Bielsko-Biała Kultura i rozrywka

Człowiek-orkiestra

Fot. Zdzisław Niemiec

Artysta muzyk altowiolista Witold Szulakowski grał w Bielskiej Orkiestrze Kameralnej od pierwszego koncertu, a od roku 1992 był kierownikiem artystycznym i ugruntował jej mocną pozycję na krajowym rynku muzycznym. Jego pomysły repertuarowe, na czele ze współtworzeniem kolejnych edycji Festiwalu Kompozytorów Polskich, przyciągały tłumy publiczności. Z powodzeniem popularyzował nie tylko muzykę klasyczną, ale i trudniejsze w odbiorze dzieła współczesne, nie stronił też od hitów muzyki rozrywkowej. W ostatnich odmłodził zespół, przygotował następcę i uznał, że teraz, mając 70 lat, może odpocząć.

Bielska Orkiestra Kameralna działa od 1982 roku. – Ale pierwszy koncert zagrała w… Szczyrku, w Gminnym Ośrodku Kultury, przyszła garstka słuchaczy. Na szczęście potem było coraz lepiej – wspomina Witold Szulakowski. Przez pierwsze dziesięć lat szefem artystycznym był Tadeusz Kocyba (1933-2007) – dyrygent i kompozytor muzyki do wielu kreskówek z bielskiego Studia Filmów Rysunkowych, a drugim dyrygentem Andrzej Kucybała, wieloletni dyrektor bielskiej Szkoły Muzycznej. – Naszą bazą była wtedy sala Pod Orłem, ponieważ Dom Muzyki był w trakcie przebudowy. Występowaliśmy także w różnych miejscowościach ówczesnego województwa bielskiego – w Cieszynie, Kętach, Oświęcimiu, Żywcu. Co miesiąc dawaliśmy dwa koncerty – najpierw w terenie, a następnie w bielskiej siedzibie – podkreśla altowiolista. W latach następnych takiej regularności już nie było, orkiestra występuje okazjonalnie, kilka razy w roku, jej bazą jest Bielskie Centrum Kultury, a muzycy na co dzień pracują w różnych miejscach – nie tylko w bielskiej Szkole Muzycznej, ale też w orkiestrach działających w różnych częściach kraju.

Gdy więc Witold Szulakowski przejął w 1992 roku kierownictwo artystyczne Bielskiej Orkiestry Kameralnej, doszło mu sporo nowych obowiązków związanych z przygotowaniem koncertów – kompletowanie składu zespołu, opracowywanie programów, zapraszanie dyrygentów i solistów, prowadzenie prób. Pomocne okazały się liczne kontakty w środowisku muzycznym i szeroka znajomość orkiestrowego repertuaru, grał bowiem w Filharmonii Śląskiej w Katowicach. I cechy charakteru – jest cierpliwy, precyzyjny, taktowny niczym dyplomata. To ważne, bo muzyczne gwiazdy oraz ich menedżerowie miewają nieraz wymagania i kaprysy trudne do zaakceptowania. Nawet konferansjerzy. Na przykład bardzo przed laty popularny Bogusław Kaczyński, zaproszony do poprowadzenia koncertu poświęconego Moniuszce. – Opracowałem program, umówiłem świetnych solistów i zaprosiłem go do poprowadzenia koncertu. Zgodził się, ale zastrzegł, że solistów do Moniuszki dobiera sobie sam. Cóż, trzeba było na ten warunek gwiazdora przystać, choć wiązało się to dla mnie z niewdzięcznym zadaniem odwołania wykonawców, z którymi się wcześniej umówiłem – wspomina altowiolista.

