie są to jednak w myśl prawa mieszkania, a lokale użytkowe. Dlatego objęte są nie 8 procentowym vatem, jak mieszkania, a 23 procentowym. Ponieważ wspomniany plan dopuszcza budowę obiektów o charakterze usługowym, mogą tam powstać właśnie aparthotele. W praktyce okazuje się jednak, że często ci, którzy w nie inwestują sami w apartamentach mieszkają. Płacą więcej, nie mogą się zameldować, jak w typowym mieszkaniu, ale nikomu to, jak widać, nie przeszkadza.
– Ważne, że mieszkają w atrakcyjnym miejscu – sądzi radny Matyja, podobnie zresztą jak Przemysław Kamiński, zastępca prezydenta Bielska-Białej.
– W ogóle uważam, że te tereny trzeba było jednak zostawić w części właśnie pod niską zabudowę mieszkaniową, może jednorodzinną – twierdzi Kamiński. – Jest jednak, jak jest i my, jako władze miasta nie możemy blokować tam budowy aparthoteli.
Kamiński uważa ponadto, że w przyszłości w rejonie tym podobnych obiektów będzie znaczne więcej.
– Jest tam jeszcze sporo wolnego miejsca – mówi.
Sposób na ostre zęby
Zresztą, czy wszyscy są niezadowoleni? Raczej nie skoro popyt na mieszkania w atrakcyjnych lokalizacjach, mimo wysokich kosztów, wciąż jest duży. Chętni na apartamenty w nowych obiektach tuż pod stokami Szyndzielni będą jednak się musieli uzbroić w cierpliwość.
– Nasze inwestycje w całym mieście wyhamowują – nie ukrywa nasz rozmówca z Bud Maxu. – Powodem są ceny materiałów budowlanych.
Nie wiadomo więc, kiedy budynki przy Karbowej ostatecznie zostaną zrealizowane. Ale przyjdzie ten czas, zmieniając kolejny raz krajobraz w najatrakcyjniejszej widokowo części Bielska-Białej. Chyba, że radni zaczną się zastanawiać nad zmianą planu zagospodarowania przestrzennego.
– Jest taka możliwość – twierdzi Roman Matyja. – Można wprowadzić więcej ograniczeń w ewentualnych inwestycjach tak, aby developerzy nie ostrzyli sobie zębów na te tereny. Aby ich po prostu zniechęcić.
Szkoda, że panowie “przedsiębiorcy” z pato-Bud-Max nie słyszeli o czymś takim jak społeczna odpowiedzialność biznesu.
Skoro takie mamy prawo które pozwala na taką patodeweloperkę to to wykorzystują , ktoś z Pisu ma tam na pewno interesy więc może to dozwolone oni mogą ją nie
Co ma pis do rzeczy? Krywult i obecny prezydent byli niezależni, wspierani przez PO. Bielsko to ostoja “obywatelskich” czy to platfohma, czy koalicja.
Fajnie, radny 17 lat temu podpisał się pod zachętą do budowania blisko gór a teraz będzie podpisywał się pod zniechęceniem. Niech no tylko ktoś od prezydenta ułoży w planie, póki co jest czas na zastanowienie, oby zdążyli nim góry będą zabudowane. Pan radny uchwalił a zastępca prezydenta jest bezradny bo radny uchwalił.
W 2005 roku nie byłem członkiem Rady Miasta. .
Wypowiada się jeszcze drugi radny, pan redaktor pisze, że dziś zasiada w Radzie Miasta kilku z tamtego czasu, nie będę szukał kto to. Jeśli nawet nie jest się radnym z 2005 r. – może można poczuć się dziś odpowiedzialnym za tamten czas i naprawić?
Pilnie naprawić.