Wydarzenia Bielsko-Biała

Bielsko: Ma dom, a musiała mieszkać pod namiotem

Bielszczanka rozpacza, bo – jak mówi – zamiast żyć z dziećmi we własnym domu, musi koczować pod namiotem. Nie może zmusić lokatorów do opuszczenia posesji i może tylko czekać na rozstrzygnięcie sporu przed sądem.

Izabela Żaczek jest właścicielką ponadstumetrowego domu w Komorowicach. Jednak mieszka w innej części osiedla. – Mam dom, ale musiałam rozbić na mojej drugiej działce… namiot. Pod opieką mam troje dzieci – córki w wieku trzech i ośmiu lat oraz szesnastoletniego syna. Są wakacje, ale życie pod namiotem na dłuższą metę jest niemożliwe – opowiada ze łzami w oczach. Namiot obecnie, po deszczach, stoi w błocie. W przedsionku stoją krzesła biurowe, a w środku są dwa „pokoje” ze skromnymi materacami i kilkoma dziecięcymi zabawkami. Izabela Żaczek na stałe mieszka w Niemczech, ma firmę, ale – jak wyjaśnia – od września chciała zamieszkać w domu w Bielsku-Białej i już zapisała tu dzieci do szkół.

Problem polega na tym, że doszło do kuriozalnego sporu z najemcami mieszkania – małżeństwa z czworgiem dzieci, w tym dwojgiem niepełnoletnich. – Wynajęłam im dom w listopadzie 2011 roku. Zostałam wtedy zmuszona do wyjazdu przez byłego męża i musiałam to zrobić. Jednocześnie podpisaliśmy umowę przedwstępną na sprzedaż domu. Miałam otrzymać 70 tysięcy złotych zadatku, ale otrzymałam tylko 10 tysięcy. Ponadto przez 36 miesięcy nie płacili po 1,9 tysiąca złotych rat kredytu zaciągniętego przeze mnie na ten dom, więc byłam zadłużona już na 53 tysiące – mówi. Dodaje, że w 2014 roku sporządzono umowę najmu, później unieważnioną. – W końcu mieszkali bez żadnej umowy, ale porozumieliśmy się, że zaczną płacić. Przez rok płacili po 1,1 tysiąca, ale teraz ja muszę to robić, a zadłużenie wynosi 34 tysiące złotych. Dostają upomnienia, ale od października nic się nie zmienia. Czują się w moim domu jak u siebie, ale mieliśmy tylko umowę przedwstępną, a do jej realizacji nie doszło. Dom jest więc mój, ale nie chcą się wynieść – załamuje ręce Izabela Żaczek.

– Dom jest wart ponad 400 tysięcy złotych, a mieszkają w nim ludzie, którzy zapłacili tylko niewielką część tej kwoty. Sama chętnie kupiłabym i milion nieruchomości w tak promocyjnej cenie – ironizuje. – W październiku próbowałam wejść do siebie w asyście policjantów, ale ci powiedzieli mi, że będę odpowiadać za… naruszenie miru domowego. Co to za prawo, które za nic ma własność? – irytuje się.

11 sierpnia odbyła się druga rozprawa. Przed Sądem Rejonowym w Bielsku-Białej Izabela Żaczek domaga się eksmisji lokatorów. – Proces trwa od początku roku, a linią obrony jest przeciąganie sprawy. Uważam, że sądowi powinno zależeć na jak najszybszym ogłoszeniu wyroku, bo chodzi tu o dobro dzieci. I o sprawiedliwość, bo jak długo mam pełnić rolę Świętego Mikołaja i sponsorować komuś miejsce do mieszkania, gdy sama nie mam się gdzie podziać? – stwierdza kobieta.

„Beskidzka24” zamierzała przedstawić także stanowisko drugiej strony konfliktu. Ale do tej pory wypowiedź adwokata lokatorów nie została przez niego autoryzowana.

Aktualizacja

Konflikt się zaostrza

Sądowy proces się przedłuża, kobieta miała dość życia pod namiotem i postanowiła wynająć część domu komuś innemu. Gdy do tego doszło, poprzedni lokatorzy się wyprowadzili, a do domu wróciła też jego właścicielka.

Wedle reprezentanta pozwanej przez Izabelę Żaczek rodziny, sposób, w jaki się jej pozbyto, był skandaliczny. – 14 sierpnia o 7.30 wtargnęła do domu zajmowanego przez moich klientów. Do domu weszło 7 ludzi, tzw. koksów, którzy uzbrojeni w gaz paraliżujący oraz maczety siłą wyrzucili lokatorów z zajmowanego mieszkania (w tym małe dzieci – najmłodsza córka ma 8 lat). Następnie wyrzucili do ogrodu ich rzeczy. Wszystko to przy bierności policji w Bielsku-Białej, która ograniczyła się do pouczenia uczestników i stwierdzenia, że wobec faktu, iż nadal jest formalnie właścicielem domu nie mogą nic zrobić – informuje adwokat Maciej Harat. Wyrzuceni lokatorzy postanowili szukać pomocy w sądzie i domagać się decyzji, na podstawie której będą mogli wrócić do domu. I dopięli swego. – 18 sierpnia, na skutek powództwa wniesionego do sądu, Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej wydał postanowienie o zabezpieczeniu, które przewiduje natychmiastowe opróżnienie mieszkania z osób związanych z właścicielką, nie wyłączając oczywiście jej samej. Pomimo że moi klienci stawili się z policją zaopatrzeni w to postanowienie, właścicielka odmówiła jego wykonania – znów przy bierności policji. Podjęte zostaną czynności egzekucyjne w tej sprawie, zmierzające do wprowadzenia w życie orzeczenia sądu – informuje adwokat.

Izabela Żaczek zaprzecza, jakoby przebieg wydarzeń tak właśnie wyglądał. – To mój dom i miałam prawo wynająć jego część komuś innemu. Poprzedni lokatorzy mieszkali tam bezprawnie. Jak weszli nowi lokatorzy, którzy mieli przeznaczoną do zamieszkania część domu, doszło do „cyrku”, więc wezwałam policję. Nikt nikogo siłą nie wyrzucał. Nikt nie został pobity ani nawet dotknięty. I nie było żadnej broni. To wszystko może potwierdzić obecna na miejscu policja. Lokatorzy sami uznali, że nie chcą mieszkać z nowymi wynajmującymi – opowiada Izabela Żaczek. – Dziwne, że ja czekam przed sądem na sprawiedliwość osiem miesięcy, a druga strona załatwiła postanowienie o „przywróceniu przywłaszczenia” w ciągu jednego dnia. Złożyłam zażalenie i czekam na decyzję – dodaje i zapewnia, że ani myśli się ruszyć ze swojego domu. – Nie wyobrażam sobie, aby mnie mieli teraz z trójką dzieci wyrzucić na bruk i umożliwić powrót ludziom, którzy mieszkali u mnie bez aktu prawnego – tłumaczy.

 

google_news