Korzystając z licznych znajomości w świecie sztuki sprowadził na koncerty bielskich kameralistów mnóstwo wybitnych artystów. – Wśród dyrygentów, z którymi tworzyliśmy programy, najczęściej byli Mirosław Jacek Błaszczyk, Sławomir Chrzanowski, Krzysztof Missona, Michał Nesterowicz, Jerzy Salwarowski, Stefan Stuligrosz, Tadeusz Wicherek, a także Krzesimir Dębski, Kazimierz Kryza, Maciej Niesiołowski, Andrzej Zubek. Przyjęli zaproszenie znakomici pianiści – Ewa Pobłocka, Piotr Paleczny, Leszek Możdżer, bielszczanin Jerzy Sterczyński, skrzypkowie – Kaja Danczowska, Krzysztof Jakowicz, Konstanty Andrzej Kulka, Kwartet Wilanów, śpiewacy – Małgorzata Walewska, Iwona Hossa, Grażyna Brodzińska, Andrzej Hiolski, Wiesław Ochman, Bogdan Paprocki, Adam Zdunikowski. Mieliśmy też szczęście grać z zagranicznymi gwiazdami, jak światowej sławy amerykańska śpiewaczka Gwendolyn Bradley czy rumuński wirtuoz fletni Pana Gheorghe Zamfir. Wśród recytatorów byli Anna Seniuk, Wiesław Gołas, Krzysztof Kolberger, Jerzy Kryszak. Libretto estradowego wykonania operetki „Wesoła wdówka” czytał Lucjan Kydryński – wylicza wieloletni szef artystyczny BOK.

– Bardzo ważnym momentem była dla mnie i orkiestry współpraca z pianistką Ewą Stojek-Lupin, mieszkającą w Kanadzie absolwentką bielskiego „Muzyka”. Przygotowała koncert Henryka Mikołaja Góreckiego w wersji klawesynowej. Wielką niespodzianką był przyjazd profesora Góreckiego, a także owacyjna reakcja publiczności na jego bądź co bądź niełatwą kompozycję. Dyrektor BCK Władysław Szczotka od dłuższego czasu myślał o stworzeniu w naszym mieście cyklicznej imprezy dotyczącej muzyki poważnej. I właśnie owacyjne przyjęcie muzyki Góreckiego sprawiło, że zaczęlismy myśleć o stworzeniu cyklicznego festiwalu popularyzującego twórczość polskich kompozytorów – dawnych i współczesnych. Władze miejskie przyklasnęły pomysłowi i na początek, zachęceni sukcesem, wybraliśmy oczywiście kompozycje Henryka Mikołaja Góreckiego – mówi Witold Szulakowski. – Udaliśmy do niego do Katowic z dyrektorem Szczotką i naczelnikiem Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego Jerzym Pieszką. Kompozytor długo się wzbraniał, nie wierząc, że to się może udać, ale w końcu z wielkimi oporami się zgodził. Dodaliśmy więc jeszcze jedną prośbę, że byłoby cudownym przeżyciem, gdyby mistrz zadyrygował swoją III Symfonię „Symfonię pieśni żałosnych”, która była wówczas na światowym topie. Miałem umówionego rezerwowego dyrygenta, bo Górecki wciąż się wahał i dopiero na dzień przed koncertem zgodził się wystąpić. Wykonana w Bielsku pod jego batutą III Symfonia wywołała nieprawdopodobnie wielkie wrażenie. Tym bardziej że zadyrygował ją w wersji dłuższej, niż przewidywała partytura. Zrobił z tego utworu tak monumentalne dzieło, że przeżycie było niezapomniane. Idąc śladem tego sukcesu polskiej muzyki współczesnej, za rok zrobiliśmy festiwal twórczości Wojciecha Kilara – mówi Witold Szulakowski, przypominając początki Festiwalu Kompozytorów Polskich, który wystartował w roku 1996, a jego patronem został Henryk Mikołaj Górecki. – Co roku wizytowaliśmy państwa Góreckich w domu w Zębie albo w Katowicach, ustalając kolejne programy festiwalowe. Niejednokrotnie towarzyszył nam prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult. Tegoroczna edycja będzie 24. Zaplanowano ją na 3-5 października, poświęcając Stanisławowi Moniuszce w 200-lecie jego urodzin.

Na niektórych koncertach orkiestra występuje w rozszerzonym ponad 25-osobowym składzie, pod nazwą Bielska Orkiestra Festiwalowa. – Po raz pierwszy zagraliśmy w rozszerzonym składzie podczas Festiwalu Kompozytorów Polskich. Stąd nazwa Festiwalowa – wyjaśnia Witold Szulakowski.

Programowe pomysły szefa kameralistów rozbudziły zainteresowanie bielszczan różnymi nurtami muzyki poważnej, ale na tym nie poprzestał. W 2004 roku rozpoczął współpracę z aranżerem i dyrygentem Andrzejem Marko, absolwentem bielskiego „Muzyka”, znanym z prowadzenia orkiestr na festiwalach piosenki, z opolskim i sopockim na czele. Był to początek szerszego otwarcia kameralistów na muzykę popularną, w której Marko się specjalizuje (choć przygotował też nawiązujący do klasyki program z różnymi wersjami pieśni „Ave Maria”). – Zaczęło się od koncertu na jubileusz 80-lecia Marii Koterbskiej. A na wielu kolejnych wystąpiła z nami plejada polskich artystów, wśród nich Urszula Dudziak, Halina Frąckowiak, Irena Jarocka, Alicja Majewska, Michał Bajor, Golec uOrkiestra, Wojciech Korda, Bogdan Łazuka, Jerzy Połomski, Ryszard Rynkowski, Trubadurzy, Włodzimierz Korcz – wylicza Witold Szulakowski i dodaje: – Była też współpraca i wielka przyjaźń z nieodżałowanym Zbyszkiem Wodeckim, który zawsze umiał znaleźć dla nas czas. Polubił i nas, i aranżacje Andrzeja Marko. Miał do współpracy z nami ogromny sentyment, może dlatego, że jako drudzy wykonaliśmy jego Oratorium Niepołomickie „Urbs Amabilis” („Miejsca Uświęcone”), które skomponował dla Krakowa, a zaprezentowaliśmy je w Bielsku w 2011 roku podczas XII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Sakralnej „Sacrum in musica”.

Współpraca z Andrzejem Marko zaowocowała także bardzo ciekawym projektem – koncertami z symfonicznymi wersjami przebojów zespołu Dżem. Pamiątką jest płyta CD oraz DVD i bardzo dobre recenzje. – W 2017 roku, na koncercie walentynkowym pod dyrekcją Andrzeja Marko, wykonaliśmy specjalnie z tej okazji napisanego przez niego walca dedykowanego naszemu miastu, a partytura została przekazana na ręce prezydenta Krywulta – dodaje Witold Szulakowski. Wyrazów uznania dla bielskich kameralistów było wiele. Gdy w Sali Lustrzanej zamku w Pszczynie zagrali „Orawę” Wojciecha Kilara, zachwycony kompozytor uznał to wykonanie za najbardziej stylowe i podarował orkiestrze partyturę. Muzycy pamiętają też opinię jazzowego pianisty Adama Makowicza, który przyjechał z USA z serią 17 koncertów grając utwory Gershwina. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedział, że najlepiej mu się grało w Bielsku-Białej i najwyżej sobie ceni nasz zespół.

Efekty wieloletniej pracy Witolda Szulakowskiego bardzo wysoko ocenia dyrektor BKC Władysław Szczotka, podkreślając jego świetne kontakty z wieloma wykonawcami, pomysły repertuarowe owocujące salą wypełnioną do ostatniego miejsca, i to, że przygotował godnych następców – młodych ambitnych muzyków. – Na koncercie z okazji 35-lecia Bielskiej Orkiestry Kameralnej z pierwszego jej składu zostałem tylko ja. Przez te lata przybliżyliśmy szerokiej publiczności ogromną ilość muzyki i znakomitych wykonawców, więc bardzo zależało mi na kontynuacji tej działalności. Szukałem następców i cieszę się, że teraz, po 37 latach istnienia orkiestry, młody zespół pod artystycznym kierownictwem Jacka Stolarczyka kontynuuje naszą pracę sprzed lat – podsumowuje Witold Szulakowski.

google_news